W Polsce cicho kiełkuje energetyczna rewolucja, o której nie mówi się w wieczornych wiadomościach – bo może zburzyć monopol dużych koncernów energetycznych. Gmina Lądek-Zdrój w województwie dolnośląskim pokazała, że samorząd może nie tylko zarządzać śmieciami czy drogami, ale też produkować tani prąd, i to z gigantyczną korzyścią dla mieszkańców. To nie jest eksperyment – to działa.
Od 1 stycznia 2024 roku funkcjonuje tam jedna z pierwszych w Polsce spółdzielni energetycznych, założona przez lokalny samorząd. Po zaledwie 12 miesiącach działania bilans jest jednoznaczny: oszczędności sięgnęły dokładnie 660 000 zł rocznie. Ale prawdziwa wartość tego projektu leży głębiej: to model niezależności energetycznej, który może rozsadzić obecny system od środka.
Wszystko zaczęło się od problemu, który zna każda polska gmina: smogu i niskiej emisji. Lądek-Zdrój, mimo statusu uzdrowiska, dusił się zimą od dymu z pieców. Burmistrz Roman Kaczmarczyk uznał, że to nie może dłużej trwać. Postawił na fotowoltaikę i lokalną produkcję energii, nie po to, by zarobić na sprzedaży, ale żeby uratować powietrze i pieniądze mieszkańców.
4,5 mln zł inwestycji, 1050 MWh rocznie i… 66% taniej
Na terenie gminy powstała farma fotowoltaiczna o mocy 1 MW, która już dziś pokrywa znaczną część zużycia prądu przez instytucje publiczne. Koszt budowy? 4,5 mln zł, na które złożyły się: pożyczka unijna, dotacja z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych oraz wkład własny gminy. Drogo? Wcale nie, jeśli weźmie się pod uwagę cenową eksplozję komponentów w 2023 roku spowodowaną wojną w Ukrainie i przerwami w łańcuchach dostaw.
Roczna produkcja? Około 1050 MWh. Ale najważniejsze są konkrety. Cena energii w spółdzielni wynosi zaledwie 0,34 zł/kWh, podczas gdy średnia cena rynkowa (z dystrybucją) to dziś ponad 1,04 zł/kWh netto.
Przykład? Oczyszczalnia ścieków w Lądku-Zdroju wcześniej płaciła 17,6 tys. zł miesięcznie, dziś rachunek spadł do 6,9 tys. zł. To 10,7 tys. zł oszczędności miesięcznie – tylko na jednym obiekcie! W skali roku, mówimy o setkach tysięcy złotych, które zostają w budżecie gminy.
To nie są abstrakcyjne liczby. To twardy dowód na to, że lokalna energetyka może być nie tylko ekologiczna, ale przede wszystkim ekonomiczna.
Samorządy kontra energetyczni giganci?
To, co robi Lądek-Zdrój, budzi niepokój wśród wielkich graczy rynku energii. I słusznie. Jeśli inne gminy pójdą tą drogą, polskie miasta i wsie mogą przestać być zakładnikami skoków cen prądu, blackoutów i decyzji z Warszawy czy Brukseli.
Ale uwaga: stworzenie spółdzielni energetycznej to nie spacer po parku. Wymaga nie tylko pieniędzy, ale przede wszystkim determinacji i kompetencji. – To nie jest bułka z masłem. Trzeba brać pod uwagę skalę, koszty, prawo energetyczne, systemy przyłączeń – mówi prezes Lądeckiej Spółdzielni Energetycznej Daniel Raczkiewicz.
Jednocześnie podkreśla, że zadaniem samorządu nie jest handel energią, lecz stworzenie warunków dla rozwoju lokalnej energetyki społecznej. Gminy mogą i powinny tworzyć własne spółdzielnie, nie po to, by konkurować z rynkiem, ale by zapewnić mieszkańcom bezpieczeństwo i niezależność.
Co dalej?
Zainteresowanie spółdzielniami energetycznymi rośnie. W 2025 roku w Polsce działa już kilkanaście takich inicjatyw, ale Lądek-Zdrój wciąż pozostaje wzorem. Eksperci podkreślają, że największy potencjał mają gminy wiejskie i miejsko-wiejskie, gdzie zużycie energii jest niższe, a przestrzeń pod inwestycje większa.
Rząd zapowiada nowe programy wsparcia, a Unia Europejska daje jasno do zrozumienia, że transformacja energetyczna na poziomie lokalnym to przyszłość całego kontynentu. W perspektywie do 2030 roku możemy spodziewać się, że ponad 1000 gmin w Polsce będzie miało własne źródła energii. Jeśli każda z nich zaoszczędzi chociaż 500 tys. zł rocznie, łączna suma przekroczy pół miliarda złotych.
I nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi o zmianę myślenia – od pasywnego odbiorcy energii, do aktywnego producenta i zarządcy.
Czy to oznacza koniec wielkich koncernów energetycznych? Jeszcze nie. Ale oznacza, że ich pozycja nie jest już niezachwiana. Polskie gminy pokazują, że w XXI wieku nie trzeba czekać na zmiany z góry – można je budować oddolnie, lokalnie, skutecznie.
Jeśli inne samorządy wezmą przykład z Lądka-Zdroju, prąd może stać się nie tylko tańszy, ale przede wszystkim nasz – lokalny i bezpieczny.

