Polacy znów ustawiają się w kolejkach – tym razem po matchę. To nie żart. Zielony proszek z Japonii, który jeszcze dekadę temu był niszową ciekawostką, dziś urasta do rangi narodowego fenomenu młodego pokolenia. W 2025 roku notujemy gwałtowny spadek dostępności matchy w sklepach, zarówno stacjonarnych, jak i internetowych. Powód? Eksplozja popularności wśród pokolenia Z, które uczyniło z niej symbol zdrowego stylu życia, trendu i społecznego statusu.
W ciągu zaledwie 12 miesięcy import matchy do Polski wzrósł o ponad 74%, co pokazują najnowsze dane z Krajowej Administracji Skarbowej. Problem w tym, że światowe zbiory herbaty matcha – uprawianej niemal wyłącznie w Japonii – spadły aż o 37% w porównaniu do roku 2023. To efekt zmian klimatycznych, ograniczeń eksportowych oraz dramatycznego braku pracowników w japońskim rolnictwie.
W 2025 roku Polska znalazła się w czołówce europejskich importerów matchy – zaraz po Niemczech i Francji. Trend nakręcają nie tylko celebryci i influencerzy, ale także rzesze dietetyków i trenerów personalnych. Matcha to dziś więcej niż herbata – to styl życia, rytuał, symbol przynależności do świadomej, nowoczesnej grupy społecznej.
Pokolenie Z, urodzone po 1995 roku, definiuje rynek konsumencki inaczej niż ich rodzice. Dla nich liczy się nie tylko smak i jakość, ale także etyczne pochodzenie, wpływ na zdrowie, a nawet „instagramowalność” produktu. A matcha spełnia wszystkie te warunki – jest organiczna, pełna przeciwutleniaczy, fotogeniczna i… modna.
Skąd ten kryzys? Japonia nie nadąża za globalnym popytem
Produkcja matchy to proces wymagający ekstremalnej precyzji i warunków, które trudno znaleźć poza Japonią. Aby uzyskać najwyższą jakość, liście herbaty muszą być cieniowane przez minimum 20 dni przed zbiorami, a następnie ręcznie selekcjonowane, suszone i mielone na tradycyjnych żarnach z kamienia. Cały proces trwa tygodnie, a liczba wykwalifikowanych plantatorów drastycznie spada.
W 2025 roku liczba aktywnych producentów matchy w Japonii spadła poniżej 450, podczas gdy jeszcze dekadę temu było ich ponad 1200. Starzenie się społeczeństwa, urbanizacja i spadek zainteresowania pracą na roli sprawiają, że produkcja matchy staje się coraz bardziej luksusowa – i coraz droższa.
Efekt? Ceny najpopularniejszych marek matchy w Polsce wzrosły od początku roku o 31%. W przypadku matchy ceremonialnej klasy premium, za 30-gramowe opakowanie trzeba dziś zapłacić nawet 129 zł. A to dopiero początek – eksperci przewidują dalsze wzrosty, jeśli Japonia nie zwiększy eksportu lub Europa nie zacznie własnej uprawy.
Braki w sklepach zauważyli już konsumenci. Najwięksi dystrybutorzy online, tacy jak Allegro, Empik czy Drogerie Hebe, regularnie notują „braki magazynowe” przy popularnych markach, jak Ippodo, MatchaBar czy Clearspring. Niektóre sklepy zaczęły wprowadzać limity zakupu – maksymalnie 2 opakowania na osobę.
Ale nie chodzi tylko o smakoszy herbaty. Matcha to dziś składnik codziennego menu w tysiącach polskich kawiarni, cukierni i restauracji. Bez niej trudno wyobrazić sobie modne menu – od matcha latte, przez serniki, po smoothie bowl i ciasteczka z zielonym proszkiem. A każdy brak na rynku oznacza bezpośredni problem z prowadzeniem działalności i utrzymaniem klientów.
Dla gastronomii to realne zagrożenie. Jak szacuje Izba Gospodarcza Gastronomii Polskiej, nawet 15% kawiarni w dużych miastach oferuje napoje i desery z matchą jako główną atrakcję swojej oferty. Brak surowca oznacza dla nich straty finansowe i spadek liczby odwiedzin.
Czy Polska powinna zacząć produkować własną matchę?
Choć wydaje się to nierealne, temat uprawy herbaty matcha w Europie nie jest już futurystycznym żartem. W Portugalii, Hiszpanii i nawet na południu Francji powstały pierwsze eksperymentalne uprawy Camellia sinensis – krzewu herbacianego. Jednak jakość produkowanej tam matchy wciąż daleka jest od japońskich standardów.
Polska – z racji klimatu – nie ma realnych szans na własną produkcję wysokiej jakości matchy. Ale eksperci zauważają, że możemy inwestować w lokalne alternatywy i edukację konsumencką, aby zmniejszyć uzależnienie rynku od jednego importowanego produktu. Przykładem może być popularyzacja polskich superfoods – jak np. suszona pokrzywa, czystek czy spirulina z lokalnych hodowli.
Równolegle pojawiają się głosy, że państwo powinno wprowadzić mechanizmy wsparcia dla małych importerów i gastronomii, np. czasowe obniżenie VAT-u na produkty niszowe o dużym znaczeniu społecznym.
Na razie jednak Polacy, zwłaszcza młodzi, rzucili się na zapasy. Trend jest silny, a zjawisko przypomina zachowania paniczne, które znamy z czasów kryzysu jajek czy oleju. Influencerzy apelują o spokój, ale ich działania… tylko nakręcają popyt.
Wszystko wskazuje na to, że matcha w 2025 roku to nie tylko napój, ale i papier lakmusowy kondycji rynku, mody i świadomości konsumenckiej. Jej brak może wywołać lawinę zmian w trendach zakupowych, gastronomii i zachowaniach pokolenia Z. A może to właśnie brak matchy będzie początkiem nowego ruchu „slow consumer” – bardziej świadomego i mniej podatnego na globalne paniki?
Czas pokaże. Na razie jednak jedno jest pewne – jeśli masz w domu matchę, nie marnuj jej. Może być więcej warta, niż myślisz.