W ostatnich latach wybitni funkcjonariusze bezpieczeństwa narodowego i media alarmowały o bezprecedensowych skutkach zagranicznej dezinformacji w krajach demokratycznych. W praktyce oznaczają one, że demokratyczne rządy nie opanowały metod walki informacyjnej na początku XXI wieku. Jak wskazano w niniejszym dokumencie, podczas gdy wojna informacyjna jest realnym i poważnym problemem, przed którym stoją demokratyczne rządy w XXI wieku, obecnie praktykowana wojna z dezinformacją przyniosła spektakularny odwrotny skutek i przyniosła znacznie więcej szkód niż pożytku, czego najwyraźniej dowodzi reakcja na COVID -19.
Zaczniemy od definicji i historii kilku kluczowych terminów: cenzury, wolności słowa, dezinformacji, dezinformacji i botów.
Cenzura i wolność słowa
Cenzura to każde celowe tłumienie lub zakaz wypowiedzi, czy to na dobre, czy na złe. W Stanach Zjednoczonych i krajach, które przyjęły ten model, cenzura inicjowana przez rządy i ich dodatki jest konstytucyjnie zabroniona, z wyjątkiem wąskiej kategorii „nielegalnej wypowiedzi” – np. przemoc.
Ponieważ cenzura obejmuje sprawowanie władzy w celu uciszenia innej osoby, cenzura jest z natury hierarchiczna. Osoba, która nie ma siły uciszyć innej osoby, nie może jej cenzurować. Z tego powodu cenzura z natury wzmacnia istniejące struktury władzy, słusznie lub nie.
Chociaż Stany Zjednoczone mogą być pierwszym krajem, który zapisał prawo do wolności słowa w swojej konstytucji, prawo do wolności słowa rozwijało się przez wieki i poprzedza zachodnie oświecenie. Na przykład prawo do swobodnego wypowiadania się było nieodłącznym elementem demokratycznych praktyk klas politycznych w starożytnej Grecji i starożytnym Rzymie, nawet jeśli nie było zapisane w słowach. To jest logiczne; ponieważ systemy te traktowały wszystkich członków klasy politycznej jako równych sobie, żaden członek klasy politycznej nie miał władzy cenzurowania innego, chyba że za zgodą ciała politycznego.
Prawo do wolności słowa rozwijało się i zanikało z przerwami w nadchodzących stuleciach z wielu powodów; ale zgodnie z poglądem George’a Orwella na ewolucję instytucjonalną, wolność słowa rozwinęła się głównie dlatego, że zapewniała ewolucyjną przewagę społeczeństwom, w których była praktykowana. Na przykład równość polityczna między średniowiecznymi lordami brytyjskimi w ich wczesnym systemie parlamentarnym wymagała między nimi wolności słowa; do XIX wieku skumulowane korzyści płynące z tej ewolucyjnej przewagi pomogłyby Wielkiej Brytanii stać się głównym supermocarstwem na świecie. Stany Zjednoczone prawdopodobnie poszły o krok dalej, zapisując wolność słowa w swojej konstytucji i rozszerzając ją na wszystkich dorosłych, dając Stanom Zjednoczonym jeszcze większą przewagę ewolucyjną.
Z drugiej strony, ponieważ cenzura zależy od istniejących struktur władzy i je wzmacnia, cenzorzy mają tendencję do atakowania szczególnie tych, którzy chcą pociągnąć władzę do odpowiedzialności. A ponieważ postęp ludzkiej cywilizacji jest zasadniczo niekończącą się walką o rozliczenie władzy, ta cenzura jest z natury nie do pogodzenia z postępem ludzkości. Cywilizacje stosujące powszechną cenzurę mają zatem tendencję do stagnacji.
Mylna informacja
Dezinformacja to każda informacja, która nie jest całkowicie prawdziwa, niezależnie od intencji, która za nią stoi. Błędne badanie naukowe jest jedną z form dezinformacji. Innym jest niedoskonałe wspomnienie wydarzeń z przeszłości.
