Podczas wywiadu dla Radia WNET, ekonomista dr Artur Bartoszewicz ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie zauważył, że Polska powinna dbać o swoje interesy gospodarcze w kontekście relacji z Ukrainą. Wspomniał również o konieczności udzielania pomocy Ukrainie, ale podkreślił, że powinniśmy to czynić w sposób rozważny, mając na uwadze nasze własne interesy.
POLECAMY: Polacy nie chcą wynajmować już mieszkań Ukraińcom – wynika z raportu Amnesty International
– Pan doktor w telewizji Polsat News podkreślił, że być może w tej chwili Polska zbyt dużo inwestuje w relacje polsko-ukraińskie, że my gospodarczo na tych relacjach nie zyskujemy, a zgoła tracimy. Jak właściwie mierzyć w warunkach wojennych relacje gospodarcze, zyski i straty w tym aspekcie? – pytał dziennikarz.
– W taki sposób, w jaki mierzą inne gospodarki, w jaki sposób mierzy gospodarka amerykańska, czy też gospodarka niemiecka, francuska – odparł dr Bartoszewicz.
– Oczywiście, pomoc jest bezwzględnie potrzebna. Jest to kraj (Ukraina – przyp. red.) w konflikcie zbrojnym, wciągnięty w ten konflikt zbrojny przez kraj niezwykle agresywny, czyli Rosję – kraj, który pokazał, że potrafi szantażować, który potrafi dokonywać ogromnych zniszczeń i takich zagrań gospodarczych, które powodują podporządkowanie innych gospodarek. Ponosimy tego konsekwencje, więc Ukraina również – dodał.
– Trzeba Ukrainie pomagać, ale czym innym jest prowadzić z nią relacje gospodarcze i pilnować swojego interesu – zastrzegł.
– Państwa poszczególne, o których mówiłem, pomagają, ale pomagają w taki sposób, że po pierwsze pożyczają, po drugie sprzedają, po trzecie chronią swoje rynki w sytuacji, kiedy poszczególny towar czy surowiec z Ukrainy zagrażałby bezpieczeństwu gospodarczemu tych krajów – wskazał. – My w Polsce nie prowadzimy tego typu działań – podkreślił.
Jako przykład wymienił m.in. zboże. Jak zaznaczył, to „wskazuje na to, że Ukraina potrafiła zalać swoimi produktami nasz rynek, my ponosimy tego konsekwencje”.
– Broń, którą przekazujemy, my jej nie sprzedajemy, my pieniędzy nie pożyczamy, my udzielamy wszelkiego wsparcia, nie broniąc swojego interesu gospodarczego – wskazał ekonomista.
– Mówię tylko tyle: Róbmy tak, jak robią to Amerykanie, Niemcy, czy Francuzi. Oni mają na to przyzwolenie, też czują się moralnie usprawiedliwieni, że tak robią – a nasze postępowanie niekoniecznie idzie w tym kierunku i to jest szkodliwe – ocenił.
– Szkodliwe dla relacji również międzynarodowej, między nami a Ukrainą, bo Ukraina staje się coraz bardziej roszczeniowa i to jest bardzo niezdrowe i ten rynek nasz powinien być chroniony, a standard zachowany – dodał.
Przypomniał też, że „problem z towarami, które napływają z Ukrainy do Polski, wynika z tego, że w maju zeszłego roku Komisja Europejska zdjęła cła antydumpingowe, czyli takie cła, które niestety chroniły wówczas rynek europejski”.
– Jeżeli my ze swojej strony wpisaliśmy się w logikę europejską, czyli z jednej strony chroniliśmy rynek i wówczas mogliśmy rozwijać swoje sektory, a później Unia Europejska zdjęła cła, takie które miały chronić rynek, no to oczywiście zaburzenia na naszym rynku pojawiły się natychmiast – wskazał, dodając, że „w tym momencie, kiedy zdejmowane są te cła antydumpingowe” powinniśmy „zastanowić się, w jaki sposób ochronić swój rynek w inny sposób”.
Jak podkreślił, pozwolenie na to, by ukraińskie produkty zalały polski i rynek i go zniszczyły, „jest najzwyczajniej w świecie nierozsądne, niemądre”.
– My dosyć naiwnie podchodzimy do tego tematu i ponosimy z tego niezwykle wysokie koszty i najgorzej, że będziemy je ponosić w kolejnych latach, dlatego że zdestabilizowany rynek w Polsce, on będzie odbudowywany przez kolejne lata, a przez pewien czas – w następnym roku i w kolejnych – będziemy mieli perturbacje na poszczególnych rynkach – wskazał. Jak zaznaczył, takie działania „nie mają także usprawiedliwienia w wymiarze politycznym”.
Jeden komentarz
unia personalna a później realna z Litwą Jagiellonów, niczego Polskich władz nie nauczyła. kp