Sędzia federalna Allison Burroughs orzekła w piątek, że administracja Donalda Trumpa nie ma prawa uniemożliwiać Uniwersytetowi Harvarda przyjmowania zagranicznych studentów. To kluczowe rozstrzygnięcie zapadło po serii kontrowersyjnych działań podjętych przez rząd USA w związku z antyizraelskimi protestami na kampusie prestiżowej uczelni.
DHS kontra Harvard: geneza konfliktu
W maju Departament Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) poinformował, że odbiera Harvardowi prawo do rejestracji zagranicznych studentów. Powodem miała być odmowa przekazania danych osobowych studentów, którzy uczestniczyli w antyizraelskich demonstracjach na terenie uczelni.
Decyzja federalnych władz oznaczała nie tylko blokadę nowych rekrutacji, ale także zakaz dalszej nauki dla tych, którzy już zostali przyjęci i rozpoczęli edukację. Był to bezprecedensowy krok, który – zdaniem prawników uczelni – stanowił naruszenie autonomii akademickiej i dyskryminację ze względu na obywatelstwo.
Harvard reaguje: pozew przeciwko administracji
Uniwersytet Harvarda nie pozostał bierny i złożył pozew przeciwko rządowi federalnemu, zarzucając mu nadużycie uprawnień oraz pogwałcenie konstytucyjnych zasad równości i wolności akademickiej. Sprawa trafiła do sądu federalnego, który 21 czerwca orzekł na korzyść uczelni.
W uzasadnieniu sędzia Allison Burroughs wskazała, że działania administracji „nie były proporcjonalne” i „opierały się na politycznym nacisku, a nie na faktach”. Nakaz sądu tymczasowo blokuje wykonanie decyzji DHS, co oznacza, że Harvard może kontynuować procedury rekrutacyjne wobec studentów zagranicznych.
Trump komentuje: „Harvard działa poprawnie”
Pomimo decyzji sądu, Donald Trump – obecny prezydent USA – zapowiedział możliwość porozumienia z uczelnią. Na platformie Truth Social napisał, że jego administracja „współpracuje z Harvardem” i że „działają podczas tych negocjacji niezwykle prawidłowo”. Jak dodał, kompromis może zostać osiągnięty już w przyszłym tygodniu.
Wypowiedź ta pozostaje jednak w sprzeczności z wcześniejszymi działaniami prezydenta, który na początku czerwca podpisał proklamację ograniczającą wjazd do USA dla niemal wszystkich cudzoziemców planujących studia na Harvardzie.
Zarzuty wobec uczelni i tło polityczne
Konflikt pomiędzy administracją Trumpa a Uniwersytetem Harvarda narastał od miesięcy. Rząd oskarżał uczelnię o tolerowanie antysemityzmu, brak reakcji na rzekome prześladowania studentów żydowskiego pochodzenia oraz politykę sprzyjającą „radykalizacji akademickiej”.
Trump publicznie sugerował, że Harvard nie powinien być miejscem docelowym dla zagranicznych studentów, ponieważ jego zdaniem „stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego”. Te słowa wzbudziły sprzeciw środowisk akademickich oraz organizacji praw człowieka, które uznały je za próbę politycznej cenzury i represji wobec jednej z najważniejszych instytucji edukacyjnych w kraju.
Komentarz eksperta: precedens o międzynarodowym znaczeniu
Decyzja sądu może mieć dalekosiężne konsekwencje. Jak zauważa prof. Elizabeth Cohen, ekspertka ds. prawa konstytucyjnego na Uniwersytecie w Nowym Jorku, wyrok ten „przywraca równowagę między bezpieczeństwem narodowym a autonomią akademicką” oraz ustawia granice ingerencji rządu w politykę uczelni wyższych.
Jej zdaniem, sprawa Harvarda może stać się precedensem w ewentualnych przyszłych sporach dotyczących rekrutacji zagranicznych studentów, w szczególności w kontekście napięć międzynarodowych i rosnącej polaryzacji politycznej w USA.
Co dalej?
Na razie Harvard utrzymuje możliwość przyjmowania studentów z zagranicy, ale dalszy los sprawy zależeć będzie od postawy administracji Trumpa i ewentualnych apelacji ze strony DHS. Sędzia Burroughs nie wykluczyła, że sprawa może wrócić do sądu, jeśli negocjacje między stronami zakończą się fiaskiem.

