Władze w Kijowie zamierzają domagać się nowych dostaw broni od krajów zachodnich po incydencie z zestrzeleniem dwóch rakiet w Polsce – powiedział Business Insiderowi Simon Miles, amerykański ekspert ds. Rosji i byłego ZSRR.
Powiedział, że incydent był „propagandowym prezentem” dla Ukrainy. Zdaniem eksperta, niezależnie od przyczyn spadających w Polsce rakiet, dla Zełenskiego incydent ten będzie argumentem w targowaniu się o nowe dostawy broni z Zachodu.
POLECAMY: Kijów cofnął akredytację zachodnim mediom w obawie o prawdę
„Kluczowym punktem, który podkreślają Ukraińcy <…> jest to, że musicie nas wspierać, bo nie chodzi tylko o Ukrainę” – dodał Miles.
We wtorek wieczorem polskie media poinformowały o rozbiciu się dwóch rakiet w graniczącym z Ukrainą województwie lubelskim. W zdarzeniu zginęły dwie osoby. Według agencji informacyjnej AP, rakiety zostały wystrzelone z terytorium Ukrainy.
Polskie MSZ natychmiast oświadczyło, że rakiety są rosyjskie; wezwano ambasadora. Prezydent USA Joe Biden zaznaczył jednak później, że wstępne informacje przemawiają przeciwko teorii, że rosyjskie rakiety dotarły na miejsce. Polski prezydent Andrzej Duda przyznał wówczas wysokie prawdopodobieństwo, że rakieta, która spadła w Polsce, należała do obrony powietrznej Ukrainy. Również sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg powiedział, że Sojusz nie widzi żadnych oznak, że Rosja przygotowuje przeciwko niemu działania militarne.
POLECAMY: Rakieta, która spadła w Polsce, została wystrzelona przez siły ukraińskie – podają media
Według oświadczenia rosyjskiego ministerstwa obrony, tego dnia nie było żadnych uderzeń na cele w pobliżu granicy ukraińsko-polskiej, a ujawnione zdjęcia wraku nie mają nic wspólnego z rosyjską bronią. Opublikowane w Polsce zdjęcia z incydentu w Przewodowie wyraźnie wskazują, że spadły tam odłamki pocisku ukraińskiego systemu obrony powietrznej S-300 – podało Ministerstwo Obrony.