Rząd w Berlinie przygotowuje radykalne kroki, które mają na stałe uniemożliwić wznowienie dostaw gazu przez gazociągi Nord Stream. Jak donosi „Financial Times”, niemieckie ministerstwo gospodarki pracuje nad nowymi przepisami, które skutecznie zablokują wszelkie próby reaktywacji kontrowersyjnej magistrali. To strategiczna decyzja, która ma ostatecznie odciąć Niemcy od rosyjskiego gazu i zakończyć erę, w której bezpieczeństwo energetyczne Europy było uzależnione od decyzji Kremla. W tle tej decyzji znajdują się nie tylko względy geopolityczne, ale również realne obawy przed rosnącą presją polityczną i zakulisowymi działaniami inwestorów, którzy wciąż liczą na powrót do lukratywnego biznesu z Gazpromem.

Proponowane zmiany prawne mają być odpowiedzią na te zagrożenia i stanowić swoistą tarczę ochronną przed powrotem do polityki, którą kanclerz Olaf Scholz i wielu niemieckich polityków określa dziś jako historyczny błąd. Dla Polski i całego regionu to sygnał, że Berlin, choć z opóźnieniem, wyciąga wnioski z przeszłości i zamierza trwale przebudować architekturę energetyczną Europy.

Nowe przepisy to „lex Nord Stream”. Berlin chce pełnej kontroli

Kluczowym problemem dla niemieckiego rządu jest fakt, że formalnie nie ma on bezpośredniej kontroli nad samym gazociągiem. Właścicielem infrastruktury jest spółka Nord Stream AG, zarejestrowana w Szwajcarii. To oznacza, że Berlin nie może po prostu wydać decyzji o jej likwidacji. Dotychczas jedynym narzędziem blokady było wstrzymanie certyfikacji technicznej dla Nord Stream 2, co skutecznie uniemożliwiło jego uruchomienie jeszcze przed rosyjską inwazją na Ukrainę i późniejszymi eksplozjami, które uszkodziły obie nitki gazociągu.

Teraz jednak rząd federalny chce pójść o krok dalej. Planowane przepisy, określane nieoficjalnie jako „lex Nord Stream”, mają na celu wprowadzenie pełnej kontroli nad potencjalnymi zmianami własnościowymi w spółkach zarządzających kluczową infrastrukturą energetyczną. W praktyce oznaczałoby to, że każda próba sprzedaży udziałów w Nord Stream AG lub przejęcia kontroli nad projektem przez nowy podmiot musiałaby uzyskać zgodę niemieckich organów regulacyjnych. To dałoby Berlinowi skuteczne weto wobec każdego inwestora, który chciałby kupić udziały, a następnie dążyć do naprawy i ponownego uruchomienia gazociągu.

Celem jest stworzenie prawnej zapory, która uniemożliwi scenariusz, w którym wrogi podmiot przejmuje infrastrukturę i wykorzystuje ją do wywierania presji politycznej. Jak wskazują źródła „Financial Times”, niemieckie ministerstwo gospodarki chce mieć pewność, że żadna część krytycznej infrastruktury energetycznej nie wpadnie w niepowołane ręce, zwłaszcza w kontekście trwającej wojny i niestabilnej sytuacji geopolitycznej.

Ciche próby reaktywacji gazociągu. Kto chciał wznowić dostawy?

Decyzja o zaostrzeniu prawa nie jest działaniem prewencyjnym, a bezpośrednią reakcją na konkretne ruchy podejmowane za kulisami. Okazuje się, że pomimo oficjalnego zawieszenia projektu i fizycznego uszkodzenia rur, wciąż istnieją siły aktywnie działające na rzecz jego reaktywacji. Brytyjski dziennik ujawnił, że już w marcu 2023 roku były szef Nord Stream 2 AG, Matthias Warnig, próbował przekonać Berlin do wznowienia połączenia.

Warnig, były oficer Stasi i osoba z bliskimi powiązaniami z Władimirem Putinem, miał przedstawiać niemieckim urzędnikom scenariusze, w których uszkodzone nitki mogłyby zostać szybko naprawione. To nie jedyna taka próba. Zainteresowanie projektem wyrażał również amerykański inwestor Stephen Lynch, który oferował wykupienie Nord Stream i przejęcie kontroli nad jego przyszłością. Takie działania pokazują, że pomimo politycznego potępienia, gazociąg wciąż jest postrzegany przez niektórych jako cenny zasób, który można w przyszłości wykorzystać.

