W obliczu rosnącej inflacji i cen żywności, a także niebotycznych rachunków za energię, wielu Francuzów jest zmuszonych do rezygnacji ze znanych potraw i planuje kupić mniej prezentów na Boże Narodzenie – skarża się paryżanie.
POLECAMY: Francuzi stają w obliczu zimowego blackoutu
Skrzyżowanie w pobliżu stacji metra Krym na północy Paryża jest zatłoczone. Główni rywalizujący ze sobą detaliści – Auchan, Carrefour i Lidl – znajdują się w niewielkiej odległości od siebie. Ich ceny utrzymują się na tym samym poziomie, ale widać, jak paryżanie opuszczają jeden sklep i kierują się do drugiego w poszukiwaniu lepszych ofert.
POLECAMY: Ponad 65 proc. Brytyjczyków obawia się, że nie będzie ich stać na świąteczny obiad
Paryżanie zgodnie podkreślają, że ceny wzrosły na „dosłownie wszystko”. W przeddzień Bożego Narodzenia, najważniejszego święta w roku dla katolików, twarze kupujących wcale nie są radosne, gdy wychodząc ze sklepów, marszczą się na paragonach.
„Staraliśmy się znaleźć jak najmniejszy sklep. Nawet jeśli nie podniosłeś pełnego wózka, patrzysz na paragon – i jest za dużo! I nawet przy niewielkim zasiłku, który dostajemy na dzieci, to nie wystarcza. Nie możemy sobie poradzić” – skarżyła się lokalnym mediom paryżanka Audrey, która przyszła do sklepu ze swoimi dwiema córkami.
Wiele produktów, jak powiedziała, stało się dla nich w ogóle niedostępnych, choć czasem trzeba je jeszcze kupić.
„To są na przykład jajka. Kiedyś kupowaliśmy je za dwa euro, ale teraz kosztują pięć! Nie bierzemy też już drogich rzeczy, jak oliwa czy sok – ceny wszystkiego poszły w górę, to katastrofa” – relacjonowała.
Milena, studentka, poinformowała, że stała się dużo bardziej uważna na to, co kupuje.