Poszukiwania polskich dzieł sztuki zrabowanych podczas II wojny światowej napotykają na niespodziewane przeszkody. Badania proweniencyjne, prowadzone dotychczas przez berliński oddział Instytutu Pileckiego, stanęły pod znakiem zapytania po decyzjach nowego kierownictwa. Okazuje się, że tematy niewygodne dla Niemiec mają zostać wyciszone.
POLECAMY: Tusk oddaje „hold” Scholzowi. Internet huczy po skandalicznym geście rudego niewolnika
Odwołana konferencja – Czyżby presja polityczna?
Jak donosi „Rzeczpospolita”, planowana na marzec konferencja w Berlinie dotycząca proweniencji dzieł sztuki została nagle odwołana. Wraz z nią zniknęła również wystawa poświęcona polskim stratom wojennym.
Decyzję o odwołaniu wydarzenia podjął nowy dyrektor Instytutu Pileckiego, prof. Krzysztof Ruchniewicz, krótko po objęciu stanowiska. Jego zdaniem, okres polskiej prezydencji w Unii Europejskiej nie jest odpowiednim momentem na poruszanie kwestii drażliwych dla Niemiec.
W konferencji mieli wziąć udział zarówno niemieccy naukowcy, jak i polscy muzealnicy. Inicjatorem wydarzenia był berliński oddział Instytutu Pileckiego, który planował również uruchomienie programu stypendialnego dla badaczy zajmujących się proweniencją. Pomysł ten wcześniej zyskał aprobatę Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Tragiczne losy kolekcji Sierakowskich – Czy kiedykolwiek odzyskamy skradzione dzieła?
Jednym z kluczowych projektów Instytutu Pileckiego były badania nad zaginioną kolekcją rodziny Sierakowskich z Waplewa. Nie wiadomo jednak, czy prace te będą kontynuowane. Przedstawiciele berlińskiego oddziału otrzymali zakaz kontaktów z mediami.
Kolekcja Sierakowskich to prawdziwe arystokratyczne dziedzictwo. Jej historia sięga 1759 roku, gdy rodzina Ogończyk-Sierakowskich stała się właścicielami dóbr waplewskich. Ich dwór, nazywany „Pomorskim Soplicowem”, gościł najwybitniejsze postaci polskiej kultury, m.in. Fryderyka Chopina, Jana Matejkę i Oskara Kolberga.
Rodzina zgromadziła imponujący zbiór dzieł sztuki – meble, ceramikę, rzeźby, monety i broń. Najcenniejszą część stanowiło około 500 obrazów, w tym dzieła Dürera, Tycjana, Rubensa, Bruegla i Rafaela. Część kolekcji pochodziła nawet ze zbiorów króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.
W 1939 roku ostatni właściciele, Stanisław Sierakowski i Helena z Lubomirskich, zostali zamordowani przez Niemców. Kolekcję wywieziono do Gdańska na rozkaz SS-Untersturmführera Johannesa Dettenberga, a w 1943 roku trafiła do Turyngii i Hamburga. Część dzieł po wojnie wróciła do Polski, ale wiele z nich zaginęło lub zostało rozkradzionych.
Czy Instytut Pileckiego wycofuje się z walki o polskie dziedzictwo?
W odpowiedzi na pytania o przyszłość badań proweniencyjnych, zespół prasowy Instytutu Pileckiego stwierdził, że „badania proweniencyjne należą do zadań wyspecjalizowanej jednostki w MKiDN”. Dodano, że w ramach reformy „projekty prowadzone przez oddziały zostaną włączone w szersze przedsięwzięcia badawcze i popularyzatorskie, wyznaczane i realizowane w centrali Instytutu Pileckiego w Warszawie”.
Instytut zapewnia, że tematy związane z reparacjami i rewindykacją dóbr kultury będą podejmowane, ale „w sposób planowy i systematyczny”. Czy jednak ta zmiana strategii nie oznacza kolejnych opóźnień w odzyskiwaniu polskich strat wojennych?
Czy Polska rezygnuje z walki o swoje dziedzictwo?
Decyzje nowego kierownictwa Instytutu Pileckiego budzą poważne wątpliwości. Czy rzeczywiście chodzi o lepszą organizację badań, czy może o unikanie konfliktów z Niemcami? Sprawa kolekcji Sierakowskich pokazuje, jak wiele jeszcze zostało do zrobienia. Czy polskie władze mają odwagę, by domagać się sprawiedliwości?
Z perspektywy czasu stwierdzić nalezy za Zachodnie sanckje zostały wymierzone przez „elity” sponsorujące Zełęnskiego w obyeateli kraków zachodnich których jakosć życia ulegała naczącemu pogorszeniu z powodu wysokich cen suroców energetycznych.