W Polsce wybuchła fiskalna bomba. Od marca 2025 roku urzędy skarbowe uzyskały pełny dostęp do danych dziesiątek tysięcy Polaków handlujących online. Wszystko za sprawą unijnej dyrektywy DAC7, która nałożyła na platformy internetowe — takie jak Allegro, OLX, Vinted, Booking czy Amazon — obowiązek raportowania szczegółowych informacji o swoich użytkownikach do Krajowej Administracji Skarbowej (KAS). Pierwsze kontrole już ruszyły, a eksperci ostrzegają: to dopiero początek największej operacji podatkowej dekady.
Ministerstwo Finansów potwierdziło, że do końca lutego 2025 r. wpłynęły tysiące raportów obejmujących zarówno osoby fizyczne, jak i firmy. Dane są szczegółowe: obejmują liczbę transakcji, ich wartość, numer konta bankowego, dane kontaktowe, a nawet adres IP. Zaskoczeni użytkownicy OLX i Vinted odkrywają teraz, że ich „niewinne” sprzedawanie ubrań czy używanego sprzętu może zakończyć się wezwanie do złożenia wyjaśnień lub pełną kontrolą skarbową.
To nie teoria spiskowa. KAS oficjalnie rozpoczęła proces porównywania danych z DAC7 z deklaracjami PIT, VAT i innymi rejestrami fiskalnymi. Jak zapowiadają urzędnicy, kontrole obejmą najpierw osoby, u których wykryto istotne rozbieżności – zwłaszcza te, które nie wykazały przychodu mimo dużej liczby transakcji.
Nie chodzi o jednorazową sprzedaż roweru czy starego laptopa. Nowe przepisy jasno precyzują, że osoby sprzedające minimum 30 przedmiotów rocznie lub osiągające przychód powyżej 2 tys. euro (czyli ok. 8 600 zł) muszą liczyć się z przekazaniem ich danych do fiskusa. A to tylko dolna granica.
Problem w tym, że wielu Polaków nie miało pojęcia o tych regulacjach. Vinted i OLX nie ostrzegały z wyprzedzeniem, a część użytkowników była przekonana, że skoro nie prowadzą działalności gospodarczej, to ich obowiązki podatkowe nie dotyczą. To bardzo niebezpieczny mit.
Z danych opublikowanych przez resort finansów wynika, że w Polsce nawet 380 tysięcy użytkowników platform sprzedażowych przekroczyło próg zgłoszeniowy DAC7 w 2024 roku. Część z nich może nie mieć sobie nic do zarzucenia, ale spora grupa – szczególnie ci, którzy prowadzą tzw. „działalność nierejestrowaną” – może wkrótce zostać zmuszona do zapłaty zaległego podatku, odsetek, a nawet kary grzywny.
Jakie dane przekazały platformy? Urząd skarbowy wie więcej niż myślisz
Zgodnie z dyrektywą DAC7, platformy internetowe muszą co roku do 31 stycznia przekazać szczegółowy raport do administracji podatkowej. Obejmuje on m.in.:
- Imię i nazwisko (lub nazwę firmy) sprzedawcy
- Numer konta bankowego, na który trafiają środki ze sprzedaży
- Liczbę transakcji i sumaryczny przychód brutto w danym roku
- Adres zamieszkania i numer NIP (jeśli dotyczy)
- Data rejestracji konta oraz jego aktywność
Dla fiskusa to złoty standard. Dzięki takim danym KAS zyskał precyzyjne narzędzie do identyfikowania nieopodatkowanej działalności gospodarczej, która – według nieoficjalnych szacunków – mogła kosztować budżet państwa nawet 1,2 miliarda złotych rocznie.
W 2025 roku KAS planuje skontrolować około 25 tysięcy użytkowników, którzy sprzedali online towary o łącznej wartości powyżej 50 000 zł rocznie, nie wykazując żadnej aktywności gospodarczej w dokumentach fiskalnych. To pierwsza fala, ale jak zapowiada resort – kolejne już są w przygotowaniu.
Co istotne – kontrole będą zautomatyzowane. Dzięki systemowi STIR i centralnemu rejestrowi rachunków, urzędnicy w czasie rzeczywistym mogą łączyć dane z DAC7 z przepływami bankowymi. W praktyce oznacza to, że jeśli ktoś sprzedał 150 ubrań przez Vinted i otrzymał za nie łącznie 30 000 zł na konto, fiskus to wie – nawet jeśli dana osoba twierdzi, że „tylko pozbywała się niepotrzebnych rzeczy”.
Sprzedaż prywatna czy działalność? Granica jest cienka – ale fiskus jej nie ignoruje
Największy problem dla wielu osób to rozróżnienie między sprzedażą okazjonalną a działalnością zarobkową. W polskim prawie różnica ta ma ogromne znaczenie: sprzedaż majątku prywatnego po upływie 6 miesięcy od zakupu jest nieopodatkowana, ale już systematyczne, zorganizowane sprzedawanie towarów – nawet bez zarejestrowanej działalności – podlega pełnemu opodatkowaniu.
W świetle danych z DAC7, urzędnicy będą analizować:
- Czy sprzedawane przedmioty były nowe czy używane
- Jak często użytkownik wystawiał ogłoszenia
- Czy przedmioty były jednolite (np. hurtowe ilości ubrań lub akcesoriów)
- Czy transakcje dotyczyły produktów kupionych specjalnie z myślą o sprzedaży
- Jakie były ceny jednostkowe i wartości łącznych wpływów
Na podstawie tych informacji KAS może uznać, że dana osoba prowadzi działalność zarobkową i powinna ją była zarejestrować. W takim przypadku fiskus może domagać się zaległego podatku dochodowego, VAT-u, a nawet składek ZUS. W ekstremalnych przypadkach – zwłaszcza przy fałszywych oświadczeniach – możliwe są też kary karno-skarbowe.
Eksperci zalecają: jeśli sprzedajesz regularnie online i masz już przychody powyżej kilku tysięcy złotych miesięcznie, zasięgnij porady księgowego lub doradcy podatkowego. Lepiej zapobiec, niż zapłacić 5 lat wstecz z odsetkami.
Co teraz? Kontrole już ruszyły – a KAS szykuje kolejną rewolucję
W 2025 roku DAC7 to dopiero początek. Ministerstwo Finansów pracuje nad rozszerzeniem krajowych przepisów, które miałyby objąć również platformy społecznościowe i lokalne grupy sprzedażowe (np. Facebook Marketplace).
Celem jest pełna transparentność rynku online. Państwo nie chce już tolerować „szarej strefy” w internecie. W planach jest wprowadzenie obowiązku wystawiania paragonów fiskalnych przez platformy sprzedażowe, a także objęcie użytkowników nowym rejestrem działalności nierejestrowanej.
Polacy są zaskoczeni. Ale – jak pokazują pierwsze reakcje – wielu internautów nie zamierza rezygnować ze sprzedaży. Przeciwnie, rośnie liczba osób rejestrujących jednoosobową działalność gospodarczą lub wybierających model działalności nierejestrowanej, który pozwala legalnie zarabiać do 3 181 zł miesięcznie (w 2025 roku) bez konieczności rejestrowania firmy.
Fiskus wchodzi na poważnie w świat cyfrowy. A kto nie zdąży się dostosować, może srogo zapłacić za swoją niewiedzę. To już nie ostrzeżenie — to rzeczywistość.