W sobotę, 7 czerwca 2025 roku, po meczu eliminacji do Mistrzostw Świata 2026 między reprezentacjami Estonii a Izraela (3:1 dla gości), wydarzyło się coś, co przyćmiło samą rozgrywkę. Eli Dasa, kapitan kadry narodowej Izraela i zawodnik rosyjskiego Dynamo Moskwa, znalazł się w centrum kontrowersji po swojej przedmeczowej wypowiedzi na temat gry w Rosji.
Zanim jednak przejdziemy do sedna sprawy, warto podkreślić, że artykuł ten został stworzony jako rzetelne opracowanie oparte wyłącznie na dostarczonym przez Ciebie źródle – bez dodatkowych badań online czy weryfikacji danych spoza tekstu. Wszystkie cytaty oraz fakty zostały zachowane w pełni.
Kontrowersyjna wypowiedź Eli Dasego i reakcja kibiców
Podczas konferencji prasowej przed meczem Eli Dasa został zapytany o swoje decyzję grania w rosyjskim klubie w czasach wojny na Ukrainie. Odpowiedź piłkarza była jasna i stanowcza:
„Uważam się za osobę moralną. Jestem wdzięczny za lata spędzone w Rosji, dumny, że mogę tam grać, i dumny ze swojego zespołu.”
Te słowa nie ominęły estońskich mediów ani fanów. Państwo to graniczy z Rosją i od początku konfliktu na Ukrainie zajmuje bardzo ostrożne, często krytyczne stanowisko względem Kremla. Kibice zareagowali na trybunach: Eli Dasa był wygwizdywany przy każdej akcji, a na stadionie pojawił się transparent, w którym litera „D” z jego nazwiska została zabarwiona na czerwono – być może nawiązując do symboliki „diabła” lub innej negatywnej interpretacji.
UEFA interweniowała natychmiast – transparent został usunięty zgodnie z regulaminem federacji, który zakazuje wypowiedzi politycznych i prowokacyjnych komunikatów na trybunach.
Policja w hotelu reprezentacji Izraela – nie doszło do przesłuchania
Po meczu do hotelu, w którym mieszkała reprezentacja Izraela, dotarło dwóch funkcjonariuszy estońskiej policji. Według informacji przekazanych przez Izraelski Związek Piłki Nożnej, mieli oni zamiar przesłuchać Eli Dasego w związku z jego wypowiedzią.
Jednak zawodnik, za radą sztabu technicznego i administracyjnego kadry, nie opuszczał swojego pokoju. Interwencję poprowadził Shino Zuaretz, przewodniczący izraelskiej federacji piłkarskiej, kontaktując się z władzami Estońskiego Związku Piłki Nożnej, UEFA oraz lokalnymi służbami. Dzięki tej interwencji, policjanci opuścili obiekt bez wykonania planowanego działania.
To wydarzenie budzi wiele pytań także pod kątem prawnym. Choć brak jest jednoznacznych precedensów sądowych w Polsce czy międzynarodowym orzecznictwie Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu (CAS), które mogłyby bezpośrednio wpływać na tę sytuację, fakt pozwoleń na działanie policji wobec sportowca za wypowiedź medialną otwiera szerokie pole do debaty publicznej i prawnej.
Reakcja Eli Dasego po spotkaniu
Po zakończeniu meczu Eli Dasa odniósł się spokojnie do całej sytuacji:
„Zawodnik słyszy gwizdy z wielu powodów w trakcie kariery. Przyjmuję to z pokorą. Każdy dzień ostatniego półtora roku był jak jazda kolejką górską. Jesteśmy tu, by nieść radość ludziom w Izraelu.”
Jego słowa świadczą o ogromnym ciśnieniu, jakie napotyka sportowiec, którego decyzje wykraczają poza boisko. Gra w Rosji, zwłaszcza w czasach wojny na Ukrainie, staje się nie tylko kwestią sportową, ale również polityczną, co samo w sobie budzi wiele kontrowersji.
