Bartek Kubkowski, polski pływak długodystansowy, zmuszony był przerwać swoją czwartą próbę przepłynięcia Bałtyku wpław, zaledwie 11 kilometrów od upragnionego brzegu w Dziwnowie. Po niemal 60 godzinach nieprzerwanego wysiłku i pokonaniu 160 kilometrów, jego organizm nagle zastrajkował. Incydent, który miał miejsce w środę nad ranem, zakończył się pilną interwencją ekipy eskortującej i transportem sportowca do szpitala. Ta dramatyczna sytuacja podkreśla ekstremalne wyzwanie, jakim jest pokonanie Bałtyku wpław, co do tej pory nie udało się nikomu. Stan zdrowia pływaka jest stabilny, przechodzi rutynowe badania.
Decydujący Kryzys: Co wydarzyło się na Bałtyku?
Wyzwanie rozpoczęło się w nocy z niedzieli na poniedziałek, kiedy Bartek Kubkowski wyruszył ze Szwecji z ambitnym planem dotarcia do Dziwnowa w środę rano. Przez większość czasu komunikaty od towarzyszącej mu ekipy były optymistyczne: pływak czuł się dobrze, a sprzyjająca pogoda dodawała sił. Jednakże po blisko 60 godzinach nieprzerwanego wysiłku, kryzys nadszedł niespodziewanie, tuż przed godziną 4:00 rano. Członkowie zespołu eskortującego, którzy przez cały czas monitorowali jego stan z pokładu łodzi, relacjonują, że Bartek Kubkowski nagle stał się zdezorientowany, tracił kontakt z rzeczywistością i nie wiedział, gdzie się znajduje. Ze względu na bezpośrednie zagrożenie dla jego zdrowia, podjęto natychmiastową decyzję o wyciągnięciu go z wody i wezwaniu pomocy.
Na ratunek wypłynęła łódź SAR (Search and Rescue), która przetransportowała sportowca na brzeg. Stamtąd Bartek Kubkowski został przewieziony karetką do szpitala na rutynowe badania. Wyczynowiec spędził w wodzie 60 godzin bez snu, nieustannie płynąc, co jest kolosalnym obciążeniem dla organizmu.
Niesamowity Wyczyn, Wielkie Emocje: Rekord, który wciąż czeka
Mimo, że czwarta próba Bartka Kubkowskiego zakończyła się niepowodzeniem, jego wyczyn jest powszechnie uznawany za niesamowity. Przepłynięcie 160 kilometrów w otwartym morzu przez 60 godzin wymaga nadludzkiej wytrzymałości i determinacji. Rodzina i przyjaciele pływaka przeżyli trzy stresujące dni i dwie nieprzespane noce, śledząc jego postępy. Ojciec sportowca podkreśla, że choć zdrowie syna jest najważniejsze, to jego marzenie o przepłynięciu Bałtyku, które realizuje od czterech lat, jest dla niego równie istotne. „Moja pierwsza myśl to była, czy Bartkowi nic nie jest” – mówił reporterce. Dodał również, że mimo sprzeciwu dziewczyny Bartka, jest niemal pewien, że za rok jego syn spróbuje ponownie.
Bliscy Bartka zgodnie podkreślają specyfikę Morza Bałtyckiego. „Bałtyk jest specyficzny, tylko osoby, które spróbowały tego, wiedzą z czym się to je” – dodaje ojciec pływaka, wskazując na unikalne wyzwania, jakie niesie ze sobą ta akwen. Dotychczas nikomu nie udało się przepłynąć Bałtyku wpław, co tylko potęguje skalę wyzwania i determinację Kubkowskiego.
Lekcja Pokory i Niezłomna Wola: Czy będzie kolejna próba?
Dla Bartka Kubkowskiego każda kolejna próba przepłynięcia Bałtyku jest nie tylko sportowym wyzwaniem, ale także głęboką lekcją życiową. „Podchodząc pierwszy raz, byłem bardzo pewny siebie. Każda kolejna próba była dla mnie dużą lekcją, przede wszystkim lekcją pokory. Myślę, że wiele się nauczyłem, nie tylko jako sportowiec, ale i jako człowiek” – mówił pływak tuż przed startem. Dodał również z nutą nadziei: „Bałtyk był dla mnie nauczycielem przez te cztery lata, ale fajnie by było, gdyby teraz już mnie puścił”. Te słowa świadczą o ogromnym szacunku do żywiołu i zrozumieniu jego potęgi.
W trakcie wyzwania, Bartkowi towarzyszyły dwie łodzie asystujące. Zgodnie z rygorystycznymi zasadami bicia rekordu, pływak nie mógł dotykać żadnej z nich. Dlatego podczas regularnych przerw regeneracyjnych, posiłki i wodę otrzymywał za pośrednictwem specjalnego wysięgnika, co dodatkowo komplikowało i tak już trudne warunki. Ojciec Bartka, mimo świeżego niepowodzenia, przewiduje kolejną próbę: „Nie chcę krakać, ale podejrzewam, że za miesiąc Bartek powie, że chce spróbować jeszcze raz”.
Wyzwanie z Wyższym Celem: Pomoc dla Cancer Fighters
Wyczyn Bartka Kubkowskiego to nie tylko sportowa ambicja, ale również szlachetna inicjatywa charytatywna. Z każdą przepłyniętą milą wiąże się zbiórka pieniędzy na podopiecznych fundacji Cancer Fighters – dzieci zmagające się z nowotworami. Mimo przerwania próby, zbiórka przyniosła już znaczące efekty. Udało się zgromadzić prawie połowę zamierzonej kwoty, co jest dowodem na ogromne wsparcie społeczne dla tej inicjatywy. Zrzutka na portalu siepomaga.pl pozostanie aktywna jeszcze przez cztery dni, dając szansę na dalsze wsparcie młodych pacjentów. Niezależnie od wyniku sportowego, cel charytatywny pozostaje nadrzędny i jest kontynuowany, co dodaje głębszego wymiaru całej historii.

