Wielki wstrząs dla milionów użytkowników TikToka w Europie, w tym w Polsce. Firma oficjalnie potwierdziła to, czego od dawna obawiali się eksperci ds. cyberbezpieczeństwa. Dane użytkowników z Europejskiego Obszaru Gospodarczego były przechowywane na serwerach w Chinach, co stanowi rażące naruszenie wcześniejszych obietnic i europejskich przepisów o ochronie danych. W kwietniu 2025 roku gigant mediów społecznościowych przyznał, że „ograniczona ilość” informacji znalazła się poza zadeklarowanym, bezpiecznym obszarem przechowywania. To przyznanie się do błędu uruchomiło lawinę konsekwencji, z rekordową karą finansową na czele. Unijne instytucje już rozpoczęły szczegółowe dochodzenia, które mogą zaważyć na przyszłości aplikacji na naszym kontynencie. Dla użytkowników oznacza to jedno: konieczność ponownego przemyślenia, jakie informacje powierzają platformie należącej do chińskiej spółki ByteDance.
Rekordowa kara to dopiero początek. Unia rozpoczyna śledztwo
Reakcja europejskich regulatorów była natychmiastowa i bezprecedensowa. Irlandzki urząd ochrony danych osobowych (DPC), który w Unii Europejskiej nadzoruje działalność TikToka, nałożył na platformę gigantyczną grzywnę w wysokości 530 milionów euro. To najwyższa kara w historii firmy, która ma być sygnałem ostrzegawczym dla innych gigantów technologicznych. Śledztwo DPC wykazało, że problem był znacznie głębszy niż tylko „błąd” w lokalizacji serwerów. Kluczowym zarzutem jest fakt, że pracownicy chińskiej firmy macierzystej, ByteDance, mieli zdalny dostęp do danych europejskich użytkowników. Oznacza to, że informacje o obywatelach UE mogły być przeglądane i przetwarzane przez osoby spoza Unii, w kraju, który nie gwarantuje poziomu ochrony danych wymaganego przez RODO.
Kara finansowa to jednak nie koniec problemów TikToka. Decyzja irlandzkiego regulatora otworzyła drzwi do kolejnych, skoordynowanych działań na poziomie całej Unii Europejskiej. Organy ochrony danych w innych krajach członkowskich, w tym w Polsce, przyglądają się teraz praktykom firmy ze zdwojoną uwagą. Główne podejrzenia dotyczą potencjalnego przekazywania danych chińskim służbom lub innym podmiotom zewnętrznym. Choć TikTok kategorycznie zaprzecza, by kiedykolwiek udostępnił dane rządowi w Pekinie, presja na firmę rośnie z każdym dniem.
Jakie dane zbiera TikTok? Lista jest dłuższa, niż myślisz
Wielu użytkowników zakłada, że TikTok gromadzi jedynie informacje o oglądanych filmach i polubieniach. Rzeczywistość jest jednak znacznie bardziej złożona i niepokojąca. Zakres danych zbieranych przez aplikację wykracza daleko poza to, co jest niezbędne do jej podstawowego działania. Eksperci ds. cyberbezpieczeństwa, w tym analitycy z kanadyjskich służb, biją na alarm, wskazując na brak transparentności w działaniach platformy.
Na liście gromadzonych informacji znajdują się między innymi:
- Dokładne dane o lokalizacji: Nie tylko kraj czy miasto, ale często precyzyjne współrzędne GPS.
- Informacje o urządzeniu: Model telefonu, system operacyjny, unikalne identyfikatory sprzętowe.
- Dane z kart płatniczych: Jeśli kiedykolwiek dokonywałeś transakcji przez aplikację.
- Kontakty i sieć społeczna: Dostęp do książki adresowej i powiązań z innymi użytkownikami.
- Dane biometryczne: W niektórych jurysdykcjach TikTok zbierał wzorce twarzy i głosu.
- Treść prywatnych wiadomości: Analiza konwersacji prowadzonych wewnątrz aplikacji.
Tak szeroki zbiór danych tworzy niezwykle szczegółowy profil każdego użytkownika, który w niepowołanych rękach staje się potężnym narzędziem. Brak jasnej informacji, gdzie dokładnie te dane są przechowywane i kto ma do nich dostęp, stanowi fundamentalne zagrożenie dla prywatności.
Czy Twoje dane są bezpieczne? Eksperci wskazują na kluczowe zagrożenie
Główny problem z TikTokiem nie leży wyłącznie w technologii, ale w geopolityce i prawie. Platforma należy do chińskiej firmy ByteDance, która, jak każde przedsiębiorstwo w Chinach, podlega lokalnym przepisom. A te są jednoznaczne. Chińskie prawo bezpieczeństwa narodowego zobowiązuje firmy technologiczne do pełnej współpracy z aparatem państwowym, w tym do udostępniania danych na żądanie służb. To fundamentalna sprzeczność z europejskim RODO, które opiera się na ochronie prywatności jednostki przed ingerencją państwa i korporacji.
TikTok publicznie zapewnia, że nigdy nie przekazałby danych chińskim władzom, ale eksperci prawni są sceptyczni. Wskazują, że firma po prostu nie miałaby możliwości odmówić, gdyby takie żądanie się pojawiło. To właśnie dlatego Unia Europejska nie uznaje Chin za kraj gwarantujący poziom ochrony danych równoważny z RODO. Przechowywanie informacji o Europejczykach na chińskich serwerach lub umożliwienie dostępu do nich pracownikom w Chinach jest więc samo w sobie złamaniem zasad, niezależnie od tego, czy doszło już do faktycznego przekazania danych służbom.
Co to oznacza dla użytkowników w Polsce? Praktyczne konsekwencje
Dla przeciętnego użytkownika z Polski cała sytuacja przestaje być abstrakcyjnym problemem prawnym, a staje się realnym zagrożeniem. Informacje o Twoich poglądach politycznych, preferencjach, miejscach, w których bywasz, a nawet o Twojej sytuacji finansowej, mogły znaleźć się w zasięgu podmiotów działających poza jurysdykcją UE. Ryzyko dotyczy nie tylko potencjalnego wycieku danych, ale także ich wykorzystania w celach, na które nigdy nie wyraziliśmy zgody – od manipulacji i dezinformacji po bardziej zaawansowane formy inwigilacji.
Szczególnie narażeni są użytkownicy niepełnoletni, którzy stanowią znaczną część społeczności TikToka. Często nie zdają sobie oni sprawy z wartości udostępnianych przez siebie informacji i potencjalnych konsekwencji. W obliczu ostatnich doniesień, zaufanie do platformy zostało poważnie nadszarpnięte. Presja ze strony regulatorów będzie rosła, a przyszłość TikToka w Europie staje pod coraz większym znakiem zapytania. Każdy użytkownik powinien teraz świadomie ocenić, czy wygoda korzystania z aplikacji jest warta podejmowanego ryzyka.


