Podczas gdy premier Mateusz Morawiecki ostrożnie wyjaśnia, że projekt Izera jest w dobrym kierunku i powstaje we współpracy z uznanymi międzynarodowymi producentami, były rzecznik PiS a obecnie poseł i szef ważnej sejmowej komisji precyzuje, że prace nad Izera trwają… w Górach Izerskich. Internauci żartują: „a stoły produkujemy w Górach Stołowych”.
Radosław Fogiel był gościem Roberta Mazurka w RMF FM. Dziennikarz zapytał posła PiS o polskie samochody elektryczne Izera. – Słyszał pan o polskim samochodzie elektrycznym Izera, wspieranym przez rząd? – zapytał Robert Mazurek. – Tak, prace trwają – odpowiedział Fogiel. – Gdzie, przepraszam? – dopytywał zaskoczony dziennikarz. – No, w Górach Izerskich – oznajmił polityk. – Czyli samochód jest. Gdzie? W Górach Izerskich – kpił Mazurek. – Nazywa się Izera dlatego, że jest produkowany w Górach Izerskich – powtórzył Fogiel.
Informacja przedstawiona przez posła PiS jest nieprawdziwa z dwóch powodów. Po pierwsze, polski samochód elektryczny nie jest jeszcze produkowany, mimo że spółki Skarbu Państwa od wielu lat inwestują w jego stworzenie. Po drugie, fabryka Izery ma powstać w Jaworznie, czyli około 300 km od Gór Izerskich. Nazwa nawiązuje jednak do pasma górskiego. Pomysłodawcy podkreślali, że “zafascynowało ich bogactwo widocznych na niebie kolorów, zmieniających się w zależności od pory dnia i nocy oraz ciemne gwieździste niebo nad górskimi szczytami, które symbolizuje czystość i siłę natury”.
Na jakim etapie jest Izera i co wie o niej premier?
O losy Izery premier Mateusz Morawiecki został zapytany w poniedziałek Dobieszowicach w województwie śląskim. Odpowiedział – jak przystało na premiera Morawieckiego – bez zająknięcia i bez konkretów. Dowiedzieliśmy się, że lepiej powoli i dokładnie niż szybko i byle jak, że projekt powstaje we współpracy z międzynarodowymi dostawcami i producentami, a o szczegóły to najlepiej pytać zarząd spółki. Widać, że premier ma obecnie ważniejsze sprawy. To przykre, ponieważ uruchomienie produkcji ma kosztować 6 mld zł, ale nikt nie będzie zdziwiony, jeśli wyjdzie drożej. Czy gdyby chodziło o elektrownię budowaną z publicznych pieniędzy za połowę tej kwoty, powiedzmy 3 mld zł, premier też nie miałby pojęcia o szczegółach przedsięwzięcia?
Izera miała być pierwszym polskim samochodem elektrycznym i szansą na spełnienie obietnicy premiera Mateusza Morawieckiego o milionie takich pojazdów w Polsce do 2025 roku. Mimo ogromnych nakładów państwowych spółek przewidziany start produkcji na 2024 rok wydaje się nierealny. W lipcu tego roku z produkcji wycofała się niemiecka firma EDAG Engineering, która miała pełnić rolę integratora technicznego projektu, a tym samym doprowadzić produkcję do skutku.
Start produkcji odsuwany w czasie. Przypadek?
Problem w tym, że projekt wart 6 mld zł powstaje na kredyt, który wszyscy będziemy spłacać w przyszłości. I nie do końca wiadomo, do czego potrzebny jest miś. W końcu z biegiem lat projekt stracił swoją świeżość, jego założenia wcale nie są wyjątkowe w porównaniu z samochodami, które są już dziś produkowane seryjnie.
Najciekawsze jest to, że gdyby rząd naprawdę chciał, samochód mógłby wyjechać na drogi w połowie 2024 r. Obecnie wystarczy wyłożyć pieniądze, a półtora roku – jak dowiedli Turcy – to dość czasu, aby postawić i odpalić fabrykę.
2 komentarze
Fogiel, ty…
Foguel tobie brakuje jednego organu