Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego podjęła kluczową decyzję w sprawie ważności wyborów prezydenckich. Po przeanalizowaniu ponad 54 tysięcy protestów wyborczych, sędziowie uznali wybory za ważne. Mimo to, potwierdzono 21 przypadków nieprawidłowości, które jednak nie miały wpływu na ostateczny wynik głosowania. Posiedzenie miało niezwykle burzliwy przebieg, naznaczony ostrym starciem pomiędzy sędziami a Prokuratorem Generalnym Adamem Bodnarem oraz protestami przed budynkiem sądu.
Wtorkowe obrady w Sądzie Najwyższym były jednym z najważniejszych wydarzeń polityczno-prawnych ostatnich tygodni. Decyzja Izby Kontroli Nadzwyczajnej kończy formalny proces weryfikacji wyborów, jednak atmosfera towarzysząca posiedzeniu pokazuje, że spór o praworządność i legitymację kluczowych instytucji państwa wciąż trwa. Szczególnie wymiana zdań między sędzią sprawozdawcą a Prokuratorem Generalnym ujawniła głębokie podziały w polskim systemie prawnym.
Ponad 54 tysiące protestów. Sąd Najwyższy ujawnia twarde dane
Skala protestów, które wpłynęły do Sądu Najwyższego, była bezprecedensowa. Jak poinformowała sędzia sprawozdawca Maria Szczepaniec, zarejestrowano łącznie ponad 54 tysiące protestów wyborczych. Zdecydowana większość z nich, bo aż 54 025, została jednak pozostawiona bez dalszego biegu. Powodem były przede wszystkim nieusuwalne braki formalne lub oparcie zarzutów na tych samych, powielanych wzorach dostępnych w internecie.
Sędzia Szczepaniec podkreśliła, że Sąd Najwyższy dokładnie analizował każdy przypadek, jednak sama liczba podobnych wniosków nie mogła wpłynąć na ocenę prawną. „Efekt skali nie ma znaczenia z punktu widzenia oceny dokonywanej przez SN” – zaznaczyła, wskazując, że liczy się waga merytoryczna zarzutów, a nie liczba ich powieleń. Wiele z odrzuconych protestów dotyczyło medialnych doniesień o rzekomym używaniu przez członków komisji nieautoryzowanej aplikacji do weryfikacji zaświadczeń. Sąd podkreślił, że w żadnym z tych przypadków autor protestu nie stwierdził, że osobiście odmówiono mu prawa do głosowania na tej podstawie.
Ostatecznie, po merytorycznym rozpoznaniu, 7 protestów uznano za niezasadne. Kluczowe dla sprawy było jednak 21 protestów, które Sąd Najwyższy uznał za zasadne. Mimo potwierdzenia nieprawidłowości, sędziowie orzekli, że nie miały one żadnego wpływu na końcowy wynik wyborów prezydenckich. Decyzja ta oznacza, że z formalnego punktu widzenia wybory zostały przeprowadzone w sposób ważny.
Jakie nieprawidłowości potwierdzono? Konkretne przykłady z komisji
W grupie 21 zasadnych protestów znalazły się konkretne, udokumentowane uchybienia w pracy niektórych obwodowych komisji wyborczych. Sąd Najwyższy, po zarządzeniu oględzin kart do głosowania w kilkunastu przypadkach, zidentyfikował błędy, które realnie wystąpiły w procesie wyborczym. Nie miały one jednak charakteru systemowego i nie mogły zmienić ogólnokrajowego wyniku.
Do najczęściej stwierdzanych nieprawidłowości należały:
- Błędne przypisanie głosów: W kilku protokołach komisji stwierdzono pomyłki polegające na nieprawidłowym przypisaniu głosów oddanych na poszczególnych kandydatów w drugiej turze.
- Nieprawidłowości w liczeniu głosów: Ujawniono błędy arytmetyczne i proceduralne na etapie podliczania kart wyborczych w poszczególnych obwodach.
- Problemy z zaświadczeniami: Sześć z uznanych protestów dotyczyło sytuacji, w której komisje pobierały od wyborców zaświadczenia o prawie do głosowania poza miejscem zamieszkania przeznaczone na niewłaściwą turę wyborów.
Sąd Najwyższy bardzo precyzyjnie oddzielił te udowodnione przypadki od zarzutów opartych wyłącznie na doniesieniach medialnych czy ogólnym poczuciu nieufności. To rozróżnienie było kluczowe dla ostatecznej decyzji o stwierdzeniu ważności wyborów, pomimo zidentyfikowanych, jednostkowych błędów proceduralnych.
Napięcie na sali sądowej. Prokurator Generalny kontra sędziowie
Posiedzenie Izby Kontroli Nadzwyczajnej przybrało nieoczekiwany i niezwykle napięty obrót za sprawą wniosków Prokuratora Generalnego. Adam Bodnar zażądał wyłączenia z orzekania wszystkich sędziów wyznaczonych do rozpatrzenia sprawy ważności wyborów, podważając prawidłowość ich powołania i status całej izby.
Prezes Izby, sędzia Krzysztof Wiak, poinformował, że wszystkie wnioski Prokuratora Generalnego zostały pozostawione bez dalszego biegu. Argumentował, że obowiązujące przepisy nie przewidują możliwości składania tego typu wniosków przez Prokuratora Generalnego w tej procedurze. Decyzja ta wywołała polemikę, w której Adam Bodnar konsekwentnie kwestionował legitymację sędziów.
Do prawdziwego spięcia doszło, gdy do dyskusji włączyła się sędzia sprawozdawca Maria Szczepaniec. Zwróciła się ona bezpośrednio do Adama Bodnara, wprowadzając go w wyraźne zakłopotanie. „W 2023 roku w wyborach do Sejmu i Senatu uzyskał pan mandat senatora. Ważność tamtych wyborów stwierdzała nasza izba. W związku z tym mam do pana pytanie – czy czuje się pan wadliwie wybranym senatorem? Tak zwanym neo-senatorem? Wówczas pan nie protestował, jakoś nie przypominam sobie, żeby pan protestował” – powiedziała sędzia. Ta celna uwaga wywołała poruszenie na sali i stała się jednym z najczęściej komentowanych momentów całego posiedzenia.
Protesty przed budynkiem SN. Dwie grupy manifestantów i kordon policji
Równolegle do burzliwych obrad na sali sądowej, emocje sięgały zenitu również przed budynkiem Sądu Najwyższego. Na miejscu zgromadziło się kilkaset osób, reprezentujących dwie zantagonizowane grupy manifestantów. Sytuacja była na tyle napięta, że konieczna była interwencja policji, która utworzyła kordon rozdzielający protestujących.
Na miejscu pojawił się także specjalny zespół antykonfliktowy policji, którego zadaniem było monitorowanie sytuacji i zapobieganie eskalacji. Obie grupy były wyposażone we własne systemy nagłośnieniowe, z których co jakiś czas padały wulgarne hasła skierowane w stronę przeciwników politycznych. Jedna z grup domagała się bezwarunkowego stwierdzenia ważności wyborów i popierała działania Izby Kontroli Nadzwyczajnej.
Druga grupa manifestantów kwestionowała legalność samej Izby, określając ją jako „neo-sąd” i domagając się unieważnienia jej decyzji. Obecność dwóch tak silnie spolaryzowanych obozów w jednym miejscu stanowiła symboliczny obraz głębokich podziałów politycznych i prawnych, które wciąż targają Polską. Sytuacja przed sądem dobitnie pokazała, że decyzja sędziów, choć formalnie kończy procedurę wyborczą, nie kończy sporu o fundamenty państwa prawa.

