Wszystko jest, a w sklepach braki. Wielka Brytania zmaga się z kryzysem w zaopatrzeniu sklepów.

Zapewnienia Downing Street, że Boris Johnson wcale nie prosił brazylijskiego prezydenta Jaira Bolsonaro o „awaryjną” umowę na dostawy żywności do Wlk. Brytanii, odzwierciedlają niepokój brytyjskiego społeczeństwa: pandemia, brexit i kryzys energetyczny doprowadziły do sytuacji, w której w Zjednoczonym Królestwie ciągle czegoś brakuje w sklepach.

Zapewnienia Downing Street, że Boris Johnson wcale nie prosił brazylijskiego prezydenta Jaira Bolsonaro o „awaryjną” umowę na dostawy żywności do Wlk. Brytanii, odzwierciedlają niepokój brytyjskiego społeczeństwa: pandemia, brexit i kryzys energetyczny doprowadziły do sytuacji, w której w Zjednoczonym Królestwie ciągle czegoś brakuje w sklepach.

Od ubiegłego roku, gdy pandemia gwałtownie zachwiała stabilnością łańcucha dostaw, klienci brytyjskich sklepów widzą ten sam zestaw ogłoszeń: przeprosiny za braki niektórych towarów oraz zachęty do podjęcia pracy, przede wszystkim dla kierowców.

I choć nie można powiedzieć, że brakuje jedzenia, leków albo środków czystości, to w porównaniu z czasami sprzed pandemii i sprzed brexitu różnica jest uderzająca. 

A to wyparuje gdzieś cały papier toaletowy, a to lodówka z serami jest pusta, a to znowu nie ma w sklepie czipsów. Normą stało się wymienianie przez klientów między sobą i z obsługą pomysłów na to, czym zastąpić w planowanej kolacji coś, czego akurat nie ma i nie wiadomo, kiedy będzie.

Nie da się wskazać jednej przyczyny takiego stanu rzeczy, jednak pandemia jest niewątpliwie główną częścią tej układanki. Koronawirus nie tylko wprowadził chaos w globalnych i lokalnych łańcuchach dostaw, ale zupełnie zaburzył też popyt, bo przez grubo ponad rok Brytyjczycy kupowali w sklepach właściwie wszystko, podczas gdy gastronomia pracowała albo na bardzo zmniejszonych obrotach, albo była zamknięta zupełnie. W efekcie zarządzający dostawami już w pandemii mieli duże problemy z prawidłową kalkulacją potrzeb, a braki wywoływały fale ?zakupów na zapas”, co dalej pogłębiało problem.

Paradoksalnie zniesienie obostrzeń przeciwepidemicznych – bo w Wielkiej Brytanii latem życie właściwie wróciło do normy – nie tylko nie pomogło, ale wręcz pogłębiło kłopoty. Klienci znów zmienili zachowania: zamiast kupować rzadziej i dużo, chodzą do sklepów częściej, kupują co innego i mniej, bo znów mogą bez ograniczeń korzystać z gastronomii.

Do brexitu i pandemii doszedł kryzys gazowy

Brexit, który dokonał się ostatecznie dokładnie w środku pandemicznego kryzysu, nie tylko utrudnił wymianę handlową z kontynentem, ale też w niczym nie pomógł rynkowi pracy. Z powodu wyjścia Wielkiej Brytanii z UE pracownicy tymczasowi z Unii Europejskiej zaczęli wyjeżdżać, a ponieważ stanowili trzon siły roboczej w brytyjskim rolnictwie, hotelarstwie, gastronomii i transporcie, to już sam brexit oznaczał dla firm z tych sektorów kłopoty.

Pandemia była dodatkowym i bardzo silnym impulsem do wyjazdu. Wielką Brytanię opuściło od 2020 r. kilkaset tysięcy do nawet miliona gastarbeiterów, którzy woleli być blisko rodzin i nie ponosić wysokich kosztów utrzymania w czasach, kiedy zatrudnienie jest niepewne. Jakby mało było problemów, ten exodus nie był równomiernie rozłożony między sektory – tak jak ze sklepów wyparował makaron, tak na rynku pracy nie ma akurat kierowców, którzy z łatwością mogli znaleźć zatrudnienie w innych krajach.

Sklepy dawały sobie radę, bo podczas przeciwepidemicznego zamknięcia ludzi szukających zatrudnienia było relatywnie dużo, a pracownicy związani z zaopatrzeniem ludności w żywność byli traktowani jako ?pracownicy kluczowi” i mieli w czasie pandemii dużo pracy oraz pewne przywileje. Jednak gdy gospodarka zaczęła podnosić się po pandemii, przywileje zniesiono, a sklepy zaczęły masowo przegrywać konkurencję o pracowników, których podbierają oblężone gastronomia i hotelarstwo – Brytyjczycy w tym roku mieli wciąż bardzo ograniczone możliwości planowania i wyjazdu na wakacje, więc masowo ruszyli zwiedzać swój kraj.

