Sąd Okręgowy w Krakowie wydał wyrok w procesie odwoławczym dotyczącym wypadku z udziałem Beaty Szydło. Sąd utrzymał częściowo wyrok sądu pierwszej instancji. Kierowca Seicento, Sebastian Kościelnik, został uznany za winnego nieumyślnego spowodowania wypadku, jednak nie został skazany na karę. Postępowanie zostało umorzone na okres jednego roku z warunkiem, że w tym czasie nie popełni żadnego innego przestępstwa.
Wyrok sądu jest już prawomocny. Warto przypomnieć, że w 2018 roku w Polsce doszło do wypadku, w którym samochód, którym podróżowała Beata Szydło, premier wówczas rządu, zderzył się z Seicento na trasie wojewódzkiej nr 771. W wyniku zderzenia kilka osób zostało rannych, a kierowca Seicento doznał ciężkich obrażeń. Sąd uznał, że to kierowca Seicento był winny wypadku, a jego nieuwaga i zbyt szybka jazda przyczyniły się do zderzenia.
Sąd uznał Sebastiana Kościelnika za winnego nieumyślnego spowodowania wypadku, jednak w uzasadnieniu wyroku wskazano, że nie jest on jedyną osobą odpowiedzialną za to zdarzenie. Sędzia zwrócił uwagę na fakt, że funkcjonariusz BOR, który kierował Volkswagenem Multivanem w rządowej kolumnie, nie włączył odpowiednich sygnałów dźwiękowych podczas przejazdu.
Wypadek, o którym mowa, miał miejsce 10 lutego 2017 roku. Kolumna trzech samochodów, w której jechał także pojazd premier Beaty Szydło, wyprzedzała Fiata Seicento. Kierowca Seicento przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i zderzył się z limuzyną rządową. Po uderzeniu w drzewo, w które uderzyła limuzyna, kilka osób zostało rannych. Według relacji świadków, kolumna jechała tylko na sygnałach świetlnych, bez dźwiękowych sygnałów ostrzegawczych.
W wyniku wypadku poszkodowana została była premier oraz dwóch funkcjonariuszy ówczesnego Biura Ochrony Rządu.
Kościelnik: Podejrzewam, że to nie będzie koniec
Sąd warunkowo umorzył postępowanie na jeden rok, czyli w apelacji podtrzymał wyrok wydany wcześniej przez sąd w Oświęcimiu.
Uzasadnienie wyroku składało się z części jawnej i niejawnej, w której sąd dokonał oceny zeznań funkcjonariuszy BOR i świadków z Klubu AA.
Po ogłoszeniu wyroku prokurator Rafał Babiński stwierdził, że oczekiwał sprawiedliwego rozstrzygnięcia i uważa, że takie zapadło. Jednak zaznaczył, że gdyby wyrok został wydany pięć lat temu, kiedy wniosek został skierowany, byłby bardziej zadowolony.
Biegły z Instytutu Ekspertyz Sądowych przedstawił dwie wersje zdarzenia, a sąd przyjął tę korzystniejszą dla oskarżonego. Sebastian Kościelnik, który był oskarżony w tej sprawie, nie czuł satysfakcji z wyroku i przewidywał, że to nie jest jeszcze koniec sprawy. Mężczyzna zaznaczył, że już drugi raz sąd wskazał na część odpowiedzialności innych uczestników ruchu, ale nic się w tej sprawie nie zmieni.
Kościelnik przekazał, że przez ostatnie sześć lat jego życia było podporządkowanie procesowi. Każdą decyzję, jaką podejmowałem, musiałem podejmować z myślą, że gdzieś w przyszłości jest termin rozprawy – mówił.
Mężczyzna zaznaczył, że będzie szukał innych dróg prawnych dojścia do „satysfakcji, której od sześciu lat się domaga”.
Według mecenasa Pocieja, istotne w wyroku jest to, że sąd uznał funkcjonariusza BOR za współodpowiedzialnego za wypadek, a nie tylko winnym kierowca fiata seicento. Pociej oczekuje, że prokuratura wyciągnie z tego wnioski i wszcznie postępowanie wobec funkcjonariusza. Mecenas podkreślił również, że początek postępowania był bulwersujący, z uwagi na bezzasadne zatrzymanie i przesłuchiwanie Kościelnika w nieodpowiednich warunkach. Co do uszkodzonych płyt zawierających dowody, mecenas stwierdził, że wciąż budzą one wątpliwości, a nie udało się wyjaśnić okoliczności ich uszkodzenia w związku z kolejnymi decyzjami prokuratury o umorzeniu postępowania.
Mecenas Pociej podkreślił, że najbardziej bulwersujący był początek postępowania. Bezzasadne zatrzymanie mojego klienta, przesłuchiwanie go w warunkach uwłaczających normalnym warunkom prowadzenia przesłuchania sprawcy wypadku komunikacyjnego. Tego rodzaju zaszłości legły cieniem na całym postępowaniu – powiedział.
Dopytywany o sprawę uszkodzonych płyt zawierających dowody w sprawie, mówił: W moim przekonaniu to nadal budzi wątpliwości. Nie dane było nam wyjaśnić tych okoliczności w związku z kolejnymi decyzjami prokuratury umarzającej postępowanie ostatecznie w zakresie uszkodzenia dowodów. Ja nie twierdzę, że owa uszkodzona płyta CD zawierała dowód, który mógłby mieć kardynalne znaczenie w tej sprawie, ale być może tak było.
Jeden komentarz
Sur….two. sprzątaczkę wieźli i biorą za kierowców do pisu durnych i ślepych. Jak taka babę można było dać za premiera?