Mateusz Morawiecki przekazał swoje nieruchomości na własność żony, lecz nadal upominał się o spłatę długów od najemców, co stworzyło niekomfortową atmosferę.
Onet.pl niedawno opisał działania związane z nieruchomościami, które były wykonywane przez rodzinę Morawieckich. Żona premiera, Iwona Morawiecka, w ciągu ostatnich trzech lat zdobyła na nieruchomościach ponad 20 milionów złotych. Wartość nieruchomości, które przeszły przez ręce Morawieckich, wynosiła 120 milionów złotych, obejmując domy, mieszkania, lokale usługowe i działki. Mateusz Morawiecki przekazywał swoje majątki żonie dwukrotnie.
POLECAMY: Były szef CBA mówi o „przekrętach” związanych z nieruchomościami Morawieckiego i jego żony
Premier wielokrotnie deklarował chęć ujawnienia swojego majątku, który posiada razem z żoną, ale nigdy tego nie zrealizował. Po kontrowersjach związanych z zakupem działki przez Morawieckich od Kościoła, Jarosław Kaczyński obiecał wprowadzenie ustawy, która nakazywałaby politykom ujawnianie swojego majątku. Taka ustawa została przyjęta i przegłosowana, ale później odesłano ją do Trybunału Konstytucyjnego, który był upolityczniony i unieważnił ją, co sprawiło, że Morawiecki nie musiał ujawniać swojego majątku.
Niedawno portal Onet.pl ujawnił, że mimo przekazania nieruchomości na własność żonie, Mateusz Morawiecki zajmował się dochodzeniem długów od najemców. Jako dowód przedstawił wiadomości, które premier wysyłał do wrocławianina Jana Rzeżuchowskiego. Reporter „Gazety Wyborczej” udał się na spotkanie z panem Janem, który potwierdził, że Morawiecki nadal kontaktował się z nim w związku z tą sprawą.
Potrafił dręczyć
Sytuacja miała miejsce około 10 lat temu. Ojciec pana Jana sprzedał lokal użytkowy rodzinie Morawieckich, następnie pan Jan wynajął od nich ten lokal. Rozmówca gazety podkreśla, że cały czas kontaktował się z nim Mateusz Morawiecki.
–Poznałem i Mateusza Morawieckiego, i jego żonę. Byłem u nich w domu w Warszawie. Pan Mateusz starał się być miły, ale w sprawach zaległości czynszowych wytwarzał taką atmosferę, że człowiek chciałby uciekać – opisuje. – Nie wiedziałem, że szef banku potrafi tak dręczyć, męczyć, wypisywać tasiemcowe SMS-y, dopominając się o pieniądze. W życiu nikogo takiego nie spotkałem – mówi.
Jan Rzeżuchowski mówi, że miał 2-3 miesiące zaległości, czyli około 50-60 tys. zł. – Proponował, żebym pieniądze pożyczył od ojca. Kiedyś mieliśmy spotkanie w hotelu Radisson. W ramach pomocy dla młodego biznesmena podniósł mi czynsz – wspomina.
Zapytany, czy rozmawiał z Mateuszem Morawiecki o inwestycjach, mówi, że przyszły premier szukał nieruchomości za gotówkę. – Takich, z których inwestycja zwraca się najwyżej po siedmiu i pół roku – mówi.