Technicznie, zgodnie z najszerszą definicją „dezinformacji”, wszystkie ludzkie myśli i stwierdzenia inne niż absolutne aksjomaty matematyczne są dezinformacją, ponieważ wszystkie ludzkie myśli i stwierdzenia są uogólnieniami opartymi na subiektywnych przekonaniach i doświadczeniach, z których żadnego nie można uznać za całkowicie prawdziwe. Co więcej, nie można łatwo określić żadnych konkretnych poziomów lub „stopni” dezinformacji; względna prawda lub fałsz jakiejkolwiek informacji istnieje na kontinuum o nieskończonych stopniach.
W związku z tym, ponieważ praktycznie wszystkie ludzkie myśli i wypowiedzi można zdefiniować jako dezinformację, prerogatywa identyfikowania i cenzurowania dezinformacji jest niezwykle szeroka i całkowicie zależy od zakresu definicji „dezinformacji” zastosowanej przez cenzora w danym przypadku . Ponieważ nie można określić konkretnych „stopni” dezinformacji, urzędnik posiadający licencję na cenzurowanie dezinformacji może ocenzurować praktycznie każde oświadczenie w dowolnym momencie i poprawnie uzasadnić swoje działanie jako ocenzurowanie dezinformacji. W praktyce, ponieważ żaden człowiek nie jest aniołem, ta dyskrecja z natury sprowadza się do uprzedzeń, przekonań, lojalności i własnych interesów cenzora.
Dezinformacja
Dezinformacja to wszelkie informacje udostępniane przez osobę, która wie, że są one fałszywe. Dezinformacja jest synonimem kłamstwa.
Dezinformacja sięga wieków i nie ogranicza się do Internetu. Na przykład, według Wergiliusza, pod koniec wojny trojańskiej grecki wojownik Sinon podarował trojanom drewnianego konia, którego Grecy rzekomo zostawili podczas ucieczki — nie informując nieszczęsnych trojanów, że koń był w rzeczywistości wypełnione najlepszymi wojownikami Greków. Sinona można słusznie uznać za jedno z pierwszych w historii doniesień o zagranicznym agencie dezinformacyjnym.
W bardziej współczesnym przykładzie dezinformacji Adolf Hitler przekonał zachodnich przywódców do oddania Sudetów, składając fałszywą obietnicę: „Nie chcemy Czechów. Ale zaledwie kilka miesięcy później Hitler zajął całą Czechosłowację bez walki. Jak się okazało, Hitler chciał Czechów i nie tylko.
Technicznie rzecz biorąc, dezinformacja może równie łatwo pochodzić ze źródła zagranicznego lub krajowego, chociaż sposób traktowania takiej dezinformacji – z prawnego punktu widzenia – jest bardzo zależny od tego, czy dezinformacja miała źródło zagraniczne, czy krajowe. Ponieważ największym wyzwaniem w odróżnieniu zwykłej dezinformacji od celowej dezinformacji jest intencja mówcy lub pisarza, identyfikacja dezinformacji przedstawia te same wyzwania, z którymi ludzie borykali się od niepamiętnych czasów, identyfikując kłamstwa.
Czy stwierdzenie jest bardziej prawdopodobne, że będzie kłamstwem lub dezinformacją, jeśli ktoś otrzymał zapłatę lub został w inny sposób zachęcony lub zmuszony do jego wypowiedzenia? Co jeśli błędnie przekonali samych siebie, że to stwierdzenie jest prawdziwe? Czy wystarczy, że po prostu powinni byli wiedzieć, że stwierdzenie jest nieprawdziwe, nawet jeśli nie mieli faktycznej wiedzy? Jeśli tak, to jak daleko przeciętny człowiek powinien się posunąć, żeby samemu odkryć prawdę?
