Rok 2025 przyniesie rewolucję w naszych portfelach, i to niekoniecznie taką, na którą czekaliśmy. W gąszczu skomplikowanych pozycji na rachunku za energię elektryczną pojawi się nowy, cichy gracz: opłata za gotowość sieciową. To stała, miesięczna danina, którą zapłacimy niezależnie od tego, czy zużyliśmy choćby jeden kilowatogodzinę prądu. Analitycy szacują, że może ona wynieść od 15 do nawet 30 złotych miesięcznie, co w skali roku oznacza dodatkowe obciążenie rzędu 360 złotych. Najmocniej uderzy ona we właścicieli nieruchomości rekreacyjnych, mieszkań na wynajem, a także prosumentów, którzy do tej pory cieszyli się z zerowych rachunków. To fundamentalna zmiana w filozofii rozliczeń, która ma zapewnić stabilność sieci energetycznej w dobie transformacji, ale dla wielu Polaków będzie po prostu kolejnym, trudnym do przełknięcia kosztem utrzymania nieruchomości.
Czym jest opłata za gotowość sieciową i dlaczego powstaje?
Aby zrozumieć sens tej nowej opłaty, musimy spojrzeć na system energetyczny jak na usługę abonamentową. Do tej pory płaciliśmy głównie za to, co zużyliśmy. Jednak sama możliwość pobrania prądu w dowolnym momencie – wciśnięcia włącznika światła o trzeciej w nocy – wymaga utrzymania gigantycznej i kosztownej infrastruktury. Sieci przesyłowe, transformatory i stacje elektroenergetyczne muszą być w ciągłej gotowości, 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. To generuje ogromne koszty stałe, niezależne od bieżącego zużycia.
Impulsem do wprowadzenia opłaty za gotowość jest dynamiczny rozwój odnawialnych źródeł energii (OZE), zwłaszcza fotowoltaiki. Sieć, projektowana dekady temu dla stabilnych, dużych elektrowni, musi dziś radzić sobie z tysiącami małych, rozproszonych i niestabilnych źródeł. W słoneczny dzień do systemu trafiają ogromne ilości energii, a gdy nadchodzą chmury, produkcja gwałtownie spada. Utrzymanie stabilności i bezpieczeństwa w takich warunkach wymaga ogromnych inwestycji w modernizację sieci, systemy magazynowania energii i inteligentne zarządzanie. Opłata za gotowość sieciową to w istocie przerzucenie części tych kosztów na wszystkich użytkowników podłączonych do systemu, ponieważ każdy z nich, nawet ten z zerowym zużyciem, korzysta z tej „polisy ubezpieczeniowej”, jaką jest stabilna sieć.
Kogo najbardziej dotknie nowa opłata? To nie tylko właściciele pustostanów
Choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że nowa danina uderzy głównie we właścicieli domków letniskowych czy nieużywanych mieszkań, lista poszkodowanych jest znacznie dłuższa. Urząd Regulacji Energetyki (URE) argumentuje, że każdy przyłączony do sieci powinien partycypować w kosztach jej utrzymania. W praktyce oznacza to, że opłatę odczują:
- Właściciele nieruchomości na wynajem lub działek rekreacyjnych: Nawet jeśli mieszkanie stoi puste między najemcami lub działkę odwiedzamy tylko latem, stała opłata będzie naliczana co miesiąc.
- Prosumenci z fotowoltaiką: To dla nich może być największy szok. Osoby, które dzięki własnej produkcji energii zbilansowały swoje zużycie do zera, i tak będą musiały płacić za sam fakt bycia podłączonym do sieci. Sieć jest dla nich niezbędnym „magazynem” i stabilizatorem.
- Osoby wyjeżdżające na dłużej: Praca za granicą, dłuższy urlop czy pobyt w szpitalu nie zwolnią z obowiązku uiszczania opłaty za gotowość. Dopóki umowa z dostawcą energii jest aktywna, rachunek będzie przychodził.
- Firmy z okresowymi przestojami: Przedsiębiorstwa, których działalność jest sezonowa, również będą musiały uwzględnić ten nowy, stały koszt w swoich budżetach.
Ile dokładnie zapłacimy? Sprawdzamy prognozy na 2025 rok
Wysokość opłaty za gotowość sieciową nie będzie jednolita dla wszystkich. Będzie ona zależała od kilku kluczowych czynników, a najważniejszym z nich będzie moc umowna. Jest to parametr określający, ile energii możemy pobrać z sieci w jednym momencie. Im wyższa moc umowna, tym wyższa będzie opłata stała. To logiczne z perspektywy operatora – rezerwuje on dla nas określoną „przepustowość” sieci, co generuje koszty.
Według wstępnych analiz ekspertów rynkowych, możemy spodziewać się następujących stawek:
- Dla typowego mieszkania w bloku (taryfa G11, moc umowna 4-5 kW) opłata może wynieść około 15-20 zł miesięcznie.
- Dla domu jednorodzinnego (taryfa G11 lub G12, moc umowna 10-15 kW, często z przyłączem trójfazowym) kwota ta może wzrosnąć do 25-35 zł miesięcznie.
Ostateczne stawki zostaną zatwierdzone przez Prezesa URE pod koniec 2024 roku, ale już teraz widać, że będzie to znacząca pozycja na naszych rachunkach, zwłaszcza tam, gdzie zużycie energii jest minimalne lub zerowe.
Jak sprawdzić nową opłatę na rachunku i czy można jej uniknąć?
Nowa opłata najprawdopodobniej pojawi się na fakturze w sekcji „Opłaty dystrybucyjne” jako osobna pozycja, np. „Opłata za gotowość sieciową” lub zostanie włączona do istniejącej „opłaty stałej za przesył”. Warto będzie dokładnie analizować rachunki otrzymane na początku 2025 roku.
Czy można jej całkowicie uniknąć? Odpowiedź brzmi: nie, jeśli chcemy pozostać podłączeni do sieci energetycznej. Jedynym sposobem na uniknięcie opłaty jest całkowite rozwiązanie umowy z operatorem systemu dystrybucyjnego, co w praktyce oznacza odcięcie od prądu. Jest to rozwiązanie ekstremalne, możliwe do rozważenia jedynie w przypadku np. ruin czy nieruchomości przeznaczonych do rozbiórki.
Można jednak zoptymalizować jej wysokość. Kluczem jest wspomniana już moc umowna. Wielu Polaków ma ją ustawioną na znacznie wyższym poziomie, niż realnie potrzebują. Warto przeanalizować swoje zużycie i zastanowić się, czy nie można zmniejszyć mocy umownej. Procedura nie jest skomplikowana – wystarczy złożyć odpowiedni wniosek u swojego operatora. Obniżenie mocy umownej może przełożyć się na kilka złotych oszczędności miesięcznie na nowej opłacie. To niewielka, ale warta rozważenia optymalizacja w obliczu nieuchronnych podwyżek kosztów energii.

