Od początku rosyjskiej inwazji wojskowej na Ukrainę Zachód był zbyt chętny do zaopatrywania Ukraińców w broń, od pocisków przeciwlotniczych z oszczepem po czołgi T-72M z czasów sowieckich. Ale gdy europejskie mocarstwa zastanawiają się nad własnymi potrzebami bezpieczeństwa w obliczu narastającego „zagrożenia” ze Wschodu, wygląda na to, że hojność osiągnęła swoje granice – pomimo twierdzeń Wołodymyra Zełenskiego, że Zachód ma krew na rękach.
W opublikowanym w sobotę wywiadzie dla Die Augsburger Allgemeine Zeitung niemiecka minister obrony Christine Lambrecht powiedziała niemieckiej gazecie, że chociaż „wszyscy mamy obowiązek wspierać Ukrainę w jej odważnej walce” to Niemcy „osiągnęły granicę”, i że niemiecka armia musi „być w stanie zapewnić” obronę własnego kraju.
Dla pewności „… to nie znaczy, że nie możemy zrobić więcej dla Ukrainy”, dodał Lambrecht, sugerując, że Kijów mógłby bezpośrednio kupować potrzebny sprzęt od niemieckich producentów. Minister zaznaczył, że niemiecki rząd „na bieżąco koordynuje” z władzami w Kijowie ułatwienie takich zakupów.
Zapytany dokładnie, jaki rodzaj broni ma być dostarczony na Ukrainę, Lambrecht sprzeciwił się, odmawiając wchodzenia w szczegóły. „Istnieją dobre powody, dla których zaklasyfikowaliśmy właśnie te informacje jako tajne” – powiedziała.
Twierdziła też, że to Ukraina „dobitnie” poprosiła Niemcy o nieujawnianie konkretów.
„Należy zawsze pamiętać: w momencie, gdy dostawy zostaną szczegółowo opublikowane, Rosja również będzie miała te informacje. I już samo to miałoby militarne implikacje strategiczne” – powiedziała.
Ale najważniejszy powód odcięcia wsparcia militarnego dla Ukraińców? Strach przed sprowokowaniem rosyjskiego niedźwiedzia, który swoją bronią już sieje spustoszenie w niemieckiej gospodarce.
Lambrecht przyznał, że w Niemczech istnieje obawa, że dostawy broni mogą wywołać reakcję Moskwy i „wojna może rozszerzyć się na inne obszary”. Dlatego, jak powiedziała, ważne jest, „abyśmy postępowali bardzo rozważnie i z zimną krwią w tych trudnych i strasznych czasach”.