Podobnie jak kłamstwo, dezinformacja jest ogólnie uważana za negatywną. Ale w pewnych okolicznościach dezinformacja może być heroiczna. Na przykład podczas drugiej wojny światowej niektórzy obywatele niemieccy przez lata ukrywali swoich żydowskich przyjaciół, jednocześnie informując nazistowskich urzędników, że nie wiedzą o ich miejscu pobytu. Ze względu na takie okoliczności prawo do kłamstwa, z wyjątkiem sytuacji, gdy jest to pod przysięgą lub w celu popełnienia przestępstwa, jest nieodłącznym elementem prawa do wolności słowa — przynajmniej do celów domowych.
Zdefiniowanie „zagranicznej dezinformacji” dodatkowo komplikuje analizę. Czy oświadczenie jest „zagraniczną dezinformacją”, jeśli zagraniczny podmiot wymyślił kłamstwo, ale podzielił się nim obywatel kraju, któremu zapłacono za jego powtórzenie, lub który wiedział, że to kłamstwo? Co jeśli kłamstwo zostało wymyślone przez obcy podmiot, ale obywatel kraju, który je podzielał, nie wiedział, że to kłamstwo? Wszystkie te czynniki należy wziąć pod uwagę przy prawidłowym definiowaniu dezinformacji zagranicznej i krajowej oraz oddzielaniu jej od zwykłej dezinformacji.
Boty
Tradycyjna definicja bota online to aplikacja, która publikuje automatycznie. Jednak w powszechnym użyciu termin „bot” jest częściej używany do opisania dowolnej anonimowej tożsamości internetowej, która jest potajemnie zachęcana do publikowania postów zgodnie z określonymi narracjami w imieniu interesu zewnętrznego, takiego jak reżim lub organizacja.
Ta współczesna definicja „bota” może być trudna do ustalenia. Na przykład platformy takie jak Twitter pozwalają użytkownikom na posiadanie kilku kont, które mogą być anonimowe. Czy wszystkie te anonimowe konta to boty? Czy anonimowy użytkownik jest „botem” tylko dlatego, że jest związany z reżimem? Co jeśli są tylko zobowiązani wobec korporacji lub małej firmy? Jaki poziom niezależności odróżnia „bota” od zwykłego anonimowego użytkownika? A jeśli mają dwa konta? Cztery konta?
Najbardziej wyrafinowane reżimy, takie jak chińskie, mają ogromne armie mediów społecznościowych składające się z setek tysięcy pracowników , którzy codziennie publikują posty w mediach społecznościowych za pomocą VPN, co pozwala im na prowadzenie rozległych kampanii dezinformacyjnych obejmujących setki tysięcy postów w bardzo krótkim czasie czas bez uciekania się do zautomatyzowanych botów w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Tym samym chińskie kampanie dezinformacyjne są niemożliwe do zatrzymania algorytmicznie, a nawet trudne do zidentyfikowania z absolutną pewnością. Być może z tego powodu demaskatorzy donieśli , że firmy mediów społecznościowych, takie jak Twitter, skutecznie zrezygnowały z prób nadzorowania zagranicznych botów — nawet jeśli udają, że mają problem pod kontrolą dla celów public relations.
Wojna informacyjna we współczesnym świecie
Ze względu na powagę, z jaką studiowały metody wojny informacyjnej, a być może dzięki długiemu opanowaniu propagandy i lingwistyki w celu sprawowania kontroli wewnętrznej, autorytarne reżimy, takie jak chiński, wydają się opanować dezinformację na początku XXI wieku do poziomu stopień, z jakim zachodni funkcjonariusze bezpieczeństwa narodowego nie mogą konkurować – podobnie jak naziści opanowali metody dezinformacji XX wieku przed ich demokratycznymi rywalami.
Wielkość i skutki tych zagranicznych kampanii dezinformacyjnych w dzisiejszych czasach są trudne do zmierzenia. Z jednej strony niektórzy twierdzą, że zagraniczna dezinformacja jest tak wszechobecna, że w dużej mierze odpowiada za bezprecedensową polaryzację polityczną, którą obserwujemy obecnie. Inni podchodzą do tych stwierdzeń ze sceptycyzmem, argumentując, że widmo „zagranicznej dezinformacji” jest wykorzystywane przede wszystkim jako pretekst do usprawiedliwienia tłumienia wolności słowa przez zachodnich urzędników w ich własnych krajach. Oba argumenty są ważne i oba są prawdziwe w różnym stopniu iw różnych przypadkach.
