Do Sejmu trafiła obywatelska petycja, która może zrewolucjonizować polski system emerytalny i drastycznie wpłynąć na finanse milionów Polaków. Propozycja zakłada wprowadzenie nowej formy „bykowego” – podatku od bezdzietności, który polegałby na nałożeniu podwójnej składki emerytalnej na osoby bezdzietne oraz o 50% wyższej na rodziny z jednym dzieckiem. Pomysł, znany z czasów PRL, powraca w nowej, znacznie surowszej odsłonie i już na starcie budzi ogromne kontrowersje. Projekt został skierowany do dalszych prac w komisji sejmowej, co oznacza, że parlamentarzyści będą analizować jego zasadność. Jeśli przepisy weszłyby w życie, miesięczne obciążenia dla niektórych osób mogłyby wzrosnąć o niemal 1200 złotych, co stanowiłoby poważny cios dla domowych budżetów. Autorzy petycji argumentują, że zmiana jest konieczna dla ratowania systemu emerytalnego opartego na solidarności międzypokoleniowej. Jednak krytycy wskazują na potencjalną niezgodność z konstytucją i ogromny opór społeczny.
Ile dokładnie może kosztować „bykowe”? Wyliczenia są bezlitosne
Konsekwencje finansowe proponowanych zmian byłyby odczuwalne dla ogromnej grupy Polaków powyżej 30. roku życia. Zgodnie z wyliczeniami przygotowanymi przez dziennik „Fakt”, wysokość dodatkowego obciążenia byłaby ściśle powiązana z poziomem zarobków. Osoba bezdzietna, która zarabia minimalną krajową (4666 złotych brutto), musiałaby co miesiąc odprowadzać do ZUS dodatkowe 455 złotych.
Wraz ze wzrostem wynagrodzenia, rośnie również potencjalna danina. Przy pensji 6000 złotych brutto „bykowe” wyniosłoby 585 złotych miesięcznie. Osoba zarabiająca 8000 złotych brutto zapłaciłaby dodatkowo 780 złotych, a przy dochodach rzędu 10 000 złotych brutto – aż 976 złotych więcej. Najbardziej obciążone byłyby osoby z najwyższymi zarobkami. Przy pensji 12 000 złotych brutto dodatkowa składka sięgnęłaby 1171 złotych miesięcznie.
Projekt uderza nie tylko w osoby bezdzietne. Małżeństwa i osoby samotnie wychowujące jedno dziecko również musiałyby sięgnąć głębiej do kieszeni. Ich składka emerytalna miałaby być wyższa o 50% od standardowej. Oznacza to, że przy zarobkach 6000 złotych brutto zapłaciliby o około 292 złote więcej, a przy 10 000 złotych brutto – o 488 złotych więcej każdego miesiąca. Zgodnie z petycją, z opłaty zwolnione byłyby jedynie osoby z udokumentowaną bezpłodnością oraz te, które straciły dziecko.
„Bykowe” w Polsce to nie nowość. Jak działało w czasach PRL?
Pomysł dodatkowego opodatkowania osób bezdzietnych nie jest w Polsce nowy. Podobne rozwiązanie, potocznie nazywane „bykowym”, funkcjonowało w czasach PRL przez niemal trzy dekady, od 1946 do 1973 roku. Wprowadzono je dekretem, który podwyższał podatek dochodowy osobom samotnym oraz bezdzietnym małżeństwom. Początkowo próg wiekowy ustalono na 21 lat, by później podnieść go do 25. roku życia.
Ówczesna zwyżka podatku wynosiła jedną piątą (20%) jego podstawowej kwoty. Co ciekawe, małżeństwa przez pierwsze dwa lata po ślubie były zwolnione z opłaty. Jeśli jednak w tym czasie nie doczekały się potomstwa, ich podatek wzrastał o jedną dziesiątą (10%). System ten został ostatecznie zlikwidowany w 1973 roku za rządów Edwarda Gierka. Powrót do tej koncepcji po ponad 50 latach budzi równie silne emocje.
Warto zaznaczyć, że podobne mechanizmy, choć w łagodniejszej formie, funkcjonują dziś w innych krajach Europy. W Niemczech osoby bezdzietne po 23. roku życia płacą składkę na ubezpieczenie społeczne wyższą o 0,25 punktu procentowego. Z kolei we Francji działa system ilorazu rodzinnego, który faworyzuje rodziny z dziećmi przy wyliczaniu podatku dochodowego, co w praktyce oznacza niższe obciążenia dla rodziców.
Kto stoi za pomysłem? Politycy i obywatele chcą wzmocnić system
Jednym z najbardziej znanych zwolenników powrotu „bykowego” w polskiej polityce jest poseł Marek Jakubiak, przewodniczący Koła Poselskiego Wolni Republikanie. Już w styczniu 2025 roku na antenie Polsat News stanowczo opowiedział się za wprowadzeniem takiego rozwiązania. „Bykowe trzeba wprowadzić. Dlaczego moje dzieci mają finansować kogoś?” – argumentował, wskazując na zasadę solidarności pokoleniowej jako fundament systemu emerytalnego.