Te zakulisowe manewry zaalarmowały niemiecki rząd. Uświadomiono sobie, że bez twardych regulacji prawnych, presja na wznowienie dostaw może powrócić w dogodnym politycznie momencie – na przykład w przypadku ostrej zimy lub kryzysu gospodarczego. Nowe prawo ma więc zamknąć tę furtkę raz na zawsze i wysłać jasny sygnał do wszystkich potencjalnych inwestorów: Niemcy nie wrócą do biznesu z Gazpromem poprzez Nord Stream.

Polityczna burza w Bundestagu. AfD nie odpuszcza

Rządowa inicjatywa ma również wymiar wewnętrzny i jest odpowiedzią na rosnącą presję ze strony prorosyjskich sił politycznych w Niemczech. Najgłośniejszym zwolennikiem powrotu do taniego gazu z Rosji jest skrajnie prawicowa partia Alternatywa dla Niemiec (AfD), która w swoich programach otwarcie nawołuje do naprawy i uruchomienia Nord Stream. Politycy AfD regularnie wykorzystują temat cen energii do budowania swojego poparcia, przedstawiając gazociąg jako remedium na problemy gospodarcze kraju.

Głosy poparcia dla projektu pojawiają się jednak nie tylko w szeregach skrajnej prawicy. Również niektórzy politycy z bardziej centrowych partii, jak CDU czy nawet rządzącej SPD, w nieoficjalnych rozmowach przyznają, że w przyszłości powrót do rosyjskiego gazu mógłby być rozważany. To pokazuje, jak głęboko zakorzenione były niemiecko-rosyjskie relacje energetyczne i jak trudno jest całkowicie zerwać z tą spuścizną.

Oficjalna linia rządu federalnego jest jednak stanowcza. Zarówno kanclerz Olaf Scholz (SPD), jak i lider opozycyjnej CDU, Friedrich Merz, publicznie nazwali Nord Stream 2 „historycznym błędem”. Wprowadzenie nowego prawa ma być ostatecznym potwierdzeniem tego kursu i symbolicznym zamknięciem rozdziału, który przyniósł Niemcom więcej problemów niż korzyści. To także sposób na ucięcie wewnętrznych spekulacji i pokazanie jedności w kluczowej kwestii bezpieczeństwa państwa.

Co to oznacza dla Polski i Europy? Konsekwencje niemieckiej decyzji

Trwałe zablokowanie Nord Stream przez Niemcy to informacja o strategicznym znaczeniu dla Polski i całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Przez lata Polska ostrzegała Berlin, że gazociąg jest projektem politycznym, a nie czysto biznesowym, i że jego celem jest uzależnienie Europy od rosyjskich surowców oraz ominięcie tradycyjnych szlaków tranzytowych, w tym przez Ukrainę i Polskę.

Decyzja niemieckiego rządu ostatecznie potwierdza słuszność tych obaw. Dla Polski oznacza to kilka kluczowych korzyści:

  • Wzrost bezpieczeństwa energetycznego: Trwałe wyłączenie Nord Stream z gry eliminuje ryzyko, że Rosja ponownie użyje dostaw gazu jako narzędzia szantażu wobec Europy Środkowej.
  • Wzmocnienie roli Baltic Pipe: Inwestycje w dywersyfikację, takie jak gazociąg Baltic Pipe, zyskują na strategicznym znaczeniu jako kluczowy element nowej architektury energetycznej w regionie.
  • Spójność polityki europejskiej: Krok Berlina jest zgodny z długoterminowymi celami Unii Europejskiej, dążącej do pełnej niezależności od rosyjskich paliw kopalnych w ramach planu REPowerEU.

Choć decyzja jest spóźniona, stanowi ważny krok w kierunku budowy bardziej odpornego i zintegrowanego europejskiego rynku energii. To sygnał, że największa gospodarka UE wyciągnęła bolesne lekcje z przeszłości i jest gotowa ponieść koszty transformacji, aby zapewnić długoterminowe bezpieczeństwo całemu kontynentowi. Dla Polski to potwierdzenie, że konsekwentne dążenie do dywersyfikacji i budowanie regionalnych sojuszy energetycznych było słuszną strategią.

Obserwuj nasze artykuły na Google News

Naciśnij przycisk oznaczony gwiazdką (★ obserwuj) i bądź na bieżąco

Share.

Tomasz Borysiuk to doświadczony dziennikarz z 15-letnim stażem, specjalizujący się w reportażach śledczych i analizach politycznych. Pracował dla czołowych polskich redakcji, zdobywając liczne nagrody za rzetelność i zaangażowanie w pracy.

Jeden komentarz

  1. To oznacza podniesienie cen i nacisk na wiatraki, których produkcja opłaca się Niemcom redaktorzyno od 7 boleści!!!

Napisz Komentarz

Exit mobile version