Polski rolnik staje przed coraz większymi wyzwaniami. Wkrótce może okazać się, że nie musi nic produkować, bo wszystko spłynie do nas z zagranicy – zboże z Ukrainy, wołowina z Mercosur, a mleko z Nowej Zelandii. Tylko kto na tym skorzysta? Na pewno nie polski chłop, który będzie musiał konkurować z tańszymi produktami.
POLECAMY: Przyjaciel czy wróg? Ukraina buduje na granicy z Polską megagospodarstwo mleczne
Ptasia grypa uderza w polskie rolnictwo
W Polsce odnotowano już 82 ogniska ptasiej grypy. Komisja Europejska rozważa wstrzymanie eksportu drobiu z niemal połowy kraju, zwłaszcza z regionów o największej liczbie kurników. To prawdziwy cios dla całego rolnictwa, ponieważ drobna produkcja zużywa 65% z 22 mln ton pasz wytwarzanych w Polsce, czyli ponad 14 mln ton rocznie.
POLECAMY: Ursula on der Leyen: Umowa o wolnym handlu pomiędzy UE a Mercosurem będzie gotowa do końca roku
Dla porównania, we Francji w latach 2020–2021 wystąpiło 1400 ognisk ptasiej grypy, głównie ze względu na specyfikę tamtejszej produkcji – tuczenie kaczek na wątróbki wymaga wybiegów i dostępu do wody. Francuski rząd wprowadził program szczepień, który kosztuje 100 mln euro rocznie, z czego 70% pokrywa budżet państwa. W drugiej połowie 2024 roku zamówiono 68 mln dawek szczepionki. Międzynarodowe instytucje uznały tę strategię za sukces.
Ale czy na pewno wszystko jest tak przejrzyste? Polski eksporter drobiu usłyszał od Francuzów:
„Po co zgłaszacie ogniska ptasiej grypy? My nie zgłaszamy, likwidujemy po cichu i mamy święty spokój”.
Czy to prawda? Trudno powiedzieć, ale warto się zastanowić, dlaczego w Polsce choroba atakuje głównie fermy, podczas gdy w Niemczech, Belgii czy Holandii (która rozpoczęła pilotażowy program szczepień w marcu 2025 r.) problem dotyczy głównie dzikiego ptactwa.
Ukraina, Mercosur i Nowa Zelandia – kto jeszcze chce sprzedawać w UE?
Negocjacje z Ukrainą ws. umowy o wolnym handlu, która od czerwca zastąpi dotychczasowe regulacje, wkraczają w decydującą fazę. Ukraina chce nieograniczonego dostępu swojego zboża i drobiu do rynku UE.
Podczas konferencji w Brukseli austriacki przedstawiciel zauważył:
„Trzy największe gospodarstwa rolne na Ukrainie uprawiają tyle ziemi, ile jest użytków rolnych w całej Austrii. Czy to uczciwe, by otworzyć rynek dla takich gigantów, pozostawiając europejskich rolników samych sobie?”
Do tego dochodzi umowa z Mercosurem, która może zalać Europę tańszą wołowiną i soją. A jeśli dodamy do tego mleko z Nowej Zelandii, polscy rolnicy mogą czuć się jak w pułapce.
W marcu 2025 r. Ukraina wyeksportowała 12 270 ton produktów mlecznych, głównie do Niemiec i Polski. W porównaniu z lutym eksport wzrósł o 20%, a w stosunku do marca 2024 r. – aż o 44%. Co gorsza, koszt surowca na Ukrainie był o 28% niższy niż w Europie.
Pryszczyca zbliża się do Polski
W piątek minęły dwa tygodnie od ostatniego ogniska pryszczycy u naszych południowych sąsiadów. Słowacy i Węgrzy zaczęli podsumowywać straty, gdy nagle pojawiło się kolejne ognisko – 50 km od poprzednich.
Hodowcy zastanawiają się, jak zdezynfekować wielohektarowe gospodarstwa, a Słowacy mają problem z przerośniętymi tucznikami, których nie mogą sprzedać od marca. Tymczasem Austriacy łagodzą restrykcje, choć weterynarze ostrzegają:
„Lepiej być surowym na wyrost przez miesiąc czy dwa, niż doświadczyć katastrofy jak w Wielkiej Brytanii w 2001 roku. Straty i cierpienie ludzi i zwierząt są niewyobrażalne”.
Czy polski rolnik ma jeszcze szansę?
W Unii Europejskiej liczy się skuteczność, a nie uczciwość. Polscy rolnicy muszą stawić czoła nie tylko chorobom zwierząt, ale też zalewowi tanich produktów z zagranicy. Czy rząd i UE pomogą im przetrwać, czy zostawią samych sobie?