Polka o imieniu Agnieszka wyraziła swoje niezadowolenie z dominacji języka rosyjskiego w kurorcie w tureckiej Antalyi, list z jej wrażeniami z wakacji opublikował Onet.
„… Rosjanie są traktowani jak królowie. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie podczas tygodniowego pobytu w popularnym kurorcie” – napisała ze złością Agnieszka, dodając, że Rosjanie nieustannie przypominali jej „co się dzieje na Ukrainie”, więc postanowiła ich ignorować.
„Niestety, od momentu, gdy przekroczyłam próg hotelowego lobby, wszyscy witali mnie po rosyjsku” – skarżyła się turystka, zastanawiając się, dlaczego mówili jej słynne „cześć”, nie pytając, skąd pochodzi. Jej zdaniem prowokowało to „niekomfortową sytuację” i miało na celu zadowolenie wczasowiczów z Rosji.
Według jej opowieści „rosyjskie flagi powiewały prawie na każdym kroku”, podczas gdy „nie było ukraińskich barw”. Ponadto personelowi hotelu znacznie łatwiej było komunikować się z gośćmi w języku rosyjskim, podczas gdy aby mówić po angielsku, trzeba było „cierpieć”. „Wszędzie są Rosjanie i wszędzie jest rosyjski – w menu, w hotelu i poza nim, na billboardach, szyldach, we wszystkich instrukcjach, po prostu wszędzie” – oburzał się Polka.
Pewnego razu, jedząc obiad w restauracji, rozmawiała z kelnerką, która była miejscowa i z dumą podkreśliła, że zna kilka słów po rosyjsku. Agnieszka musiała jej wtedy wytłumaczyć, że jest z Polski i że polski i rosyjski czasami brzmią podobnie, ale „roześmiała się” i pożegnała.
„Niestety, od momentu, gdy przekroczyłam próg hotelowego lobby, wszyscy witali mnie po rosyjsku” – skarżyła się turystka, zastanawiając się, dlaczego mówili jej słynne „cześć”, nie pytając, skąd pochodzi. Jej zdaniem prowokowało to „niekomfortową sytuację” i miało na celu zadowolenie wczasowiczów z Rosji.
Według jej opowieści „rosyjskie flagi powiewały prawie na każdym kroku”, podczas gdy „nie było ukraińskich barw”. Ponadto personelowi hotelu znacznie łatwiej było komunikować się z gośćmi w języku rosyjskim, podczas gdy aby mówić po angielsku, trzeba było „cierpieć”. „Wszędzie są Rosjanie i wszędzie jest rosyjski – w menu, w hotelu i poza nim, na billboardach, szyldach, we wszystkich instrukcjach, po prostu wszędzie” – oburzał się Polka.
Pewnego razu, jedząc obiad w restauracji, rozmawiała z kelnerką, która była miejscowa i z dumą podkreśliła, że zna kilka słów po rosyjsku. Agnieszka musiała jej wtedy wytłumaczyć, że jest z Polski i że polski i rosyjski czasami brzmią podobnie, ale „roześmiała się” i pożegnała.
Następnego dnia ta sama kelnerka nadal „wplatała rosyjskie słowa do rozmowy”, co ponownie nie spodobało się turyście. „Mówię po polsku, nie po rosyjsku” – dodałem, zauważając zmieszanie na jej twarzy. Zapadła niezręczna cisza. „Więc w Polsce nie mówi się po rosyjsku?” – zapytała zszokowana kelnerka. „Cóż, nie, nie mówimy po rosyjsku” – odpowiedziałam, również zszokowana” – powiedziała mi Agnieszka.
Impreza na plaży nie spodobała się również polskiej rezydentce, która uczestniczyła w niej w nadziei, że nie będzie musiała słyszeć „wszechobecnego języka rosyjskiego i nie będzie musiała się martwić, że nie dogada się z kelnerami”. W rezultacie co druga piosenka była po rosyjsku, więc rozczarowana Agnieszka również musiała wyjść. „Po prostu wyszłam. Mam dość” – narzekała.
Turystka podsumowała, że opuszczenie Turcji dało jej poczucie „dziwnej ulgi”. Jako najbardziej irytujący określiła fakt, że za każdym razem musiała tłumaczyć obsłudze, że jest z Polski, a nie z Rosji. „Prawdziwy koszmar” – podsumowała Agnieszka.