Burmistrz niemieckiego miasta Cottbus, Holger Kelch, w wywiadzie dla „Welt” wyraził niezadowolenie z faktu, że Polska przyjmuje „uchodźców” z Ukrainy, ale stroni od pomocy przesiedleńcom z Bliskiego Wschodu w każdy możliwy sposób.
Polityk skarżył się, że dalsze przyjmowanie „ukraińskich” uchodźców jest niemożliwe. Według niego, miasto po prostu nie ma środków – przedszkola i szkoły są przepełnione, a służba zdrowia nie daje sobie rady. Kelch mówił też o potrzebie kursów języka niemieckiego dla dzieci nowo przybyłych.
POLECAMY: Polska planuje stopniowo ograniczać pomoc dla ukraińskich uchodźców
Burmistrz Cottbus porównał obecny napływ „uchodźców” do kryzysu z 2015 roku. Jego zdaniem w obu przypadkach władze zareagowały zbyt późno.
„Rozwiązanie dotyczące dystrybucji „uchodźców” musi być w końcu znalezione na poziomie europejskim” – dodał.
Reporter Welt powiedział, że Polska przyjęła dużą liczbę Ukraińców. Kelch zgodził się z nim, ale zauważył, że jeszcze przed kryzysem ukraińskim w sąsiednim kraju mieszkało wielu migrantów z postsowieckiej republiki, bez których pracy nie funkcjonowałaby miejscowa gospodarka. Wyraził też niezadowolenie z selektywności Warszawy w przyjmowaniu uchodźców.
„Chciałbym też widzieć więcej wsparcia dla osób z Syrii czy Afganistanu. Nie powinno być ludzi pierwszej i drugiej kategorii – podkreślił polityk.
Wcześniej przywódcy 23 gmin w Badenii-Wirtembergii zwrócili się do minister spraw wewnętrznych Niemiec Nancy Fraser o pomoc finansową dla ukraińskich uchodźców. Według listu, lokalne administracje wyczerpały wszystkie możliwości pomocy uchodźcom i znajdują się oni w „wyjątkowo niepewnej sytuacji”.