TYTUŁ:
Polak gorszy we własnym kraju? Zamówiliśmy to samo danie po polsku i niemiecku. Różnica poraża
TAGI:
restauracje, paragony grozy, turyści, oszustwo, Polska, jedzenie, dziennikarska prowokacja
TREŚĆ:
Czy Polak we własnym kraju może być traktowany jako klient drugiej kategorii? To pytanie, które wielu z nas zadaje sobie podczas wakacji w popularnych kurortach. Postanowiliśmy to sprawdzić. Nasza redakcja przeprowadziła prowokację dziennikarską w jednej z popularnych restauracji w nadmorskim kurorcie, aby zweryfikować, czy narodowość klienta ma wpływ na jakość obsługi i, co ważniejsze, na to, co ląduje na jego talerzu. Wyniki naszego eksperymentu są nie tylko zaskakujące, ale wręcz niepokojące. Zamówiliśmy dwa identyczne zestawy obiadowe – raz rozmawiając po niemiecku, a drugi raz po polsku. Różnica w jakości, wielkości porcji i dbałości o szczegóły okazała się kolosalna, mimo że cena na paragonie była identyczna. To dowód na to, że stereotypy i chęć szybkiego zysku mogą prowadzić do praktyk, które uderzają w nas, Polaków, najmocniej.
Jak wyglądał nasz eksperyment? Krok po kroku
Aby nasz test był w pełni wiarygodny, zadbaliśmy o precyzyjną metodologię. Wybraliśmy restaurację cieszącą się dużą popularnością wśród turystów z Polski i z Niemiec w jednym z czołowych bałtyckich miast. Nasz zespół składał się z dwóch par. Pierwsza para, posługująca się wyłącznie płynnym językiem niemieckim, zajęła stolik około godziny 13:00. Zamówili oni sztandarowe danie lokalu: smażonego dorsza z frytkami i zestawem surówek.
Dokładnie 20 minut później, do tej samej restauracji weszła druga para, która złożyła identyczne zamówienie, komunikując się z obsługą wyłącznie w języku polskim. Obie grupy zachowywały się naturalnie, nie wzbudzając podejrzeń. Kluczowym elementem było to, że obie pary płaciły kartą, aby mieć dowód transakcji na tę samą kwotę. Naszym celem było obiektywne porównanie nie tylko wyglądu dań, ale także ich faktycznej zawartości. W tym celu po opuszczeniu lokalu użyliśmy precyzyjnej wagi jubilerskiej do zważenia kluczowych składników.
Szok na talerzu. Dwa światy w tej samej cenie
Różnice były widoczne gołym okiem, jeszcze przed rozpoczęciem pomiarów. Danie podane „niemieckim” gościom wyglądało jak z folderu reklamowego – duży, złocisty kawałek ryby, udekorowany świeżą pietruszką i plasterkiem cytryny. Wersja „polska” była znacznie skromniejsza. Ale prawdziwy szok nadszedł, gdy porównaliśmy fakty:
- Waga ryby: Niemiecki filet ważył 192 gramy. Polski odpowiednik miał zaledwie 155 gramów. To prawie 20% różnicy w wadze głównego i najdroższego składnika dania!
- Jakość frytek: Para niemieckojęzyczna otrzymała grubo cięte, chrupiące frytki, wyglądające na świeżo przygotowane. Na polskim talerzu znalazły się standardowe, cienkie frytki z mrożonki, lekko przesiąknięte tłuszczem.
- Surówki: Zestaw „niemiecki” składał się z trzech wyraźnie świeżych surówek w osobnych miseczkach. Zestaw „polski” to dwie surówki, nałożone bezpośrednio na talerz, z czego jedna (z białej kapusty) nosiła znamiona zwiędnięcia.
- Dodatki: Tylko na „niemieckim” talerzu znalazł się osobny, estetyczny pojemniczek z sosem tatarskim. W polskiej wersji sosu nie było w ogóle.
Warto podkreślić, że cena za oba zestawy była dokładnie taka sama – 58 złotych. To oznacza, że polski klient za te same pieniądze otrzymał produkt obiektywnie gorszy, mniejszy i przygotowany z mniejszą starannością. To jawna dyskryminacja, oparta na cynicznym założeniu, że Polak nie zauważy lub nie poskarży się.
Dlaczego restauratorzy to robią? Ekspert wyjaśnia mechanizm
Zapytaliśmy o ten mechanizm analityka rynku HoReCa, który pragnął zachować anonimowość. „To niestety dość powszechna i niezwykle cyniczna praktyka w miejscowościach turystycznych” – przyznaje ekspert. „Restauratorzy wychodzą z kilku błędnych założeń. Po pierwsze, że niemiecki turysta jest zamożniejszy i bardziej wymagający, więc trzeba mu podać danie 'premium’, aby zostawił dobry napiwek i pozytywną opinię w internecie. Po drugie, istnieje krzywdzące przekonanie, że polski klient jest mniej spostrzegawczy, ma niższe oczekiwania i rzadziej decyduje się na konfrontację z obsługą”.
Jak dodaje nasz rozmówca, jest to strategia krótkowzroczna. „Takie oszczędności na jednym kliencie mogą przynieść kilka złotych zysku, ale w dobie mediów społecznościowych i portali z opiniami, ryzyko utraty reputacji jest ogromne. Jeden dobrze udokumentowany przypadek, jak wasz, może zniszczyć wizerunek budowany latami. To gra, która na dłuższą metę jest nieopłacalna i po prostu nieuczciwa”.
Czy to legalne? Jak się bronić przed nierównym traktowaniem
Praktyki takie jak ta, którą udokumentowaliśmy, noszą znamiona nieuczciwej praktyki rynkowej i dyskryminacji. Artykuł 32 Konstytucji RP mówi jasno o równości wszystkich wobec prawa. Co możemy zrobić, gdy podejrzewamy, że zostaliśmy potraktowani gorzej ze względu na narodowość?
Przede wszystkim, działajmy na miejscu. Jeśli danie, które otrzymaliśmy, znacząco odbiega od tego na zdjęciu w menu lub od potrawy podanej gościom przy stoliku obok, mamy pełne prawo do złożenia reklamacji. Należy spokojnie, ale stanowczo wezwać menedżera i przedstawić swoje zastrzeżenia. Warto również zrobić zdjęcie dania jako dowód. Jeśli restauracja odmówi wymiany dania lub zwrotu części pieniędzy, kolejnym krokiem jest opisanie całej sytuacji w opinii w internecie – na Mapach Google, Facebooku czy portalach turystycznych. To najskuteczniejszy sposób na ostrzeżenie innych i wpłynięcie na postawę właściciela. W skrajnych przypadkach można zgłosić sprawę do rzecznika praw konsumenta lub UOKiK, powołując się na nierówne traktowanie.
Nasz eksperyment to gorzka pigułka, ale i ważna lekcja. Jako konsumenci musimy być bardziej świadomi i asertywni. Płacąc, mamy prawo wymagać produktu i usługi najwyższej jakości, niezależnie od tego, jakim językiem się posługujemy. Czas skończyć z cichym przyzwoleniem na bycie klientem drugiej kategorii we własnym kraju.
