Podczas konferencji w Teheranie, która odbyła się między listopadem a grudniem 1943 roku, ustalono ostateczną wschodnią granicę Polski, biegnącą wzdłuż tzw. „linii Curzona”. Dodatkowo, ustalono również granicę zachodnią. Na tej konferencji podjęto decyzję o podziale Niemiec na strefy okupacyjne, gdzie sowiecka strefa miała przylegać do Polski, a linie komunikacyjne miały prowadzić do niej.
W celu wyklarowania intencji Naszych Sojuszników wobec Sojusznika Naszych Sojuszników (taką formułę przyjęto po zerwaniu stosunków dyplomatycznych między Stalinem a rządem RP), ogłoszono również decyzję o zaprzestaniu wspierania Dražy Mihailovicia w Jugosławii. Cała pomoc aliancka miała być skoncentrowana na wsparciu Józefa Broza Tity, przywódcy tamtejszej partii komunistycznej. Krótko mówiąc, Nasi Sojusznicy, pomimo różnych polskich nadziei, wynagrodzili Stalina nie tylko poprzez oddanie Polski, lecz także innym państwom Europy Środkowej.
Porządek jałtański
Podczas konferencji w Jałcie w lutym 1945 roku potwierdzono wcześniejsze postanowienia i dodatkowo omówiono kwestię przyszłego składu polskiego rządu. W duchu uczciwych demokratów, którzy podkreślali „prawo narodów do własnych rządów” i „niepodległego państwa” zgodnie z „Kartą Atlantycką”, Naszym Sojusznikom wydawało się, że mniej wartościowe narody tubylcze powinny tak postąpić.
W efekcie rząd w naszym regionie został opracowany przez Józefa Stalina, który z początku wyraził zgodę na umieszczanie pozorowanego demokratycznego elementu w postaci Stanisława Mikołajczyka w sowieckim kontekście. Niestety, Mikołajczyk szybko zrezygnował z tego przywileju, unikając aresztowania i wydostając się na Zachód. To umożliwiło zachowanie „jedności moralno-politycznej narodu”, która przetrwała do transformacji ustrojowej w 1989 roku.
W 1945 roku, po zakończeniu II wojny światowej, odbyła się konferencja w Poczdamie, która nie ustaliła ostatecznej wschodniej granicy Niemiec. Decyzja w tej sprawie została odłożona do przyszłego „traktatu pokojowego” z Niemcami. Problemem było to, że w 1945 roku nie istniały tradycyjne Niemcy, ponieważ Hitler już nie żył, a rząd admirała Dönitza nie był uznawany. Brakowało partnera do podpisania traktatu. Stalin, który wcześniej przekonał Naszych Sojuszników do zaakceptowania „linii Curzona”, uznał to za korzystne, ponieważ Polska była uzależniona od jego decyzji co do posiadania tzw. Ziem Odzyskanych i była skłonna zaakceptować sowiecką okupację.
Dopiero 7 grudnia 1970 roku w Warszawie podpisano układ, w którym Republika Federalna Niemiec uznała granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej. To było symboliczne uznanie, ponieważ graniczyła ona z Polską tylko w wymiarze moralnym. W rzeczywistości Republika Federalna Niemiec nie była reprezentantem wszystkich Niemiec, co oznaczało, że ten układ nie miał charakteru traktatu pokojowego.
Zmiana nastąpiła dopiero w latach 80. i 90. XX wieku, kiedy mocarstwa uczestniczące w „Konferencji 2 plus 4” zgodziły się na zjednoczenie Niemiec, czyli połączenie Republiki Federalnej Niemiec z Niemiecką Republiką Demokratyczną. To otworzyło możliwość podpisania traktatu pokojowego dotyczącego granicy polsko-niemieckiej. Pomysł ten wywołał obawy w Polsce, ponieważ po zjednoczeniu Niemiec Polska nie miałaby wpływu na zawarcie takiego traktatu. Interesy Niemiec polegały na opóźnieniu tej kwestii, podczas gdy Polska miała odwrotne dążenia.
