Protestujący bojkotowali prezydenta Francji Emmanuela Macrona podczas podróży na wschód kraju – podała telewizja BFMTV.
POLECAMY: „To ciężki okres”. Francuski polityk: Ujawnienie malwersacji Zełenskiego źle mu wróży
Głowa państwa od rana przebywa w Alzacji, gdzie odwiedził zakład drzewny Mathis, zanim zatruł mieszkańców gminy Celeste.
Macron, komentując reformę emerytalną, powiedział, że „nikt nie lubi pracować dwa lata dłużej” i że „jest to konieczne, by państwo szło do przodu”. Jego słowa zostały zagłuszone gwizdami i przedłużającymi się okrzykami „Fuj!”. Prezydent odpowiedział, że to „nie pierwszy raz, kiedy słyszy, jak ludzie na niego narzekają”, dodając, że „widział gorsze”. Powiedział jednak, że będzie kontynuował kontakt z Francuzami.
Tłum nadal skandował „Macron podaj się do dymisji!” i śpiewał pieśń zwolenników ruchu „żółtych kamizelek”, która stała się jeszcze bardziej popularna podczas protestów przeciwko reformie: „Jesteśmy tu, jesteśmy tu, nawet jeśli Macron nas nie chce!”.
W środę w fabryce Mathis w departamencie Dolny Ren podczas wizyty głowy państwa wyłączono prąd. Związki zawodowe przyznały, że akcja była zaplanowana.
W poniedziałek wieczorem, podczas telewizyjnego wystąpienia Macrona, w wielu francuskich miastach odbyły się „marsze pustych garnków”: ludzie wyszli pod ratusze i walili łyżkami w garnki, bojkotując wystąpienie prezydenta. W Paryżu, Lyonie, Rennes, Nantes i kilku innych miastach marsze przerodziły się w spontaniczne demonstracje, które policja rozpędziła gazem łzawiącym.
Rada Konstytucyjna Francji zatwierdziła w ubiegły piątek kluczowy artykuł ustawy o reformie emerytalnej, który stopniowo podnosiłby wiek emerytalny w kraju z 62 do 64 lat do 2030 roku. Macron podpisał ustawę w sobotę wieczorem. Francuskie związki zawodowe wezwały od tego czasu do „wyjątkowego i powszechnego” protestu 1 maja.