Kryzys energetyczny, do jakiego doprowadzili nieudacznicy z Nowogrodzkiej poprzez wprowadzenie zupełnie nieuzasadnionego i z pewnością nieprzemyślanego embarga na rosyjskie paliwa kopalniane daje się Polakom coraz mocniej we znaki. O nieuzasadnionym embargu na rosyjskie paliwa kopalniane przekonali się mieszkańcy Lubliniec, którzy zapoznali się z ogłoszeniem zamieszczonym przez spółdzielnie o zmianie opłat.
Podwyżki, które ogłosiła jedna z lublinieckich spółdzielni są efektem nowych cen, które przedstawił dostawca ciepła władzom spółdzielni. Mieszkańcy byli zszokowani ogłoszeniami, które mogli przeczytać na klatkach schodowych. Spółdzielnia poinformowała, że dostawca ciepła podniósł od 25 sierpnia cenę za dostawę ciepła średnio o 80 proc. „Z dniem 1 października w opłacie za użytkowanie mieszkania zostanie podwyższona zaliczka na poczet kosztów c.o. o 80 %” – czytamy w ogłoszeniu lublinieckiej spółdzielni. Firma ciepłownicza ogrzewa w Lublińcu blisko 1600 mieszkań.
Okazuje się, że dostawca ciepła nie może kupić opału dla swojej kotłowni. – Podwyżki mogą wiązać się ze zmianami w zakresie sposobu opłat dla dostawców węgla do ciepłowni. Według posiadanych przeze mnie informacji: dostawcy węgla najpierw chcą zapłaty, a potem będą realizować zamówienia (wcześniej mogło być odwrotnie). Z tym, że ceny węgla wzrosły, zatem w obliczu zbliżającej się zimy drżą nie tylko mieszkańcy, ale i same ciepłownie – informuje radny Rady Powiatu Lublinieckiego Julian Werner, do którego zwrócili się mieszkańcy Lublińca.
Radny sądzi, że pomimo, że w świetle ustawy, która ma wprowadzić m.in. limity podwyżek do 42 proc. za ogrzewanie, wytwórcy energii będą mogli liczyć na rekompensaty z budżetu państwa, to ciepłownie chcą zdążyć z podwyżkami na poziomie powyżej 42 proc. jeszcze przed wejściem w życie nowych przepisów. – Prawdopodobnie dzieje się tak dlatego, że ciepłownie chcą zabezpieczyć się finansowo na zapłatę z góry dla dostawców węgla – podkreśla radny Werner.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Mieszkańcy Chodzieży niebawem otrzymają autonomiczną podwyżkę kosztów ogrzewania
Nieudacznicy odpowiedzialni za kryzys energetyczny faktycznie zajmuje się wprowadzeniem przepisów, jakie mają ograniczyć górną granicę podwyżek ciepłą na poziomie do 42 proc. Jednak zważywszy na ceny surowców do wytworzenia ciepła oraz kosztów innych usług, które takie przedsiębiorstwo musi zakupić od innych dostawców (prąd, woda) takie rozwiązanie w przypadku jego wejścia w życie, może jedynie spowodować wstrzymanie dostaw ciepła z powodów ekonomicznych przedsiębiorstwa.
W obecnym czasie uwzględniając koszty zakupu węgla lub innego paliwa do produkcji ciepła koszty pośrednie, jakie ponosi każde przedsiębiorstwo produkcyjne minimalna podwyżka cen ciepła, powinna sięgać 300 proc. Tylko taka podwyżka zagwarantowałaby ciepłowni zapewnienie stałej produkcji i dostawy ciepła do odbiorców. Tym samym wprowadzenie ograniczenia przez nieudaczników to bomba z opóźnionym zapłonem, którego skutki Polacy odczują na początku 2023 roku.