Początkowe propozycje posła Jakubiaka zakładały stałą opłatę w wysokości 800 złotych miesięcznie dla każdej osoby bezdzietnej, w tym kobiet. Później modyfikował swoje stanowisko, jednak konsekwentnie popierał ideę dodatkowego obciążenia tej grupy społecznej. Obywatelska petycja, która trafiła do Sejmu, idzie jednak znacznie dalej, proponując nie stałą kwotę, a procentowe powiązanie składki z wysokością zarobków, co czyni ją jeszcze bardziej dotkliwą dla lepiej zarabiających.
Głównym argumentem podnoszonym przez autorów petycji jest konieczność ratowania stabilności systemu emerytalnego w obliczu dramatycznego kryzysu demograficznego. Wskazują oni, że obecni emeryci są utrzymywani ze składek osób pracujących. Jeśli liczba pracujących będzie spadać z powodu niskiej dzietności, systemowi grozi załamanie. Wprowadzenie „bykowego” ma być z jednej strony bodźcem do posiadania dzieci, a z drugiej – formą sprawiedliwości społecznej, w której osoby nieposiadające potomstwa w większym stopniu dokładają się do systemu, z którego same będą w przyszłości korzystać.
Polacy mówią „nie”. Eksperci wskazują na poważne wady projektu
Propozycja wprowadzenia „bykowego” spotkała się z niemal jednogłośnym sprzeciwem społecznym. Zgodnie z badaniem przeprowadzonym dla Wirtualnej Polski, ponad 70 procent Polaków jest przeciwnych wprowadzeniu podatku od bezdzietności. Co istotne, sprzeciw jest równie silny niezależnie od wieku, płci czy preferencji politycznych respondentów.
Przeciwnicy argumentują, że osoby bezdzietne już teraz ponoszą relatywnie wyższe koszty życia, ponieważ nie korzystają z licznych świadczeń prorodzinnych, takich jak program 800 plus. Podkreślają również, że bezdzietność często nie jest wyborem, a wynikiem problemów zdrowotnych, trudnej sytuacji materialnej czy braku stabilności mieszkaniowej. Ekonomiści dodają do tego twarde dane. Według Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), Polska już teraz ma jedną z najwyższych w Europie różnic w obciążeniach podatkowych między rodzinami a osobami bezdzietnymi.
Tak zwany klin podatkowo-składkowy dla bezdzietnej osoby zarabiającej średnią krajową wynosi w Polsce 34,3%, podczas gdy dla rodziny z dwójką dzieci jest to zaledwie 15,8%. Różnica na poziomie 18,5 punktu procentowego stawia nas na drugim miejscu w Europie pod względem dysproporcji, zaraz po Słowacji i Luksemburgu. Średnia dla krajów OECD to zaledwie 9 punktów procentowych. Wprowadzenie „bykowego” jeszcze bardziej pogłębiłoby te różnice, zamiast rozwiązywać realne problemy demograficzne.
Czy „bykowe” jest zgodne z prawem? Konstytucja może zablokować projekt
Nawet jeśli projekt zyskałby poparcie polityczne, jego wprowadzenie napotkałoby na poważne bariery prawne. Eksperci prawa konstytucyjnego alarmują, że nowe przepisy mogłyby być niezgodne z fundamentalnymi zasadami zapisanymi w ustawie zasadniczej. Chodzi przede wszystkim o art. 32 Konstytucji RP, który gwarantuje wszystkim równość wobec prawa i zakazuje dyskryminacji w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.
Nałożenie dodatkowego, wysokiego obciążenia na osoby ze względu na ich stan cywilny lub posiadanie dzieci mogłoby zostać uznane przez Trybunał Konstytucyjny za formę niedozwolonej dyskryminacji. Szczególnie problematyczne byłoby traktowanie osób, które nie mogą mieć dzieci z przyczyn zdrowotnych. Choć petycja zakłada dla nich zwolnienie, w praktyce udowodnienie bezpłodności mogłoby być skomplikowane i stygmatyzujące.
Krytycy „bykowego” wskazują, że zamiast tworzyć nowe, kontrowersyjne podatki, rząd powinien skupić się na sprawdzonych metodach wspierania dzietności. Proponują alternatywy, takie jak zwiększenie dostępności tanich mieszkań na wynajem dla młodych, rozwój sieci publicznych żłobków i przedszkoli oraz wprowadzenie elastycznych form zatrudnienia ułatwiających godzenie pracy z opieką nad dziećmi. Petycja trafiła do dalszych prac, jednak jej droga legislacyjna będzie długa i wyboista, a ostateczne przyjęcie, wobec tak silnego oporu społecznego i wątpliwości prawnych, wydaje się mało prawdopodobne.

