Coraz więcej kierowców w Polsce ustawia się w długich kolejkach na stacjach benzynowych, często z kanistrami w ręku. Zjawisko to zyskało już swoją nazwę – „kanistrowy szturm” – i nie jest przypadkowe. W obliczu niepewnej sytuacji gospodarczej, napięć geopolitycznych oraz rosnących kosztów surowców, Polacy zaczynają zabezpieczać się w paliwo na zapas. Eksperci ostrzegają, że nadchodzące tygodnie mogą przynieść kolejne podwyżki cen paliw, a wzmożone zakupy mogą dodatkowo pogłębić problem.

Kolejki z kanistrami: objaw strachu przed wzrostem cen

W wielu miastach Polski zaobserwowano znaczne zwiększenie ruchu na stacjach benzynowych. Wzmożone zakupy paliwa rozpoczęły się tuż po tym, jak w przestrzeni medialnej pojawiły się pierwsze prognozy mówiące o potencjalnym wzroście cen ropy na rynkach światowych.

To nie tylko właściciele samochodów osobowych, ale także rolnicy, firmy transportowe i przedsiębiorcy, którzy potrzebują paliwa do codziennego działania. Wśród najczęstszych działań widzimy:

  • tankowanie do pełna,
  • kupowanie zapasów do 5–20 litrowych kanistrów,
  • zaopatrywanie się w większe pojemniki do magazynowania paliwa na własny użytek.

Niektóre stacje, szczególnie na terenach przygranicznych i w pobliżu głównych tras, ograniczyły sprzedaż paliwa do kanistrów, wskazując na konieczność utrzymania płynności dostaw dla wszystkich klientów.

Dlaczego ceny mogą wzrosnąć?

Według analityków rynku surowców, głównym czynnikiem wpływającym na zachowanie kierowców jest rosnące napięcie na rynkach światowych, zwłaszcza w rejonie Bliskiego Wschodu i Azji. Potencjalne zagrożenie dla płynności dostaw ropy oraz osłabienie złotego względem dolara tworzą podwójny efekt presji na ceny paliw w Polsce.

Z danych branżowych wynika, że już teraz:

  • ceny hurtowe benzyny Pb95 wzrosły o około 12 gr/l w ciągu ostatnich 7 dni,
  • olej napędowy zanotował wzrost na poziomie 10–15 gr/l,
  • notowania ropy Brent utrzymują się powyżej 85 USD za baryłkę.

Eksperci zwracają uwagę, że jeśli sytuacja geopolityczna nie ulegnie poprawie, możliwe są dalsze wzrosty cen, zwłaszcza przed okresem wakacyjnym, kiedy popyt na paliwa tradycyjnie rośnie.

Zachowania konsumenckie napędzają panikę

Wielu ekspertów zwraca uwagę, że sama obawa przed wzrostem cen potrafi uruchomić reakcję łańcuchową. Im więcej osób zaczyna tankować na zapas, tym szybciej zużywane są dostawy na stacjach, co może prowadzić do chwilowych braków paliwa, a co za tym idzie – do lokalnych wzrostów cen detalicznych.

Tego rodzaju sytuacja miała już miejsce m.in. w marcu 2022 roku, tuż po wybuchu wojny w Ukrainie, kiedy na wielu stacjach paliw w Polsce pojawiły się czasowe problemy z dostępnością.

Czy mamy się czego bać?

Choć „kanistrowe szturmy” są zauważalne, eksperci podkreślają, że Polska nie jest obecnie zagrożona brakiem paliwa. Rezerwy strategiczne są zabezpieczone, a sieci dystrybucji funkcjonują stabilnie. Problemem może być jednak presja cenowa, zwłaszcza jeśli:

  • konflikt na Bliskim Wschodzie się zaostrzy,
  • kurs złotego dalej będzie tracić względem dolara,
  • popyt wewnętrzny pozostanie sztucznie zawyżony przez „paniczne tankowanie”.

W ocenie ekspertów z branży paliwowej, najbardziej narażeni na wzrosty cen są kierowcy niezwiązani z flotami firmowymi, ponieważ duże przedsiębiorstwa często korzystają z kontraktów terminowych i zabezpieczeń cenowych. Kierowcy indywidualni płacą pełną cenę przy dystrybutorze i to oni najbardziej odczuwają każdą podwyżkę.

Głos ekspertów: przygotuj się, ale nie panikuj

Ekonomiści doradzają, aby zachować rozsądek, ale jednocześnie nie lekceważyć ryzyka. Wskazują, że warto:

  • mieć pełny bak, zwłaszcza jeśli planujemy dalsze podróże,
  • unikać tankowania na ostatnią chwilę,
  • nie dać się ponieść emocjom i nie gromadzić paliwa w sposób niezgodny z przepisami BHP.

– Obecna sytuacja nie przypomina jeszcze kryzysu paliwowego, ale ma wszystkie jego zwiastuny – mówi jeden z analityków rynku energii. – Warto mieć pod ręką rezerwę, ale jeszcze ważniejsze jest chłodne podejście i obserwowanie zmian.

Perspektywy: co dalej z rynkiem paliw?

W krótkiej perspektywie wiele zależy od:

  • sytuacji międzynarodowej, w szczególności w rejonie Zatoki Perskiej,
  • polityki OPEC+ w zakresie wydobycia ropy,
  • stabilności złotego oraz ogólnej inflacji.

Polski rynek paliw jest silnie uzależniony od importu, dlatego każde globalne tąpnięcie natychmiast odbija się na cenach w kraju. Z drugiej strony, krajowe koncerny naftowe – takie jak Orlen – mają możliwość czasowego amortyzowania szoków cenowych, co było już stosowane w przeszłości, np. poprzez utrzymanie cen detalicznych na stabilnym poziomie mimo rosnących kosztów zakupu ropy.

Obserwuj nasze artykuły na Google News

Naciśnij przycisk oznaczony gwiazdką (★ obserwuj) i bądź na bieżąco

Share.

Ekspert w dziedzinie ekonomia, finanse oraz OSINT z ponad 20-letnim doświadczeniem. Autor publikacji w czołowych międzynarodowych mediach, zaangażowany w globalne projekty dziennikarskie.

Napisz Komentarz

Exit mobile version