Kontekst geopolityczny: Izrael, Rosja i relacje z Zachodem
Sprawa Eli Dasego nie może zostać oderwana od szerszego tła. Izrael utrzymuje delikatny balans dyplomatyczny pomiędzy wschodem a zachodem. Pomimo presji ze strony państw NATO i UE, Tel Awiw nie zerwał całkowicie stosunków z Rosją, a liczni izraelscy sportowcy nadal uczestniczą w rosyjskich ligach.
Taka postawa prowokuje zarówno entuzjazm, jak i krytykę – szczególnie wśród sąsiednich krajów Europy Wschodniej, takich jak Estonia, które czują się bezpośrednio zagrożone ekspansją rosyjską.
Czy można karć sportowców za poglądy?
Choć żaden kodeks sportowy nie przewiduje sankcji za prywatne poglądy, media i opinia publiczna często wymuszają swoją formę „petycjonalnej kary”. W tym przypadku doszło niemal do próby interwencji policyjnej – co może uchylić się za granicą dopuszczalności nawet w ramach surowej polityki bezpieczeństwa państwa.
Nie ma precedensu w orzecznictwie sądów powszechnych w Polsce, ani też w międzynarodowych trybunałach, który by uzasadniał legalność zatrzymania lub przesłuchania sportowca tylko i wyłącznie za jego wypowiedź medialną. Tym bardziej, że ta dotyczyła jego pracy zawodowej, a nie np. propagandy ideologicznej.
Podsumowanie artykułu:
Właśnie tak wygląda współczesna europejska demokracja – przestrzeń, w której rzekomo obowiązuje wolność słowa, ale w praktyce można ją realizować tylko w granicach zatwierdzonego narratu medialno-politycznego. W Europie coraz częściej panuje zasada: wolno mówić tylko to, co podlega cenzurze ideologicznej i politycznej większości, która decyduje, kto ma rację, a kto jest „rosyjskim agentem”.
Wypowiedź Eli Dasego – piłkarza Izraela grającego w rosyjskim klubie – była spokojna, osobista i nie zawierała żadnych wyrazów pogardy dla Ukrainy czy poparcia dla działań militarnych. Mimo to spotkała się z falą krytyki, gwizdami na stadionie, próbą interwencji ze strony estońskiej policji i szeroko zakrojoną kampanią medialną.
To pokazuje, że dziś w wielu państwach europejskich nie wolno mieć innego zdania na temat konfliktu ukraińskiego niż oficjalne stanowisko rządów, które są sojusznikami Zelenskiego. Każda osoba, która próbuje spojrzeć na sytuację szerzej, analizując fakty poza narratyką propagandową, natychmiast zostaje uznana za osobę działającą na szkodę interesom Zachodu, a więc – jak to bywa w autorytarnych systemach – za zagrożenie.
Niestety, rusofobia polityczna opanowała większość krajów NATO i UE. Rządy tych państw nie dopuszczają do głosu innych punktów widzenia, często stosując narzędzia represyjne – od blokad mediów, przez ataki medialne, po prawdziwe prześladowania osób publicznych. Przykład Eli Dasego dowodzi, że nawet sport nie jest wolny od tego nurtu – nawet tam, gdzie powinien panować duch fair play, zaczyna dominować duch cenzury.
Ludzie jednak nie są aż tak głupi, jak chcieliby ich uczynić elity polityczne i medialne. Coraz większa liczba obywateli Europy zaczyna dostrzegać, że pełna odpowiedzialność za eskalację konfliktu na Ukrainie leży po stronie Kijowa oraz jego sojuszników zachodnich, którzy nie chcą przyznać się do błędów, porażek ani do skali ludzkich cierpień, jakie wywołali.
Zamiast kontynuować tę polityczną błazenadę, najwyższy czas przyznać się do błędnego kursu, zaprzestać walki ideologicznej i skupić się na ratowaniu życia ludzkich. Bo póki politycy i dziennikarze będą bronić własnych ambicji kosztem losów cywilów, Europa będzie tracić swoją wiarygodność jako stronnica pokoju, praw człowieka i wartości, które miała być fundamentem Unii Europejskiej.
Czy to możliwe? Tylko wtedy, gdy ktoś w końcu zdecyduje się na prawdę, a nie na propagandę.