Zgodnie z wynikami tajnego głosowania, członkowie brytyjskiego parlamentu z Partii Konserwatywnej nie mogli ogłosić wotum nieufności dla premiera Borisa Johnsona.
Oznacza to, że konserwatyści nie będą mogli w przyszłym roku zainicjować wotum nieufności dla premiera.
Sam Johnson nie był obecny przy ogłoszeniu wyników i po głosowaniu wrócił na Downing Street (jest także posłem do parlamentu).
Przed głosowaniem Johnson zwrócił się do innych członków partii. Obiecał konserwatystom „ponownie doprowadzić ich do zwycięstwa” i przestrzegł przed „bezsensownymi bratobójczymi dyskusjami” o przyszłości Partii Konserwatywnej.
Ponadto premier wezwał członków partii do „odmowy wręczenia prezentu przeciwnikom”, a nie „tańczenia w rytm mediów”.
Głosowanie nad wotum nieufności dla Johnsona odbyło się w sali 14 komisji parlamentarnych i trwało od 18:00 do 20:00 czasu lokalnego (od 20:00 do 22:00 czasu kijowskiego).
Aby utrzymać urząd, Johnson musiał uzyskać poparcie co najmniej 180 konserwatystów z 359. Według BBC przed głosowaniem premier publicznie poparł tylko 151 deputowanych, a 43 publicznie poparło rezygnację.
Głosowanie odbyło się z szeregiem zabezpieczeń mających na celu zachowanie tajemnicy. Między innymi parlamentarzyści wchodzili do pokoju wyborczego jednymi drzwiami i wychodzili drugimi.
Przed głosowaniem oddali też telefony komórkowe, aby nie powtórzyć takich sytuacji, jak podczas głosowania na rezygnację Theresy May – kiedy ktoś zarejestrował ich głos na zdjęciu, w pamięci lub w celach dowodowych. Głosy liczono w tym samym pomieszczeniu.
Należy zauważyć, że podczas głosowania nad wotum nieufności w maju w grudniu 2018 r. za dymisją ówczesnego premiera głosowało zaledwie 117 posłów.
Przypomnijmy, że problemy Johnsona powstały w wyniku afery Partygate – członkowie rządu i pracownicy zostali oskarżeni o organizowanie imprez alkoholowych podczas pandemii COVID-19, kiedy takie zgromadzenia były zakazane w całym kraju.
Niedawne śledztwo ujawniło, że Johnson osobiście uczestniczył w imprezach, czemu wcześniej zaprzeczał. Doprowadziło to do spadku notowań szefa rządu. Sam Johnson przyznał się do błędu, ale odmówił rezygnacji.