Najnowszym elementem jest kryzys energetyczny – od początku roku ceny gazu, który stanowi fundament brytyjskiej energetyki, poszybowały w górę o 250 proc., doprowadzając nie tylko do gwałtownej lawiny bankructw brytyjskich firm energetycznych, ale również zmniejszając właściwie do zera produkcję dwutlenku węgla, który jest gazem na olbrzymią skalę stosowanym w uboju zwierząt oraz przy produkcji i przechowywaniu żywności.

Gdy rolnicy i producenci żywności zaczęli grozić, że będą zmuszeni zawiesić produkcję i do sklepów nie dotrą kolejne towary, przez media przetoczyła się kolejna z niezliczonych już fal ostrzeżeń przed brakami, oskarżeń pod adresem rządu i apeli zarządców sklepów, by nie robić zakupów na zapas. Jeśli są one skuteczne, to tylko dlatego, że Brytyjczycy słyszą ten komunikat zapętlony już drugi rok i w zasadzie pogodzili się z tym, że choć głód i niedostatek im w żadnym stopniu nie grozi, to lista zakupów jest w jakimś stopniu objawem myślenia życzeniowego i lepiej być gotowym na mniej lub więcej improwizacji między półkami supermarketu.

Na święta indyki z Brazylii?

Choć braki nie są dotkliwe, to ich przeciąganie się i pogłębianie jest trudne do przyjęcia dla jednego z najzamożniejszych społeczeństw na planecie. Rząd tymczasem odmawia uznania potrzeby dopuszczenia większej liczby zagranicznych kierowców ciężarówek, bagatelizuje kryzys energetyczny, opisując go jako normalną sytuację przetasowania na rynku, i wydaje się czekać, aż wszystko się samo ureguluje. Tymczasem eksperci, producenci, hurtownicy i detaliści ostrzegają, że bez przemyślanej interwencji sytuacja może się wymknąć spod kontroli, kiedy do problemów z podażą dojdzie zwiększony w okresie świąteczno-noworocznym popyt.

Ekonomiści przestrzegają też, że presja inflacyjna już jest olbrzymia (inflacja wzrosła z 0,5 do 4,8 proc.), a kryzys energetyczny wydatnie ją podnosi, więc należy zrobić wszystko, by nie doszło do gwałtownych podwyżek cen w sklepach i wynikającej z nich inflacji.

Rząd wydaje się mieć inny pomysł – w piątek Downing Street gwałtownie zaprzeczało, by Boris Johnson podczas spotkania z brazylijskim prezydentem Jairem Bolsonaro prosił o podpisanie umowy umożliwiającej ?awaryjne” dostawy żywności do Wielkiej Brytanii. Bolsonaro w nagraniu wideo przeznaczonym dla swoich zwolenników mówił, że Johnson chciał w ten sposób ułatwić ?import tych rodzajów żywności, których brakuje w Anglii”, choć nie powiedział, o jaką żywność ma chodzić – ?The Guardian” cytuje spekulacje, że może chodzić o będące częścią brytyjskiej tradycji bożonarodzeniowej indyki.

Wspomóż naszą walkę o wolność, poprze wpłatę dowolnej kwoty na nasz rachunek bankowy: 04 1020 3903 0000 1402 0122 6752

????????????????????????

Na zlecenie indywidualne klienta nasza Kancelaria przygotuje również wszelkie pisma w zakresie spraw związanych z COVID.

Jeśli potrzebujesz pomocy, napisz do nas na adres @: covid@legaartis.pl lub zadzwoń 579636527, 222668618

Informujemy, iż porada prawna udzielana jest każdemu klientowi bezpłatnie.




https://paypal.me/legaartis

Dane do przelewu:

Kancelaria Lega Artis
ul. Przasnyska 6a lok 336a
01-756 Warszawa

IBAN: PL04102039030000140201226752

Jesteśmy do Waszej dyspozycji:
Pn. ? czw.: 11:00 ? 17:00
Piątek: 10:00 ? 15:00

Obserwuj nasze artykuły na Google News

Naciśnij przycisk oznaczony gwiazdką (★ obserwuj) i bądź na bieżąco

Share.

Ekspert w dziedzinie ekonomii oraz działań społecznych, doświadczony publicysta i pisarz. Pierwsze artykuły opublikował w 1999 roku publikacjami dla międzynarodowych wydawców. Współpracując z czołowymi światowymi redakcjami.

Napisz Komentarz

Exit mobile version