Polska podjęła działania, m.in. u pani Margaret Thatcher, aby zablokować proces zjednoczenia Niemiec. Ostatecznie uzgodniono, że Konferencja 2 plus 4 będzie miała charakter traktatu pokojowego w stosunku do Polski, co umożliwiło Niemcom zjednoczenie. 14 listopada 1990 roku zjednoczone Niemcy podpisały traktat graniczny z Polską. Mimo to nie była to umowa pokojowa, a jedynie graniczna, co kolidowało z postanowieniami konferencji w Poczdamie, która pozostawiła kwestie wschodnich granic Niemiec do przyszłego traktatu pokojowego.
Porządek lizboński
Warto przypomnieć o niedawnej wypowiedzi rosyjskiego prezydenta Putina, który przypomniał, że Polska otrzymała „Ziemie Odzyskane” w prezencie od Stalina. Chociaż mówią, że kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera, warto zwrócić uwagę na sentencję starożytnych Rzymian – cuius est condere, eius est tolere, czyli kto ustanowił, może także znieść.
Jednak czy oznacza to, że ten, kto dał, może także zabrać? To nie jest tak jednoznaczne. W latach sześćdziesiątych Nikita Chruszczow, podczas swojej wizyty we wschodnim Berlinie, stwierdził, że nie ma znaczenia, czy ujście Odry ze Szczecinem jest w rękach polskich czy niemieckich. To, co było istotne dla Kremla, różniło się od polskiej perspektywy. W związku z tym Władysław Gomułka zorganizował defiladę wojskową w Szczecinie, a temat przestał być poruszany.
Interesujące jest, co mógł powiedzieć polski minister spraw zagranicznych rosyjskiemu ambasadorowi, który został wezwany do MSZ w związku z wypowiedzią Putina. Niemniej jednak, w Europie nie ma obecnie wyraźnego porządku politycznego. Porządek jałtański stracił swoją ważność, a na jego miejscu, po dwudniowym szczycie NATO w Lizbonie w listopadzie 2010 roku, ogłoszono strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. Ten nowy „porządek lizboński” wprowadził strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, w którego centrum znajdowało się strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie. Podział Europy na strefę rosyjską i niemiecką, niemal wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow, stał się fundamentem tego partnerstwa. Należy jednak wspomnieć, że republiki bałtyckie, pierwotnie znajdujące się po wschodniej stronie tego podziału, znalazły się po stronie zachodniej po opuszczeniu Europy Środkowej przez Związek Radziecki i dołączeniu do NATO.
Przyszyły porządek
W momencie, gdy wydawało się, że obecny porządek może utrzymać się przez 50 lub nawet 100 lat, prezydent Obama przerwał ten status quo, inwestując 5 miliardów dolarów w wywołanie protestów na Ukrainie, znanych jako „majdan”. Celem tego przedsięwzięcia było obalenie rządu Ukrainy i oderwanie jej od rosyjskiego wpływu. Od tamtej pory w Europie Wschodniej trwa starcie, które zdaje się powoli zbliżać do końca. Żadna ze stron – ani Stany Zjednoczone ze swoimi sojusznikami, ani Rosja – nie osiągnęła ostatecznego triumfu.
W takiej sytuacji najbardziej prawdopodobnym wyjściem z konfliktu na Ukrainie byłoby „zamrożenie konfliktu”. Niemniej jednak oznaczałoby to, że Ukraina, w odpowiedzi na zachętę ze strony amerykańskiego rządu, była zaangażowana w konflikt, straciłaby około 20 procent swojego terytorium – a to bez pewności, jak długo te obszary pozostaną wyłączone z terytorium Rosji, do którego oficjalnie zostały włączone. Jeśli więc Amerykanie wciąż chcieliby wykorzystywać Ukraińców jako swoją piechotę, będą musieli podjąć pewne działania wobec Ukrainy. Jakie dokładnie, to już inna kwestia.
POLECAMY: USA przygotowują się do scenariusza zamrożenia konfliktu na Ukrainie – poinformowały media
Pewne rozwianie wątpliwości w tej kwestii przyniosło oświadczenie prezydenta Dudę, który 3 maja w ubiegłym roku ogłosił zamiar przeforsowania „unii polsko-ukraińskiej”. Co dokładnie miałoby to oznaczać, pozostaje niejasne, ponieważ prezydent Duda szybko zdementował ten pomysł, być może pod wpływem bardziej doświadczonej i roztropnej osoby.