Rządowy projekt zmian w prawie o ruchu drogowym, mający na celu walkę z nielegalnymi wyścigami i niebezpieczną jazdą, może nieoczekiwanie uderzyć w organizatorów manifestacji ulicznych. Według portalu Prawo.pl, w skrajnych przypadkach aktywiści mogą zostać obciążeni wielotysięcznymi odszkodowaniami za utrudnienia w ruchu drogowym.
Surowsze kary za blokady dróg – czy to koniec protestów?
Propozycja Ministerstwa Sprawiedliwości przewiduje zmiany w Kodeksie wykroczeń, wprowadzając możliwość nałożenia nawiązki do 1500 zł za poważne zakłócenia w ruchu drogowym. Nowelizacja ma dotyczyć m.in. pikiet i blokad, które uniemożliwiają normalny przejazd.
„Można sobie wyobrazić, że każdy z kierowców stojących w korku spowodowanym przez taką pikietę, a to mogłoby też obejmować pasażerów tych pojazdów oraz komunikacji publicznej, występuje o zasądzenie takiej nawiązki, bo czuje się pokrzywdzony tym protestem” – uważa jedne z naszych prawników.
W praktyce oznaczałoby to, że organizatorzy protestów mogliby zostać zmuszeni do wypłaty ogromnych sum, znacznie przekraczających standardowe kary za wykroczenia.
Czy nowe przepisy ograniczą wolność zgromadzeń?
Helsińska Fundacja Praw Człowieka zwraca uwagę, że proponowane zmiany mogą naruszać wolność zgromadzeń i wyrażania poglądów. W Polsce wiele protestów, szczególnie tych organizowanych przez aktywistów klimatycznych, polega na blokowaniu ruchu ulicznego poprzez tzw. protesty siedzące lub celowe przeciąganie przejść dla pieszych.
„Tego rodzaju protesty, mimo niespełnienia wymogów dotyczących uprzedniego zgłoszenia, czy spontanicznego charakteru, również pozostają pod ochroną art. 57 Konstytucji oraz art. 11 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka” – podkreśla Fundacja.
Co dalej z projektem?
Propozycja Ministerstwa Sprawiedliwości wzbudza kontrowersje, ponieważ może prowadzić do zniechęcenia społeczeństwa do udziału w manifestacjach. Czy rząd złagodzi przepisy, czy utrzyma je w obecnym kształcie? Decyzja może mieć daleko idące konsekwencje dla praw obywatelskich w Polsce.
