Danie rzeczom drugiego życia w internecie miało być aktem altruizmu, ale dla wielu Polaków staje się źródłem ogromnej frustracji. Osoby, które chcą pozbyć się używanych mebli za darmo lub za symboliczną kwotę, coraz częściej zderzają się z rzeczywistością, w której brak podstawowej kultury osobistej i czasu jest normą. Jak wynika z relacji sprzedających, proces ten jest tak wyczerpujący, że wielu z nich woli ostatecznie wyrzucić sprawny sprzęt na śmietnik, niż kontynuować męczące negocjacje.
Problem dotyczy zarówno dużych platform sprzedażowych, jak i lokalnych grup na Facebooku. Choć zainteresowanie jest ogromne, sprzedający muszą mierzyć się z nieustannym marnowaniem ich czasu, absurdalnymi żądaniami logistycznymi i kompletnym ignorowaniem opisów ogłoszeń. „Poczułam się tak zmęczona ich zachowaniem, że miałam ochotę wszystko wyrzucić na śmietnik i więcej się z nimi nie użerać” – przyznaje Agnieszka, która próbowała pozbyć się starej kanapy.
Logistyczny koszmar: Umawianie się, rezerwacje i notoryczne „ghosting”
Największym źródłem stresu dla osób pozbywających się mebli jest chaos związany z organizacją odbioru. Proces, który powinien być prosty – zwłaszcza gdy mowa o darmowym przedmiocie – zamienia się w niekończącą się grę w kotka i myszkę. Sprzedający muszą niemal prowadzić buchalterię chętnych, a rezerwacje rzadko kiedy są honorowane.
Jak opowiada Agnieszka, nagminne są sytuacje, w których kupujący umawiają się i po prostu nie przyjeżdżają, nie uprzedzając o tym. Inni proszą o rezerwację na dzień lub dwa, blokując tym samym innych chętnych, a następnie znikają bez słowa. W efekcie to sprzedający musi dzwonić i dopytywać, czy oferta jest nadal aktualna. Damian, który oddawał za darmo stare meble kuchenne, doświadczył z kolei absurdalnych żądań czasowych.
„Inny człowiek był zdziwiony, że nie chciałem umówić się z nim na demontaż mebli w sobotę po godz. 20. Jak w sobotę po 20? Będę sąsiadom do północy walenie młotkiem fundował?” – irytuje się Damian. Innym razem kupująca, która miała się odezwać rano, niespodziewanie zadzwoniła po południu, informując, że jest już w samochodzie i chce się spotkać za pół godziny. W oczach kupujących sprzedający, nawet oddający rzeczy za darmo, wydaje się być osobą, która nie ma nic innego do roboty, jak tylko czekać na ich łaskawe pojawienie się.
„Za darmo” wcale nie oznacza „używane”: Wysokie oczekiwania i ignorowanie opisów
Powszechnym zjawiskiem jest to, że osoby zainteresowane darmowymi przedmiotami mają wobec nich nieproporcjonalnie wysokie oczekiwania. Agnieszka, wystawiając kanapę, dokładnie opisała i sfotografowała wszystkie plamy i zabrudzenia. Mimo to, po przyjeździe chętni byli zaskoczeni stanem mebla.
„Jak plamy, to nie, dziękujemy”, „Jak plamy, to muszę sprawdzić, czy da się wyprać, odezwę się”. To typowe reakcje, które marnują czas obu stron, gdyż wszystkie wady były czarno na białym w ogłoszeniu. Ten sam problem dotyczy przedmiotów sprzedawanych bardzo tanio. „Przy szafce w dobrym stanie za 50 zł targują się, jakby kosztowała 500 zł” – mówi Damian.
Marzena, która chciała oddać dwa dziecięce biurka, również spotkała się z brakiem szacunku. Biurka, choć używane, trafiły do dużej rodziny, która obejrzała je z każdej strony. Godzinę później jedno z nich stało porzucone pod blokiem, na środku chodnika. „Ktoś nie uszanował mojej rzeczy, mojego czasu i mnie. Jakby dał mi w twarz za to, że pomyślałam: ‘Może komuś się przyda’” – wspomina. Ostatecznie biurko wylądowało na śmietniku.
Hejt i brak podstawowej etykiety: „Szukasz bezpłatnej osoby do wynoszenia bałaganu”
W grupach społecznościowych, gdzie oddawane są przedmioty, często pojawia się atmosfera podejrzliwości i agresji. Osoby, które chcą pozbyć się np. starych mebli kuchennych (potencjalnie przydatnych na działkę lub jako korpusy), są traktowane jak cwaniacy szukający „jelenia”, który za darmo uprzątnie im mieszkanie.
Pod ogłoszeniami z meblami w gorszym stanie, ale nadającymi się do renowacji, pojawiają się komentarze typu: „Rusz cztery litery i na śmietnik wynieś” lub „Nie chce się na śmietnik wynieść?”. Taka postawa ignoruje ideę ponownego wykorzystania przedmiotów i sugeruje, że tylko rzeczy w idealnym stanie zasługują na drugie życie.
Do tego dochodzi rażący brak podstawowej etykiety w prywatnych wiadomościach. Sprzedający otrzymują krótkie, bezosobowe zapytania: „Gdzie”, „Dostępne” lub po prostu „Aktualne”, często bez znaku zapytania, a już na pewno bez „dzień dobry”. Najgorsze jest jednak to, że po uzyskaniu potwierdzenia dostępności, osoby te przestają się odzywać. To zjawisko, nazywane w internecie „ghostingiem”, jest szczególnie frustrujące, gdy sprzedający rezygnuje z innych potencjalnych chętnych.
Ostrzeżenie: Uważaj na oszustów i chroń swoje dane
Oprócz problemów kulturowych, sprzedawcy muszą być czujni na internetowych oszustów. Damian, przy okazji jednego z ogłoszeń z wysyłką, otrzymał wiadomość, która natychmiast wzbudziła jego podejrzenia. Kupujący twierdził, że system wymaga podania adresu e-mail, aby sfinalizować zakup.
To jest klasyczna próba wyłudzenia danych. „Odpisuję, że to niemożliwe, bo konto mam od dawna, wszystkie dane są uzupełnione, transakcje przechodzą bez problemu” – relacjonuje Damian. Chwilę później platforma sprzedażowa zablokowała użytkownika, potwierdzając, że była to próba naruszenia regulaminu i oszustwa.
Doświadczenia Agnieszki i Damiana pokazują, że choć intencje oddających są szlachetne, wysiłek i stres związany z kontaktem z potencjalnymi odbiorcami często przewyższa korzyści. Damian, mając dość tygodnia frustracji, sam zdemontował meble kuchenne i wywiózł je na śmietnik. Agnieszka zrobiła to samo z czterema krzesłami. Paradoksalnie, zaraz po wyniesieniu ich na gabaryty, krzesła zostały natychmiast zabrane przez sąsiada. Dla sprzedających była to ulga – pozbycie się przedmiotu bez konieczności tracenia czasu na umawianie się z kolejnymi, nieodpowiedzialnymi chętnymi.

