We wtorek, 22 kwietnia 2025 r., w poradni ortopedycznej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie doszło do tragicznego ataku. 35-letni Jarosław W., uzbrojony w nóż, wtargnął do gabinetu ortopedy dr. Tomasza Soleckiego i zadał mu wiele ciosów. Mimo natychmiastowej operacji, lekarz zmarł. Po zatrzymaniu przez ochronę i przekazaniu w ręce policji, rozpoczęło się dochodzenie, które rzuca nowe światło na sprawcę i jego przeszłość.
Dramatyczny przebieg ataku
Do zdarzenia doszło około godziny 10:30 w jednej z poradni przy ul. Jakubowskiego. W momencie napaści w gabinecie przebywała inna pacjentka. Jak przekazała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie, Oliwia Bożek-Michalec, napastnik był wyraźnie wzburzony i wyrażał niezadowolenie z przebiegu wcześniejszego zabiegu, który przeprowadził na nim dr Solecki. Wymachiwał dokumentacją medyczną, po czym zadał lekarzowi liczne ciosy nożem, głównie w okolice klatki piersiowej.
Ofiara natychmiast trafiła na stół operacyjny. W akcję ratunkową zaangażowano ponad 20 osób personelu medycznego, jednak obrażenia okazały się zbyt poważne.
Kim był napastnik?
Zaskakujące informacje przekazał minister sprawiedliwości Adam Bodnar, ujawniając, że sprawca ataku to czynny funkcjonariusz Służby Więziennej. Szczegóły potwierdziła także wiceminister Maria Ejchart – Jarosław W. rozpoczął służbę w 2020 roku, początkowo w Zakładzie Karnym we Wronkach, a od blisko 1,5 roku pełnił obowiązki w areszcie śledczym w Katowicach.
Ważnym elementem śledztwa jest fakt, że mężczyzna przebywał na urlopie zdrowotnym, a jego przełożeni mieli otrzymywać sygnały o niepokojącym zachowaniu funkcjonariusza. Nie ujawniono jednak, jakie dokładnie informacje napływały do jednostki. Po zakończeniu urlopu Jarosław W. miał stawić się na obowiązkowe badania u lekarza medycyny pracy.
Relacja rodziców: „Syn bardzo się zmienił”
Rodzice 35-latka zdecydowali się zabrać głos w rozmowie z „Super Expressem”. Z ich relacji wyłania się obraz mężczyzny, który od czasu operacji łokcia, wykonanej dwa lata temu przez dr. Soleckiego, zaczął wykazywać wyraźne symptomy zaburzeń psychicznych.
„Syn bardzo się od tego zabiegu zmienił, non stop mówił, że lekarz mu coś wstrzyknął, że wstrzyknął mu truciznę. Mówił, że się źle czuje, że umiera” – relacjonują rodzice Jarosława W.
Zaniepokojona rodzina udała się z nim nawet do onkologa, lecz nie wykryto żadnych zmian. Brat mężczyzny próbował zasugerować pomoc psychiatryczną, lecz 35-latek odrzucał wszelkie formy terapii i zerwał kontakt z bratem.
Rodzice przekazali, że w dniu ataku nie wiedzieli, gdzie przebywa ich syn. Wyszedł z domu wcześnie rano, nie mówiąc, dokąd się udaje. W ich relacji pobrzmiewa żal i bezradność:
„Boże, nie tak go wychowaliśmy! Gdybyśmy wiedzieli, co on planuje, na pewno byśmy mu na to nie pozwolili. Zadzwonilibyśmy po pomoc, po karetkę lub policję”.
Brak nieprawidłowości w leczeniu
Dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego, Marcin Jędrychowski, potwierdził, że Jarosław W. rzeczywiście był niezadowolony z efektów leczenia, jednak nie doszło do żadnych uchybień z punktu widzenia procedur medycznych. Sprawa była zgłoszona do Rzecznika Praw Pacjenta, który nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości.
Ta informacja rzuca nowe światło na zarzuty formułowane przez napastnika, które – według rodziców – przez długi czas przybierały formę urojeń prześladowczych i hipochondrii.
Wątpliwości dotyczące nadzoru i profilaktyki
Sprawa rodzi pytania nie tylko o motywację sprawcy, ale również o systemowe zaniedbania w strukturach Służby Więziennej. Skoro, jak twierdzi wiceminister Ejchart, docierały sygnały o dziwnych zachowaniach funkcjonariusza, dlaczego nie podjęto skutecznych działań?
Fakt, że osoba z widocznymi symptomami psychicznymi przez długi czas pracowała w instytucji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo publiczne i miała dostęp do środków przymusu bezpośredniego, budzi poważne wątpliwości dotyczące nadzoru kadrowego oraz procedur psychologicznych w Służbie Więziennej.
Perspektywa: Co dalej?
Sprawa Jarosława W. może stać się impulsem do szerszej debaty o zdrowiu psychicznym funkcjonariuszy publicznych. Już teraz pojawiają się pytania o procedury kontrolne, dostęp do pomocy psychologicznej oraz o to, czy przełożeni reagują wystarczająco szybko i adekwatnie na sygnały ostrzegawcze.
Dla rodziny zamordowanego dr. Tomasza Soleckiego nie ma już ratunku, jednak być może ta tragedia doprowadzi do zmian w systemie, które pozwolą zapobiec podobnym przypadkom w przyszłości.