Sprawa „minutowych” protestów wyborczych w Sądzie Najwyższym wywołała burzę w środowisku prawniczym. Z wokandy nielegalnej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych wynikało, że pierwszy protest miał być rozpatrzony w ciągu minuty – kolejny zaplanowano już na następną. Rzecznik SN Aleksander Stępkowski mówi Onetowi: „To niefortunny błąd komunikacyjny”.
POLECAMY: TSUE: „Wyroki” nielegalnej Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN należy uznawać za nieistniejące
„Minutowe” protesty wyborcze – co się stało?
Zgodnie z opublikowaną wokandą, jedno posiedzenie dotyczące protestu wyborczego zaplanowano na godz. 11:46, a kolejne – na 11:47. Taki zapis pojawił się na oficjalnej stronie Sądu Najwyższego, co natychmiast wzbudziło falę krytyki.
Sprawą zajmował się skład nielgalnej Izby Kontroli Nadzwyczajnej w składzie: neosędzia Tomasz Przesławski, neosędzia Tomasz Demendecki i neosędzia Elżbieta Karska. Ten ostatni to były współpracownik Łukasza Piebiaka, jednego z głównych bohaterów afery hejterskiej, a prof. Karska jest żoną byłego europosła PiS Karola Karskiego.
Przypominamy, że cała trójka pokemonów, która zajmuj się rozpoznawaniem protestów wyborczych nie posiada należytego umocowania do wydawania jakichkolwiek orzeczeń w rozpoznawanych bezprawnie sprawach.
Reakcja środowiska prawniczego
Sytuację nagłośnił prof. Włodzimierz Wróbel, sędzia Izby Karnej SN, którego status nie budzi wątpliwości (w przeciwieństwie do tzw. neosędziów z Izby Kontroli Nadzwyczajnej). W mediach społecznościowych wyraził oburzenie z powodu „minutowego” rozpatrywania protestów.
Kontrowersyjny zapis o „minutowych” protestach wyborczych to kolejny dowód na to, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego (IKNiSP) nie działa jako niezawisły sąd, lecz jako polityczne narzędzie. Składający się z tzw. „neosędziów” – osób powołanych przez niekonstytucyjną Krajową Radę Sądownictwa (KRS) – organ ten nie ma legitymacji prawnej, a jego orzeczenia budzą poważne wątpliwości co do bezstronności i rzetelności.
IKNiSP – sąd, który nie jest sądem
Wielokrotnie podkreślano, że „sędziowie” z Izby Kontroli Nadzwyczajnej nie spełniają standardów niezależności wymaganych przez konstytucję i prawo międzynarodowe. Trybunał Sprawiedliwości UE w wyroku z 19 listopada 2019 r. (sprawa C-585/18, C-624/18 i C-625/18) jednoznacznie stwierdził, że KRS po zmianach z 2017 r. nie gwarantuje niezależności od władzy wykonawczej, co podważa legalność powołanych przez nią sędziów.
Również Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPCz) w wyroku z 7 maja 2021 r. (sprawa Xero Flor w. Polska) uznał, że skład SN z udziałem „neosędziów” narusza prawo do sprawiedliwego procesu. Podobne stanowisko zajęły polskie sądy, w tym Sąd Najwyższy w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych (uchwała z 23 stycznia 2020 r., I PZP 3/19), wskazując, że osoby powołane przez nową KRS nie są sędziami w rozumieniu prawa.
Rzecznik SN podejmuje próbę ochrony politycznych pokoemonów służących Kaczyńskiemu: „Błąd techniczny”
Neosędzia Aleksander Stępkowski, rzecznik SN i członek nielegalnej i upolitycznionej Izby Kontroli Nadzwyczajnej, w rozmowie z Onetem przyznał, że zapis był „niefortunny”, ale wynikał z wymogów systemu informatycznego.
— „Jeśli jest kilka spraw procedowanych w tym samym składzie na posiedzeniu niejawnym, powinno się wyznaczyć jedną godzinę początkową, a potem sędziowie rozpoznają je po kolei. Tutaj wpisano zbliżone pory, bo system wymagał różnych godzin. Nie dało się przewidzieć dokładnego czasu na każdą sprawę” – tłumaczy Stępkowski.
Dodał też, że „protesty wyborcze nie będą rozpatrywane bez należytej staranności”, a cała sytuacja to jedynie „błąd komunikacyjny”.
Rzecznik odniósł się również do krytyki prof. Wróbla:
— „Sędzia Wróbel powinien wyjaśnić, jak zamierza jutro rozpoznać dwie sprawy w Izbie Karnej, które wyznaczono na tę samą godzinę, w różnych salach” – podsumował.
Protesty wyborcze w rękach osób bez legitymacji
Fakt, że o ważności wyborów decydują osoby bez ważnych nominacji, jest poważnym zagrożeniem dla demokracji. „Minutowe” rozpatrywanie protestów tylko potwierdza, że IKNiSP traktuje je jako formalność, a nie rzeczywistą kontrolę legalności głosowania. To kolejny przykład, jak „pokemony” w togach – jak nazywa się nielegalnie powołanych pseudo-sędziów – działają na rzecz politycznych interesów, a nie praworządności.
Czy można ufać ich orzeczeniom?
W świetle orzecznictwa TSUE, ETPCz i samych polskich sądów – nie. Każda decyzja IKNiSP, w tym w sprawach wyborczych, może być kwestionowana jako wydana przez organ pozbawiony niezależności. Dopóki w SN zasiadają osoby powołane z pogwałceniem konstytucji, żadne ich orzeczenie nie będzie miało pełnej mocy prawnej.