Rynek badań technicznych pojazdów w Polsce wchodzi w okres poważnych napięć. Stacje Kontroli Pojazdów alarmują, że przy obecnych stawkach coraz trudniej utrzymać wykwalifikowanych diagnostów, a liczba specjalistów systematycznie spada. W odpowiedzi branża zaczyna ograniczać godziny pracy, co już teraz może powodować problemy dla kierowców – szczególnie w soboty, gdy dostępność stacji bywa kluczowa. W tle toczą się rozmowy o zmianach systemowych, które mają uporządkować rynek, ale jednocześnie budzą obawy o dostępność badań i ich koszt.
Sytuacja dotyka milionów właścicieli samochodów. Badanie techniczne to obowiązek, bez którego nie można legalnie poruszać się po drogach, a jego brak grozi mandatem, zatrzymaniem dowodu rejestracyjnego i problemami z ubezpieczeniem. Gdy stacji jest mniej, a diagnostów ubywa, cały system zaczyna się zacinać.
Niskie stawki i odpływ diagnostów. Dlaczego system przestaje działać
Od lat stawki za okresowe badanie techniczne pojazdu pozostają praktycznie niezmienione, mimo rosnących kosztów prowadzenia działalności. Opłata za badanie techniczne samochodu osobowego nie nadąża za inflacją, wzrostem cen energii, kosztów pracy ani wymogami technicznymi, jakie muszą spełniać Stacje Kontroli Pojazdów.
Przedstawiciele branży podkreślają, że zawód diagnosty samochodowego przestaje być atrakcyjny finansowo. Wymaga on:
- specjalistycznych uprawnień,
- stałych szkoleń i odpowiedzialności prawnej,
- pracy zmianowej, często w weekendy,
- ponoszenia odpowiedzialności za dopuszczenie pojazdu do ruchu.
Przy obecnych stawkach coraz więcej diagnostów decyduje się na zmianę zawodu lub wyjazd za granicę, gdzie kwalifikacje techniczne są lepiej wynagradzane. Efekt jest widoczny w statystykach branżowych: liczba czynnych diagnostów maleje, a nowe osoby niechętnie wchodzą do zawodu.
Stacje Kontroli Pojazdów sygnalizują, że sytuacja stała się krytyczna. Przy brakach kadrowych właściciele stacji zmuszeni są:
- skracać godziny otwarcia,
- rezygnować z pracy w weekendy,
- łączyć dyżury lub czasowo zamykać stanowiska.
Szczególnie dotkliwe jest to w mniejszych miejscowościach, gdzie często działa jedna lub dwie stacje. Jeśli jedna z nich ograniczy działalność, kierowcy muszą jechać kilkanaście lub kilkadziesiąt kilometrów, by wykonać obowiązkowy przegląd.
Protest branży ma zwrócić uwagę decydentów na fakt, że system badań technicznych oparty na zamrożonych stawkach przestaje być wydolny. Zdaniem przedstawicieli środowiska, bez waloryzacji opłat i zmian organizacyjnych problem będzie się pogłębiał, a kolejki do stacji staną się codziennością.
Ograniczone godziny, problemy w soboty. Co to oznacza dla kierowców
Dla kierowców pierwszym sygnałem kryzysu są problemy z dostępnością terminów. Już teraz w wielu regionach kraju trudno umówić się na badanie „od ręki”, a w soboty – tradycyjnie najbardziej oblegane – część stacji pozostaje zamknięta lub pracuje krócej.
To rodzi realne konsekwencje. Badanie techniczne ma określony termin ważności, a jego przekroczenie – nawet o jeden dzień – oznacza naruszenie przepisów. Podczas kontroli drogowej policja ma prawo:
- nałożyć mandat,
- zatrzymać dowód rejestracyjny,
- skierować pojazd na dodatkowe badanie.
Eksperci zwracają uwagę, że ograniczona dostępność stacji może prowadzić do sytuacji, w której kierowcy będą zmuszeni brać wolne w pracy lub planować przegląd z dużym wyprzedzeniem. To szczególnie problematyczne dla osób prowadzących działalność gospodarczą, firm transportowych czy flot samochodowych, dla których przestoje oznaczają realne straty finansowe.
W tle pojawiają się także zapowiedzi zmian w systemie badań technicznych, które mają poprawić bezpieczeństwo na drogach i zwiększyć kontrolę nad stanem pojazdów. Choć szczegóły są przedmiotem analiz i konsultacji, branża obawia się, że nowe obowiązki – bez jednoczesnego podniesienia stawek – tylko pogłębią problem kadrowy.
Z perspektywy państwa sytuacja jest delikatna. Z jednej strony badania techniczne są elementem bezpieczeństwa ruchu drogowego i nie mogą być ograniczane. Z drugiej – system oparty na prywatnych stacjach musi być dla nich ekonomicznie opłacalny, inaczej przedsiębiorcy będą rezygnować z działalności.
Dziennikarska analiza pokazuje, że obecny kryzys nie jest nagły, lecz narastał latami. Zamrożone stawki, brak waloryzacji i rosnące wymagania stworzyły model, który przestał odpowiadać realiom rynku pracy. Ograniczanie godzin otwarcia to sygnał ostrzegawczy, a nie rozwiązanie problemu.
Dla kierowców najważniejsza rekomendacja jest prosta: nie odkładać badania technicznego na ostatnią chwilę i sprawdzać godziny otwarcia stacji z wyprzedzeniem, zwłaszcza w weekendy. W nadchodzących miesiącach dostępność przeglądów może być jednym z istotniejszych wyzwań dla zmotoryzowanych.
Jeśli rozmowy między branżą a administracją publiczną nie przyniosą szybkich rozwiązań, zmiany w badaniach technicznych aut mogą stać się jednym z najbardziej odczuwalnych problemów codziennych dla milionów kierowców w Polsce.


