Polska szykuje się na najpoważniejszą reformę rynku pracy od lat. Rząd oficjalnie potwierdził, że czterodniowy tydzień pracy jest realnym scenariuszem. Nie mówimy już o „luźnych rozważaniach” czy „futurystycznych wizjach”, tylko o konkretach. Są wyniki rządowych analiz, a Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nie ukrywa – zmiany są możliwe, ale będą wdrażane stopniowo. Tylko czy Polska naprawdę jest gotowa na taki krok?
Polska pracuje za dużo – i to nie jest opinia, to fakt
Polski pracownik pracuje średnio 39,7 godziny tygodniowo, co stawia nas w niechlubnej czołówce Unii Europejskiej. Dla porównania, w Holandii to zaledwie 32 godziny. Nawet w Niemczech średni tydzień pracy nie przekracza 35 godzin. Rząd nie ukrywa, że czterodniowy tydzień pracy bez obniżki wynagrodzeń mógłby być ogromnym krokiem w kierunku zwiększenia dobrostanu obywateli i poprawy jakości życia.
Ale to nie wszystko. Jak ujawnia Martyna Lewandowska z Centralnego Instytutu Ochrony Pracy, analiza trendów w 19 państwach UE pokazała jednoznacznie: po pandemii nastąpiło systemowe skracanie czasu pracy, co nie tylko nie zabiło gospodarek, ale wręcz je usprawniło. Polska jednak nadal tkwi w modelu „więcej godzin = większa produktywność”, który – jak pokazują badania – już dawno się zdewaluował.
4 dni pracy, 3 dni odpoczynku – utopia czy nieunikniona przyszłość?
Minister pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk oficjalnie potwierdziła: „czterodniowy tydzień pracy – tak, ale bez obniżki pensji”. Według niej to rozwiązanie nie tylko oczekiwane społecznie, ale i ekonomicznie sensowne. Zastrzega jednak, że nie będzie jednego modelu dla wszystkich branż. Przemysł, biura i sektor kreatywny – każdy ma inne potrzeby, dlatego reforma będzie szyta na miarę.
Warianty, jakie rząd bierze pod uwagę, to m.in.:
- czterodniowy tydzień pracy (32 godziny tygodniowo),
- krótsze dni robocze (np. 6 godzin dziennie przez 5 dni),
- elastyczne modele pracy z dodatkowymi dniami wolnymi.
To podejście wydaje się rozsądne, ale eksperci rynku pracy ostrzegają: bez zmian w Kodeksie pracy nie będzie żadnej rewolucji. Jak zaznacza Paweł Śmigielski z OPZZ, tylko obowiązkowe zapisy prawne zagwarantują realne zmiany. W przeciwnym razie firmy będą ignorować nowe rozwiązania – dokładnie tak, jak teraz ignorują wiele mechanizmów ochrony pracownika.
Dlaczego to takie ważne? Bo rynek pracy już dziś jest przeciążony i wyczerpany. Z badań przeprowadzonych w Polsce w 2024 roku wynika, że aż 68% pracowników odczuwa symptomy wypalenia zawodowego, a blisko 80% chciałoby więcej czasu dla rodziny i regeneracji.
Co ciekawe, w firmach, które testują skrócony tydzień pracy, nie zaobserwowano spadku produktywności, a wręcz przeciwnie – wzrosła lojalność pracowników, efektywność i poziom zadowolenia z życia. Przykład? Herbapol z Poznania, który jako jedna z pierwszych polskich firm wprowadził 4-dniowy model testowo, odnotował spadek absencji o 17% i wzrost satysfakcji pracowników o 23%.
W Wielkiej Brytanii, gdzie przeprowadzono największy jak dotąd eksperyment z 4-dniowym tygodniem pracy (w 2022 roku), aż 92% firm biorących udział w pilotażu zdecydowało się pozostać przy tym modelu na stałe. Bez strat finansowych, bez spadku wydajności, za to z ogromną poprawą kondycji psychicznej zatrudnionych.
Co nas czeka? Eksperci ostrzegają przed pułapkami
Choć wszystko brzmi optymistycznie, nie brakuje kontrowersji. Po pierwsze, nie każdy sektor będzie mógł wdrożyć nowe przepisy równie łatwo. Produkcja, logistyka, służby publiczne – tam często wymagana jest stała obecność i ciągłość pracy. Po drugie, małe i średnie firmy obawiają się, że czterodniowy tydzień pracy może oznaczać konieczność zatrudnienia dodatkowego personelu, na co zwyczajnie ich nie stać.
Dodatkowo, zdaniem części ekspertów, brakuje dziś infrastruktury prawnej i technologicznej, by reforma mogła wejść w życie bez ryzyka chaosu. Potrzebne są jasne przepisy, dotacje, a przede wszystkim kompleksowa edukacja pracodawców.
Jednak mimo obaw, trend jest nie do zatrzymania. Wpływa na to nie tylko presja społeczna, ale również zmieniające się oczekiwania pokolenia Z i millenialsów, którzy otwarcie mówią: „Nie chcemy żyć tylko po to, żeby pracować”. W dobie kryzysów psychicznych i chorób cywilizacyjnych, czas stał się walutą cenniejszą niż pieniądze.
Czy Polska pójdzie śladem Francji, gdzie 35-godzinny tydzień pracy wprowadzano przez kilka lat? To bardzo możliwe. Rząd mówi o etapowym wdrażaniu zmian, co oznacza, że czterodniowy tydzień pracy może stać się rzeczywistością już w perspektywie 2026–2028 roku – przynajmniej w części branż.
Polska stoi dziś przed wyborem: albo pójdziemy z duchem czasu i zadbamy o zdrowie pracowników, albo utkwimy w przestarzałym modelu pracy kosztem całego społeczeństwa. Jedno jest pewne – cofnięcia już nie będzie.