W maju 2025 roku rządowy urząd ogłosił jeden z największych przetargów w historii polskiej edukacji – o wartość ponad 1,4 miliarda złotych netto. Chodzi o dostawę ponad 735 tysięcy urządzeń elektronicznych, które mają trafić do ponad 17 tysięcy szkół w całym kraju. Mimo deklarowanego poparcia dla polskich producentów i dążenia do cyfrowej suwerenności, nowe warunki mogą skutecznie wykluczyć lokalne firmy z rywalizacji.
Czego dotyczy przetarg?
Zamówienie publiczne ogłoszone przez Centrum Obsługi Administracji Rządowej (COAR) pod patronatem Ministerstwa Cyfryzacji obejmuje:
- 404 250 laptopów
- 110 250 laptopów przeglądarkowych (tzw. Chromebooków)
- 220 500 tabletów
Urządzenia mają zostać dostarczone do szkół w roku szkolnym 2025/2026. Oficjalnym celem inicjatywy jest wyrównanie poziomu wyposażenia technologicznego placówek oraz wspieranie rozwoju kompetencji cyfrowych uczniów. Termin składania ofert upływa 11 czerwca 2025 roku.
Kontrowersyjny wymóg: TCO i EPEAT – czy to konieczne?
Głównym punktem spornym w Specyfikacji Warunków Zamówienia (SWZ) jest wymóg posiadania jednocześnie dwóch certyfikatów ekologicznych: szwedzkiego TCO oraz amerykańskiego EPEAT.
Oba dokumenty dotyczą standardów środowiskowych, a ich wprowadzenie ma symbolizować zaangażowanie rządu w walkę ze zmianami klimatu. Jednak branża podnosi poważne zastrzeżenia co do skutków tego zapisu.
„Nie znam żadnej polskiej firmy, która posiadałaby obydwa certyfikaty. Co ciekawe Applowy Mac też nie ma TCO, a nie jest najgorszym komputerem” – mówi Monika Wilk, dyrektor strategii i rozwoju w Wilk Elektronik (producent pamięci Goodram).
Dlaczego to problem dla polskich firm?
Uzyskanie obu certyfikatów to proces czasochłonny (3–6 miesięcy na model) i kosztowny. Ponadto, są one wystawiane na określony czas – zwykle dwa lata, co wymaga regularnego odnawiania.
Według przedstawicieli branży, taki wymóg może prowadzić do efektywnego wyłączenia polskich producentów z udziału w przetargu, mimo że spełniają one inne wysokie standardy jakości i ochrony środowiska.
Przykładem jest NTT Systems, największy polski producent sprzętu IT, który posiada certyfikat TCO, ale nie EPEAT. W praktyce oznacza to, że nawet lider rynku nie będzie mógł wziąć udziału w postępowaniu.
Czy normy są uzasadnione?
Ministerstwo Cyfryzacji tłumaczy wprowadzenie tego wymogu koniecznością stosowania się do Rozporządzenia Ministra Edukacji oraz zasady DNSH (Do No Significant Harm), obowiązującej przy projektach finansowanych z Krajowego Planu Odbudowy (KPO).
Jednak „Puls Biznesu” zauważa, że:
- Rozporządzenie Ministra Edukacji mówi o posiadaniu jednego z certyfikatów – TCO lub EPEAT, a nie obu naraz.
- W zapisach KPO nie ma jasnego odniesienia do konieczności posiadania tych konkretnych certyfikatów, by spełnić zasadę DNSH.
To powoduje pytania: czy wymóg ten jest realistyczny, proporcjonalny i zgodny z celami wspierania krajowego przemysłu?
Ryzyko dyskryminacji i ograniczenia konkurencji
Wprowadzenie takiego zapisu grozi ograniczeniem liczby uczestników przetargu, a tym samym brakiem wolnej konkurencji. Skutkiem może być:
- wyższa cena końcowa zamówienia
- ograniczona różnorodność oferowanego sprzętu
- przejście korzyści do zagranicznych dostawców
Zgodnie z art. 18 ustawy o zamówieniach publicznych, warunki udziału w postępowaniu muszą być proporcjonalne do przedmiotu zamówienia. Brak analizy wpływu takich wymogów na konkurencję może być podstawą do podejrzenia łamania prawa zamówień publicznych.
Dodatkowo, orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej wielokrotnie podkreślało znaczenie równego traktowania wykonawców oraz proporcjonalności wymogów w zamówieniach publicznych.
Co dalej?
Firmy z branży IT apelują do COAR i Ministerstwa Cyfryzacji o przegląd warunków przetargu. Jako alternatywę proponują:
- umożliwienie wyboru między TCO lub EPEAT
- uwzględnienie innych równorzędnych standardów ekologicznych
- wprowadzenie elastyczniejszych terminów na pozyskanie certyfikatów
Termin składania ofert kończy się 11 czerwca 2025 roku, więc czasu na korektę warunków pozostało niewiele.
Podsumowanie
Polski przetarg na sprzęt szkolny wartej ponad 1,4 mld złotych ma ogromny potencjał, by wspierać lokalną gospodarkę i rozwijać cyfrową suwerenność kraju. Jednak wprowadzenie kontrowersyjnego wymogu posiadania dwóch specyficznych certyfikatów ekologicznych może efektywnie wykluczyć polskich producentów z rywalizacji.
Pytania dotyczące zgodności tego zapisu z prawem zamówień publicznych, zasadą proporcjonalności oraz deklarowanymi celami wsparcia dla krajowego przemysłu pozostają bez odpowiedzi. Branża oczekuje interwencji i otwartej debaty na temat sposobu kształtowania warunków przetargu.