Najlepszym dowodem na to, że niepokój urzędników bezpieczeństwa narodowego przed zagraniczną dezinformacją jest uzasadniony, jest, jak na ironię, przykład tak rażący, że jeszcze nie przyznali, że to się stało, najwyraźniej ze wstydu i strachu przed politycznymi skutkami: Blokady wiosną 2020 r. Te blokady nie były częścią planu pandemicznego żadnego demokratycznego kraju i nie miały precedensu we współczesnym świecie zachodnim; wydaje się, że zostały zainicjowane przez urzędników z dziwnymi powiązaniami z Chinami, opartych wyłącznie na fałszywym twierdzeniu Chin, że ich blokada była skuteczna w kontrolowaniu COVID w Wuhan, wspomagana w niemałej części przez szeroko zakrojoną kampanię propagandową na starszych platformach i w mediach społecznościowych. Jest zatem zasadniczo aksjomatyczne, że blokady wiosną 2020 r. były formą zagranicznej dezinformacji. Katastrofalne szkody , które wynikały z tych blokad, dowodzą, jak wysoka może być stawka w wojnie informacyjnej XXI wieku.
To powiedziawszy, zdumiewająca niezdolność zachodnich urzędników do uznania katastrofy blokad wydaje się przemawiać za ich niepoważnością w faktycznym wygraniu wojny informacyjnej XXI wieku, uzasadniając argumenty sceptyków, że ci urzędnicy jedynie wykorzystują zagraniczną dezinformację jako pretekst do tłumienia wolności słowa w Dom.
Na przykład po katastrofalnych blokadach wiosną 2020 r. funkcjonariusze bezpieczeństwa narodowego nie tylko nigdy nie przyznali się do zagranicznego wpływu na blokady, ale wręcz przeciwnie, widzieliśmy niewielką armię funkcjonariuszy bezpieczeństwa narodowego faktycznie zaangażowanych w krajową cenzurę dobrze poinformowanych obywateli , którzy byli sceptyczni odpowiedzi na COVID – skutecznie zaostrzając skutki kampanii dezinformacyjnej lockdownu i w widoczny sposób upodabniając własne kraje do Chin.
Orwellowski pretekst dla tego ogromnego krajowego aparatu cenzury jest to, że ponieważ nie ma sposobu, aby właściwie zidentyfikować lub kontrolować zagraniczne boty mediów społecznościowych, zagraniczna dezinformacja stała się tak wszechobecna w zachodnim dyskursie, że urzędnicy federalni mogą z nią walczyć jedynie poprzez potajemne cenzurowanie obywateli za to, co urzędnicy uznają za być „dezinformacją”, niezależnie od motywacji obywateli. W związku z tym urzędnicy ci uznali dobrze wykwalifikowanych obywateli, którzy sprzeciwiają się reakcji na COVID-19, za szerzenie „dezinformacji”, termin, który może obejmować praktycznie każdą ludzką myśl lub oświadczenie. W zależności od ich podstawowych motywacji i lojalności, działania tych urzędników polegające na potajemnym cenzurowaniu „dezinformacji” mogły być nawet celową częścią kampanii dezinformacyjnej związanej z blokadą; w takim razie,
Istnieją oznaki, że niektórzy z głównych aktorów tego ogromnego aparatu cenzury w rzeczywistości nie działali w dobrej wierze. Na przykład Vijaya Gadde, który wcześniej nadzorował operacje cenzury na Twitterze i ściśle współpracował z urzędnikami federalnymi w celu cenzurowania wypowiedzi prawnych i faktycznych , otrzymywał ponad 10 milionów dolarów rocznie za pełnienie tej roli. Chociaż dynamika i definicje dezinformacji i dezinformacji są filozoficznie złożone, a Gadde mogła ich nie rozumieć, możliwe jest również, że 10 milionów dolarów rocznie wystarczyło, by kupić jej „ignorancję”.
