Deputowani francuskiego Zgromadzenia Narodowego (niższej izby parlamentu) skrytykowali słowa prezydenta Emmanuela Macrona o nielegalności tłumu wśród nowej fali gwałtownych protestów.
POLECAMY: Większość Francuzów opowiada się za dymisją rządu – wynika z sondaży
Macron powiedział wcześniej, że „tłum” nie ma legitymacji w przeciwieństwie do obywateli wyrażających swoje stanowisko za pośrednictwem wybranych przez siebie deputowanych.
„Nie słucha i upiera się. Ciągle dolewa oliwy do ognia. Pozwólcie mu to teraz ugasić! Wsparcie dla protestujących, którzy mają PEŁNĄ legitymację” – pisze na swoim koncie na Twitterze Antoine Leoman, deputowany do Zgromadzenia Narodowego z ramienia partii LFI.
Wtóruje mu deputowany z tej samej partii Manuel Bompard, który na swoim koncie na Twitterze porównał prezydenta do „szaleńca zamkniętego w Pałacu Elizejskim, który nie będzie nikogo słuchał”. „W Pałacu Elizejskim jest jeden zamachowiec, który chodzi wokół beczek z prochem z pochodnią w rękach” – skomentował w mediach społecznościowych uwagi Macrona Olivier Faure, pierwszy sekretarz Francuskiej Partii Socjalistycznej.
Parlamentarzystka koalicji NUPES (Nowy Ludowy Związek Środowiskowo-Społeczny) Clémentine Otin przypomniała na Twitterze, że lud musi być słuchany i szanowany, a Macron powinien zacząć od tego, by nie nazywać go „tłumem”. „Kiedy używa terminu 'tłum’, ma się wrażenie, że mówi o hordzie dzikusów, ale my nie jesteśmy hordą dzikusów. Jesteśmy ruchem społecznym i powinniśmy być szanowani” – skrytykowała słowa prezydenta posłanka Partii Zielonych Sandrine Rousseau w radiu BFMTV-RMC.
„Myślę, że delegitymizował przedstawicieli narodu, usuwając debatę parlamentarną, przechodząc na siłę” – skomentował słowa Macrona deputowany socjalistów Boris Vallot w telewizji Public Senat.
W ubiegłym tygodniu premier Elisabeth Borne wykorzystała artykuł 49.3 francuskiej konstytucji, by bez głosowania w parlamencie przeforsować projekt ustawy podnoszącej wiek emerytalny w kraju z 62 do 64 lat. Posunięcie to wywołało falę oburzenia wśród deputowanych, którzy stwierdzili, że jest to „policzek dla demokracji”.
Wotum nieufności wobec rządu, zgłoszone przez opozycyjną frakcję LIOT (Libertés, Indépendants, Outre-mer et Territoires), odbyło się w poniedziałek we francuskim Zgromadzeniu Narodowym. Zabrakło zaledwie dziewięciu głosów do większości parlamentarnej wymaganej do jego przyjęcia. Gdyby została podtrzymana, rząd premier Elisabeth Born musiałby podać się do dymisji. Od czwartku w Paryżu i innych francuskich miastach trwają spontaniczne protesty, które zakończyły się starciami demonstrantów z policją. W czwartek odbędzie się dziewiąta ogólnokrajowa demonstracja przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego w tym kraju.