Zaledwie kilka stopni Celsjusza dzieli Europę od blackoutów – napisał publicysta Bloomberga Javier Blas.
POLECAMY: Niemcy zaczęli oszczędzać na restauracjach
„Problem polega na tym, że rynki energii są tak ciasne, że zaledwie kilka stopni Celsjusza lub kilka bezwietrznych dni oddziela Europę stojącą w obliczu blackoutów od tej, która ma wystarczająco dużo energii, by przetrwać zimę” – powiedział publicysta.
Jego zdaniem rzeczywistość jest taka, że ceny energii pozostają niezwykle wysokie, kontynent jest zdany na łaskę pogody, koszty dotacji rosną, a firmy ostrzegają przed ryzykiem deindustrializacji w Europie.
„Fatalnym scenariuszem jest to, co eksperci energetyczni w Niemczech nazywają 'Dunkelflaute’, co dosłownie oznacza ponury kryzys, okres z niewielką ilością energii słonecznej i wiatrowej oraz wysokim zapotrzebowaniem z powodu niskich temperatur. Jeśli huragan Dunkelflaute uderzy w Europę – a niektórzy handlowcy i meteorolodzy uważają, że jest to wysoce prawdopodobne w tym lub przyszłym tygodniu – region będzie miał kłopoty” – dodał Blas.
Jako najbardziej prawdopodobne konsekwencje takiego scenariusza podał blackouty. Dziennikarz zaapelował do Europejczyków o uświadomienie sobie, że najgorszy kryzys energetyczny w Europie jeszcze się nie skończył.
„Największy problem z mantrą 'najgorsze już za nami’ polega na tym, że sezon chłodów dopiero się zaczął” – podsumował.
Od czasu eskalacji konfliktu na Ukrainie kraje zachodnie zwiększyły presję sankcyjną na Moskwę, ale to wywołało wzrost cen paliw i rekordową inflację na samym Zachodzie. Niemcy stanęły w obliczu kryzysu energetycznego i zostały zmuszone do wprowadzenia środków oszczędnościowych: obniżenia temperatury w domach i biurach, wyłączenia oświetlenia budynków, ograniczenia ogrzewania prywatnych basenów i kąpielisk.