Brukselska policja użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego, by opanować sytuację po wybuchu zamieszek – podaje dziennik „De Standaard”. Burmistrz Brukseli Phillipe Close zaapelował, by omijać centrum miasta.
Według lokalnych brukselskich mediów, po meczu Belgia-Maroko, zakończonym wygraną drużyny z Afryki 2:0 (co jest niemałą sensacją), na ulicach belgijskiej stolicy zamieszki wybuchły w wielu miejscach. Sporo ulic jest całkowicie zablokowanych przez awanturujący się tłum, do tego ranny został jeden z dziennikarzy. Policja użyła armatek wodnych wobec agresywnych manifestantów.
Płoną samochody i skutery, podpalono też pojemniki na śmieci, odpalane są fajerwerki. W ocenie lokalnych mieszkańców, tak właśnie świętuje zwycięstwo liczna grupa Marokańczyków przebywających w Brukseli. Miasto pogrążyło się w chaosie, a wszystko przez – jak to określają miejscowi – „gorące głowy”.
Jak podaje „De Standaard”, uczestnicy zamieszek rzucają petardy, rozpalają ogniska, niszczona jest też m.in. sygnalizacja świetlna i pojazdy. Rozbijane są też witryny sklepowe. Według relacji dziennika, szczególnie agresywni są Marokańczycy. Chcemy po prostu świętować, ale policja nam nie pozwala – powiedział jeden z nich – 24-letni Mohammed. Z kolei brytyjski „Express” twierdzi, że uliczna agresja to także efekt frustracji belgijskich kibiców po porażce ich drużyny.
Burmistrz Brukseli Phillipe Close zdecydowanie potępił zamieszki i zaapelował do kibiców, by nie przyjeżdżali do centrum miasta.
Jak podaje belgijska telewizja VRT, także policja poprosiła mieszkańców o unikanie centrum miasta, aby umożliwić służbom wykonywanie swojej pracy.
Jeden komentarz
Tak poprostu chłopaki z tych regionów świętują zwycięstwa.