Polska stała się bramą dla chińskich samochodów i maszyn, notując w ostatniej dekadzie rekordowy wzrost importu z Państwa Środka – aż o 57,1 procent. To wynik znacznie przewyższający tempo importu do Niemiec, Czech czy Węgier. Mimo tej lawiny towarów, polski przemysł wykazuje zaskakującą odporność na tak zwany „szok chiński 2.0”, radząc sobie lepiej niż gospodarki naszych zachodnich sąsiadów. Jak to możliwe, że w obliczu tak dynamicznego napływu chińskich produktów, rodzima produkcja nie tylko nie załamuje się, ale wręcz rośnie? Tajemnica tkwi w strategicznej dywersyfikacji, która chroni polską gospodarkę przed sektorowymi wstrząsami.
Rekordowy wzrost importu z Chin – Polska liderem w regionie
W ciągu ostatnich dziesięciu lat import samochodów, maszyn i urządzeń z Chin do Polski odnotował imponujący wzrost o 57,1 procent. Jak podaje „Puls Biznesu”, jest to najwyższy wynik w Europie Środkowej. Dla porównania, w Czechach wzrost wyniósł 44,5 procent, w Niemczech 34,3 procent, a na Węgrzech zaledwie 22 procent. Największe przyspieszenie importu przypadło na lata 2019-2021, czyli okres pandemii COVID-19, kiedy globalne łańcuchy dostaw były szczególnie narażone na zakłócenia, a chińscy producenci zyskiwali na względnej stabilności produkcji i konkurencyjnych cenach. Ta dynamika pokazuje, jak głęboko chińskie produkty zakorzeniły się na polskim rynku, wpływając na lokalną konkurencję i preferencje konsumentów.
„Szok chiński 2.0” uderza w europejski przemysł
Pojęcie „szoku chińskiego” po raz pierwszy pojawiło się w 2013 roku, gdy ekonomiści opisali konsekwencje wejścia Chin do Światowej Organizacji Handlu (WTO) dla amerykańskiego rynku pracy. Wówczas Stany Zjednoczone straciły około dwóch milionów miejsc pracy w przemyśle, a płace w najbardziej narażonych branżach przestały rosnąć. Dziś, jak podkreśla „Puls Biznesu”, podobny scenariusz rozgrywa się w Europie, gdzie chińska konkurencja szczególnie mocno uderza w kluczowe sektory, takie jak przemysł motoryzacyjny i produkcja maszyn. Eksperci i publicyści coraz częściej używają terminu „szok chiński 2.0”, aby opisać obecne wyzwania, z jakimi mierzą się europejskie gospodarki w obliczu rosnącej presji ze strony chińskich gigantów produkcyjnych. Firmy zmagają się z koniecznością obniżania kosztów i innowacji, aby utrzymać konkurencyjność.
Tajemnica polskiej odporności – dywersyfikacja kluczem
Mimo dynamicznie rosnącego importu z Chin i globalnego „szoku chińskiego 2.0”, polski przemysł wykazuje się zaskakującą odpornością na negatywne skutki tej konkurencji. Podczas gdy w Niemczech, Czechach czy na Węgrzech branże motoryzacyjne i maszynowe odczuwają wyraźną presję, w Polsce produkcja w przetwórstwie przemysłowym wzrosła w ostatnich latach o 12,2 procent. Ekonomiści z niemal rytualną regularnością przypominają, że kluczem do tej odporności jest bardziej zdywersyfikowana struktura produkcji, eksportu i zatrudnienia. Oznacza to, że polska gospodarka nie jest nadmiernie uzależniona od jednego sektora, co sprawia, że jest mniej narażona na gwałtowne wstrząsy sektorowe. Ta elastyczność pozwala polskim firmom na szybszą adaptację do zmieniających się warunków rynkowych i poszukiwanie nowych nisz.
Co dalej? Amerykańskie cła zmieniają zasady gry
Chociaż po pandemicznym szczycie import z Chin do Polski nieco się zmniejszył, eksperci przewidują, że w najbliższych latach trend wzrostowy może ponownie nabrać tempa. Kluczowym czynnikiem wpływającym na tę prognozę są amerykańskie cła, które ograniczają eksport chińskich towarów do Stanów Zjednoczonych. W rezultacie, chińscy producenci mogą skierować większą część swojej nadwyżki produkcyjnej na rynek europejski, w tym do Polski. To zjawisko może intensywnie wpłynąć na europejskie branże, zwiększając presję konkurencyjną i stawiając nowe wyzwania przed lokalnymi producentami. Polska, ze względu na swoje położenie i otwarty rynek, może stać się jednym z głównych beneficjentów, ale i ofiar tej zmiany strategii eksportowej Chin. Monitorowanie tych globalnych zmian jest kluczowe dla przyszłości polskiego przemysłu.



Jeden komentarz
Chinskie auta to duże ryzyko