W obliczu postępujących zmian klimatycznych i gwałtownego spadku liczby dzikich zapylaczy, Unia Europejska apeluje o konkretne działania na rzecz ochrony środowiska. Choć działania te kojarzą się najczęściej z przemysłem i transportem, ważne decyzje mogą dotyczyć także zwykłych obywateli – nawet tych, którzy pielęgnują rośliny na balkonach.
Kwiaty, które wyglądają pięknie, ale nie pomagają przyrodzie
Wiosną i latem balkony w całej Europie rozkwitają intensywnymi barwami. Niestety, nie wszystkie popularne kwiaty są przyjazne dla środowiska. Szczególnie na celowniku ekspertów znalazły się geranium (pelargonie) oraz forsycje – rośliny cenione za dekoracyjność i odporność, ale praktycznie bezużyteczne dla dzikich pszczół i innych zapylaczy.
Eksperci z UE wskazują, że kwiaty o wielu warstwach płatków, do których owady mają utrudniony dostęp, nie dostarczają żadnego nektaru ani pyłku. W praktyce oznacza to, że sadząc je, tworzymy dla zapylaczy „zielone pustynie”, które wyglądają efektownie, ale nie oferują żadnego wsparcia dla ekosystemu.
Dramatyczny spadek liczby dzikich zapylaczy w Europie
Według badań cytowanych przez unijnych naukowców, populacje dzikich pszczół i innych zapylaczy spadają w zastraszającym tempie. Główne przyczyny to:
- stosowanie pestycydów w rolnictwie i ogrodnictwie,
- zanik naturalnych siedlisk, takich jak łąki, zarośla czy skraje lasów,
- zmiany klimatyczne, powodujące np. zaburzenia cykli życiowych i okresów kwitnienia roślin.
W odróżnieniu od pszczół miodnych, które żyją w rojach, dzikie pszczoły funkcjonują samotnie – dlatego każda strata osobnika to poważne osłabienie całej populacji. Cieplejsze zimy, późne przymrozki oraz coraz dłuższe okresy suszy znacząco utrudniają im przetrwanie.
Z perspektywy ekosystemu skutki mogą być katastrofalne. Bez zapylaczy wiele roślin – zarówno dzikich, jak i uprawnych – nie będzie się rozmnażać. W efekcie zagrożona może być również produkcja żywności, zwłaszcza owoców i warzyw wymagających zapylenia krzyżowego.
Czy UE planuje zakaz sadzenia niektórych kwiatów?
Na ten moment nie wprowadzono jeszcze formalnego zakazu sadzenia pelargonii czy forsycji, jednak eksperci apelują o ich unikanie. Chodzi nie tylko o ogrody i rabaty, ale również – a może przede wszystkim – o balkony, gdzie w warunkach miejskich każdy skrawek zieleni może mieć znaczenie dla lokalnych zapylaczy.
Unijne zalecenia nie mają jeszcze charakteru prawnie wiążących przepisów, ale coraz więcej krajów członkowskich wprowadza własne kampanie edukacyjne oraz programy promujące bioróżnorodność w przestrzeni miejskiej. Podobne działania rekomendowane są także dla wspólnot mieszkaniowych i samorządów.
Jakie rośliny warto sadzić zamiast pelargonii i forsycji?
Na szczęście, lista roślin przyjaznych dla zapylaczy jest długa i różnorodna. Specjaliści wskazują na szereg gatunków kwitnących, które dostarczają pożywienia dzikim pszczołom, trzmielom i motylom. Należą do nich m.in.:
- Lawenda – wyjątkowo lubiana przez pszczoły, długokwitnąca i łatwa w uprawie.
- Margerytki i męczennica (männertreu) – atrakcyjne wizualnie, a przy tym pożyteczne.
- Zioła kuchenne – takie jak oregano, koper, tymianek, których kwiaty są cennym źródłem nektaru.
- Fächerblume (fakier) i skalnica (felsen-steinkraut) – dobre dla osób preferujących mniej intensywne zapachy.
- Kwiaty wanilii oraz powojnik włoski – wybory dla bardziej doświadczonych ogrodników.
Sadzenie tych gatunków to nie tylko kwestia estetyki, ale także realna pomoc dla zagrożonych populacji zapylaczy, od których zależy równowaga całych ekosystemów.
Apel do mieszkańców: działaj lokalnie, pomagaj globalnie
W dobie kryzysu klimatycznego i ekologicznego nawet niewielkie działania mają znaczenie. Zamiana jednej doniczki z geranium na lawendę może oznaczać kolejny punkt na mapie przyjaznej dla pszczół, a w dłuższej perspektywie – większą szansę na przetrwanie całych populacji dzikich zapylaczy.
Eksperci podkreślają, że świadomość konsumentów i ogrodników będzie kluczowa w nadchodzących latach. Zwłaszcza w miastach, gdzie brak naturalnych siedlisk jest szczególnie dotkliwy, każdy balkon, taras czy ogródek może stać się małą ostoją bioróżnorodności.
Co dalej?
Choć na razie nie ma mowy o unijnym zakazie, dalszy rozwój polityki ochrony zapylaczy może doprowadzić do regulacji dotyczących doboru roślin w przestrzeni miejskiej i publicznej. Już dziś warto więc podejmować odpowiedzialne decyzje zakupowe i ogrodnicze.
Tym bardziej że działanie lokalne ma globalne znaczenie – a biorąc pod uwagę rosnącą skalę problemu, każde działanie proekologiczne liczy się bardziej niż kiedykolwiek.


Jeden komentarz
Kolejny Euroidiotyzm. W można sadzić i te i te. W przrodzie nie ma pojęcia bezużyteczności. To człowiek wprowadził takie pojęcie w oparciu o tzw. gospodarkę. Jeżeli coś istnieje w przyrodzie to ma to dla niej zastsosowanie. Lepiej tworzyć wydzielone strefy gdzie, będzie się hodować ” zapylaczy”, tak jak ma to miejsce w Austrii.