Problemy te pogłębia fakt, że uczciwi przywódcy instytucjonalni w krajach zachodnich, zazwyczaj starszego pokolenia, często nie w pełni doceniają lub rozumieją dynamikę wojny informacyjnej w dzisiejszych czasach, postrzegając ją przede wszystkim jako problem „tysiąclecia” i delegując zadanie monitorowania dezinformacji w mediach społecznościowych skierowanej do młodszych osób. Otworzyło to obiecującą ścieżkę dla młodych oportunistów zawodowych , z których wielu nie ma szczególnej wiedzy prawnej ani filozoficznej na temat niuansów dezinformacji, dezinformacji i wolności słowa, ale którzy robią lukratywne kariery, po prostu mówiąc liderom instytucji to, co chcą usłyszeć . W rezultacie, podczas całej reakcji na COVID-19, widzieliśmy przerażające skutki skutecznej dezinformacji wyprane w naszych najbardziej szanowanych instytucjach jako polityka.
Wygranie wojny informacyjnej XXI wieku
Chociaż dynamika wojny informacyjnej na początku XXI wieku jest złożona, rozwiązania nie muszą takie być. Pomysł, że platformy internetowe muszą być otwarte dla użytkowników ze wszystkich krajów, w dużej mierze nawiązuje do swego rodzaju „kumbaya” z wczesnego internetowego ideału, zgodnie z którym zaangażowanie między narodami wszystkich narodów sprawiłoby, że różnice między nimi byłyby nieistotne – podobnie jak argumenty z końca XIX wieku, że Rewolucja przemysłowa uczyniła wojny przeszłością. Niezależnie od tego, jak powszechna może być zagraniczna dezinformacja, fakt, że funkcjonariusze bezpieczeństwa narodowego potajemnie zbudowali rozległy aparat do cenzurowania obywateli Zachodu w zakresie legalnej wypowiedzi, rzekomo z powodu wszechobecności zagranicznej dezinformacji, obnaża farsowe przekonanie, że zaangażowanie online rozwiązałoby różnice między narodami.
To moralnie, prawnie i intelektualnie odrażające, że urzędnicy federalni w Stanach Zjednoczonych zbudowali rozległy aparat do cenzurowania mowy prawniczej, z pominięciem Pierwszej Poprawki – bez informowania opinii publicznej – pod pretekstem, że działalność obcych reżimów, na którą celowo zezwolono na nasze platformy internetowe wymknęły się spod kontroli. Jeśli zagraniczna dezinformacja jest niemal wszechobecna w naszym dyskursie internetowym, jedynym rozwiązaniem jest zakazanie dostępu do platform internetowych z Chin, Rosji i innych wrogich krajów, o których wiadomo, że angażują się w zorganizowane operacje dezinformacyjne.
Ponieważ nie można dokładnie zmierzyć skutków zagranicznej dezinformacji, rzeczywisty wpływ zakazu dostępu do naszych platform internetowych z wrogich krajów nie jest jasny. Jeśli alarmiści dezinformacji mają rację, to zakaz wstępu z wrogich krajów może mieć znaczący wpływ na poprawę dyskursu politycznego w krajach demokratycznych. Jeśli sceptycy mają rację, to zakaz wstępu wrogim krajom może wcale nie mieć większego wpływu.Niezależnie od tego, jeśli urzędnicy federalni naprawdę uważają, że nie ma sposobu, aby umożliwić użytkownikom we wrogich krajach dostęp do naszych platform internetowych bez ograniczania Konstytucji Stanów Zjednoczonych, wybór jest jasny. Każda marginalna korzyść uzyskana z interakcji między obywatelami Zachodu a użytkownikami we wrogich krajach jest znacznie przeważona przez potrzebę przestrzegania Konstytucji i zasad Oświecenia.