Cały czas żyje temat tego, czy dodatek węglowy w końcu powróci? Wiele osób wciąż na to liczy. Uważają, że węgiel w dalszym ciągu jest zdecydowanie za drogi, żeby państwo odpuściło takie ważne wsparcie. Natomiast prawda jest taka, że na ten moment niewiele wskazuje na to, aby pojawiły się jakieś dodatkowe pieniądze. Zresztą, w wątpliwość należy poddać to, czy on w ogóle jest potrzebny?
Dodatek węglowy powraca? Czy jednak nie?
Nie znam osobiście nikogo, komu nie podobałby się pomysł z dodatkiem węglowym. Przecież trudno sobie wyobrazić kogoś, zwykłą osobę, Kowalskiego, który miałby problem z tym, że nagle dostaje przelew na kwotę 3000 zł i może z tym zrobić wszystko, co mu się tylko podoba. Bo przecież tak było. To był dodatek na węgiel wyłącznie z nazwy. Jasne – można było przeznaczyć te pieniądze na opał na zimę. Ale można sobie też było za to zarezerwować kilka noclegów w Zakopanem, pójść na kilka dobrych kolacji, albo przez jakiś czas robić zakupy w sklepie spożywczym.
To w pewnym sensie jest problem wielu tych dodatków. Sam zamysł nie jest zły. Ale rozwiązanie może budzić wątpliwości. Idealnym rozwiązaniem byłyby bony. Coś na wzór bonu turystycznego. Nie dostawałeś fizycznie pieniędzy na konto. Dostawałeś coś, czym mogłeś zapłacić tylko w jednym, konkretnym celu. W tym przypadku – na przykład za zapłacenie za nocleg w obiekcie, który honoruje bon. Pieniądze są wydawane na to, na co zostały przeznaczone. Dla wszystkich to korzystne wyjście.
Sam dodatek węglowy moim zdaniem mógłby wyglądać identycznie tak samo. Mógłby to być po prostu bon, którym możesz zapłacić za węgiel. A nie przelew na konto, za który kupujesz sobie nowe opony do samochodu – to jest bez sensu. Tu nie chodzi o to, żeby rozdawać ludziom pieniądze za nic i na wszystko, na co im się podoba. Chodzi o wsparcie potrzebujących – tych, którym realnie nie starczy na opał na zimę. A nie rozdanie pieniędzy bez sensu, żeby ktoś sobie zrobił remont w łazience.
Wracając do tematu…
No tak – na moment odszedłem od tematu samego dodatku… którego w tym roku raczej nie będzie. Wiele rzeczy na przestrzeni roku się zmieniło. Wtedy był ogromny problem z dostępnością węgla, teraz ten problem nie występuje. Węgla jest pod dostatkiem – wręcz zalega. Po drugie, nie ma już problemów z cenami. To znaczy jest problem, ale niewielki. To już nie jest 4000 zł, albo 3000 zł, tylko w porywach 1700 zł, a w kopalni o wiele taniej. Więc nie ma tutaj mowy o takim dramacie…
Oczywiście trzeba też myśleć zdroworozsądkowo. Trzeba mieć na uwadze to, że im bliżej okresu grzewczego – im bliżej października, czy listopada, ceny mogą rosnąć. Komuś może się wydawać, że jeśli cena cały czas malała, to że do listopada też będzie maleć. A może stać się zupełnie inaczej. Zazwyczaj było przecież tak, że jesienią ceny rosły. To trochę tak, jak z ubraniami. Oczywistym jest, że ceny grubych swetrów, czy kurtek, będą rosnąć jesienią i maleć wiosną. Tak działa rynek…
Co teraz?
Trudno jest zakładać, że ten dodatek zostanie przywrócony, ponieważ sygnały ze strony rządu nie napawają optymizmem w tej kwestii. Argumentuje się, że pierwszym powodem jest poprawa dostępności, a drugim to obniżenie cen. W związku z tym, moim zdaniem, jest niewielka szansa na to, żeby ten dodatek wrócił, szczególnie w takiej samej formie, jak w roku ubiegłym. Jednakże warto dodać, że istnieje pewne „chyba”, zwłaszcza w kontekście zbliżających się wyborów parlamentarnych.
Warto zrozumieć, że obietnice i decyzje rządowe mogą być ściśle związane z kalendarzem politycznym. Wybory parlamentarne to okres, w którym politycy mogą skupić się na rozważaniu różnych propozycji i programów, które wpłyną na ich popularność w oczach wyborców. Dlatego też, mimo obecnych wątpliwości, nie można wykluczyć możliwości, że kwestia tego dodatku może powrócić do dyskusji w kontekście kampanii wyborczych. Decyzje polityczne często podlegają zmianom, a obietnice wyborcze mogą mieć znaczący wpływ na kształtowanie przyszłej polityki społecznej i gospodarczej.