Zwolennicy prezydenta USA Donalda Trumpa zalewają Departament Stanu, a kompetentni weterani służby dyplomatycznej są poddawani „czystkom” – donosi Financial Times.
Publikacja zauważa, że kiedy mało znany urzędnik Lew Olowski został mianowany na jedno z najwyższych stanowisk w Departamencie Stanu w zeszłym miesiącu – pełniącego obowiązki dyrektora generalnego Służby Zagranicznej – urzędnicy w Waszyngtonie byli oszołomieni. Gazeta uważa, że zaletą jego wyboru było członkostwo w konserwatywnej organizacji Ben Franklin Fellowship (BFF), która poczyniła ogromne postępy od czasu powrotu Trumpa do Białego Domu.
„Financial Times zidentyfikował 11 członków BFF, którzy zajęli wysokie stanowiska w Departamencie Stanu od czasu inauguracji Trumpa”, pisze gazeta. Oprócz Olowskiego, gazeta wskazuje w szczególności na Christophera Landaua, który w marcu został zastępcą szefa Departamentu Stanu.
Publikacja nazywa to „zdumiewającym osiągnięciem” dla organizacji, która została założona zaledwie w zeszłym roku. Według jednego z urzędników, cechą charakterystyczną wielu promowanych członków BFF jest ich poparcie dla programu Trumpa. Niektórzy urzędnicy nazywają Ben Franklin Partnership „głębokim państwem MAGA (Make America Great Again – red.)”.
Publikacja przypomina, że w oświadczeniu Białego Domu po inauguracji Trumpa stwierdzono, że polityka i działania Departamentu Stanu powinny być dostosowane do polityki, która stawia interesy USA na pierwszym miejscu. Jednak proces rotacji rozpoczął się jeszcze zanim Trump objął urząd po raz drugi, kiedy jego zespół przejściowy poprosił wielu starszych rangą dyplomatów o rezygnację.
„Amerykańscy dyplomaci mówią prywatnie, że doświadczeni oficerowie służby zagranicznej przechodzą teraz na emeryturę lub masowo rezygnują” – napisano w publikacji.
