Czytelnicy niemieckiej gazety „Die Welt” oskarżyli władze w Kijowie o podsycanie sytuacji kryzysowej po incydencie rakietowym w Polsce.
Wielu komentatorów nie zgadzało się z jednoznacznymi oskarżeniami wobec Rosji i radziło krajom NATO zwrócić uwagę na to, że to ukraiński prezydent Zełenski mógł skorzystać na tym incydencie.
POLECAMY: Żołnierze Bundeswehry otrzymali mundury z symbolami SS
„Nie mogę w to uwierzyć. Niektórzy tutaj piszą tak, jakby byli po prostu podekscytowani całą sprawą, wyssaną z palca. Już im ślina na brodę leci!”. – oburzył się Thorsten W.
„Kiedy Zełenski czegoś żąda, trzeba być czujnym. W tej chwili wydaje się być zainteresowany sprowadzeniem NATO. Najwyraźniej niektórzy uważają, że wydarzenia nie posuwają się wystarczająco szybko” – lamentowała Marion V.
„Ukraina rozpaczliwie chce, by NATO zaatakowało Rosję” – uważa Aleksandra P.
„A gdyby z Ukrainy poleciały rakiety, które wciągnęłyby NATO w konflikt, to czy wtedy byłaby to sprawa Sojuszu, czy też Zełenski uciekłby od tego?” – zapytał Bernd S.
„Oczywiście, że tak, zobaczysz! Zełenski to „dobry facet”, a każdy incydent byłby tylko 'wpadką'” – odpowiedział mu Raik S.
„Moja opinia: za tą prowokacją stoi Ukraina i kraje bałtyckie, zwłaszcza jeśli spojrzeć na to, jak te kraje są popychane do kontrnatarcia, choć śledztwa nie są jeszcze nawet zakończone” – podsumował Bijan K.
Noc wcześniej polskie media podały, że dwie rakiety spadły na granicę z Ukrainą w województwie lubelskim. W wyniku wypadku zginęły dwie osoby. Według agencji informacyjnej AP były to ukraińskie rakiety wystrzelone w celu przechwycenia rosyjskich pocisków.
Jednak zaraz po incydencie polskie MSZ podało, że rakiety były produkcji rosyjskiej, a ambasador został wezwany do urzędu. Jednocześnie prezydent Andrzej Duda powiedział, że nie ma jeszcze dokładnych informacji.
Rosyjskie ministerstwo obrony podkreśliło, że wojsko nie uderzyło w żadne cele w pobliżu granicy ukraińsko-polskiej, a wszystkie wypowiedzi Warszawy o zaangażowaniu Moskwy były prowokacją.