– To jest dramat. Mamy 85 proc. braków w porównaniu do zeszłego roku. Nie wiem, czy będziemy mieli czym handlować i czy zamkniemy skład – słyszymy w jednym ze składów węgla pod Wrocławiem. I nie jest to odosobniony przypadek – relacjonuje portal money.pl.
– Cała dystrybucja węgla centralizuje się, przeżywaliśmy to już w czasach PRL. Polskę czeka zamykanie składów i zwalnianie ludzi. Dlatego jak dostajemy szereg pytań od firm lokalnych opierających swoją produkcję na węglu, to nie jesteśmy w stanie im odpowiedzieć, kiedy i czy ten węgiel im dostarczymy – powiedział Zbigniew Krupski, wiceprezes Polskiej Izby Sprzedawców Polskiego Węgla.
Ostatnio ekogroszek na stronie był dostępny 5 minut 43 sekundy. Uważam, że sklep powinien być całodobowy, w końcu to zakupy przez internet. Jest za mało towaru, a za dużo kupujących. Obciążenie serwerów jest takie, że nie można zrobić czegokolwiek, korzystając na przykład z internetu mobilnego. Śmieję się, że mogłabym doktorat zrobić z zakupów w tym sklepie – zaznacza pani Ewelina, mieszkanka Dolnego Śląska, która od maja stara się zaopatrzyć siebie i swoją rodzinę w sklepie Polskiej Grupy Górniczej dla portalu money.pl.
Niepewna przyszłość i rosnąca cena węgla
– Przez 20 lat byliśmy autoryzowanym punktem sprzedaży PGG. W maju zerwano z nami umowę bez podania przyczyny z terminem wykonalności na 31 lipca. Rząd kreował narrację, że zarabiamy zbyt dużo i że nie chcemy współpracować. A w rzeczywistości węgla w naszych składach nie było – przekazał przedstawiciel składu z okolic Radomia.
- Mieliśmy dwa miesiące na przestawienie swojej działalności. Jak to zrobić? Przecież rząd mówił o stałej dopłacie do węgla w kwocie 996 zł. Wtedy rynek się zatrzymał, nie było pieniędzy w obrocie, przez dwa miesiące trwała posucha, bo klient detaliczny nic nie kupował, czekając na to, co powie rząd. Gdy okazało się, że ustawa jest bublem, to nagle każdy chciał ten węgiel zamawiać, a termin realizacji to od 30 do 60 dni. Do tego doszło embargo UE na rosyjski węgiel i ceny skoczyły – relacjonuje portal money.pl.
Mają od 60 do 80 proc. miału. Zaledwie 20-30 proc. to gruby węgiel nadający się na rynek opałowy np. z Kolumbii i Kazachstanu. Indonezyjski i australijski dla nas się nie nadaje. Nie wiem, co będzie za miesiąc, przy centralnym sterowaniu nie można nic zaplanować. Węgiel może być, może go nie będzie, pozostaje czekanie jak na zbawienie. Nam ryzyko zamknięcia biznesu nie grozi, ale nasi klienci z całej Polski już alarmują, że nie wiedzą, co robić. Dzwonią nawet spółdzielnie mieszkaniowe i zakłady usług komunalnych, żebyśmy wzięli udział w przetargach na dostarczenie surowca. Gminy wręcz błagają, bo nikt do przetargów się nie zgłasza. Ale jak mamy to zrobić, gdy nie wiemy, co będzie za miesiąc? – podkreśla jeden z przedsiębiorców z woj. mazowieckiego.
Jeszcze trzy miesiące temu – jak mówi – kupował od PGG węgiel i sprzedawał za 1350 zł. Teraz za węgiel orzech należy zapłacić nawet 3,3 tys. zł.
Od ponad 30 lat handlujemy węglem i jeszcze nie miałem takiej sytuacji, że polskiego węgla nie można kupić. Nie licząc sklepu PGG. A sprowadzenie węgla z zagranicy jest drogie i przy cenie 3 tys. zł za tonę sprzedający i tak ma minimalną marżę – tłumaczy przedsiębiorca z Małopolski. – Już brakuje około 4 mln t węgla opałowego do gospodarstw domowych, ogrzewania szkół i przedszkoli. W 90 proc. instytucje publiczne węgla nie mają. Spodziewam się, że szkoły będą zamknięte jak w czasie pandemii. Może też dojść do protestów – zaznacza.
sc:money.pl