Nowe elektryczne autobusy w Gdańsku, które rozpoczęły kursowanie trzy tygodnie temu, mają znacznie ograniczony zasięg w porównaniu do zapowiedzi – nawet o połowę! Inwestycja w te kosztowne autobusy o pretendowanej eko-friendly etykiecie okazała się klęską. Czy ktokolwiek poniesie odpowiedzialność za to?
POLECAMY: Gdańsk: Urzędniczki magistratu usłyszały wyrok za łapówki przy przyznawaniu mieszkań
Te nowe autobusy zadebiutowały na ulicach Gdańska w połowie października i jest ich osiemnaście, w tym dziesięć zwykłych i osiem o przegubie. Miasto wydało na nie aż 62 mln złotych.
Na zajezdni przy al. Hallera wybudowano osiemnaście stacji ładowania, które korzystają z energii elektrycznej. Gdańskie władze obiecywały, podczas podpisywania umowy z firmą MAN, że każdy autobus będzie mógł przejechać na jednym ładowaniu dystans aż 400 km. Niestety, rzeczywistość pokazała, że osiągają jedynie od 200 do 300 km na jednym ładowaniu.
Według jednego z rozmówców portalu trojmiasto.pl, autobusy elektryczne często niespodziewanie znikają z ulic, ponieważ wyczerpują energię. Można monitorować ich aktualny zasięg na stronie cristalbus, ale trzeba to robić niemal na bieżąco, ponieważ strona czasem się resetuje i informacje znikają. W takich przypadkach zastępują je autobusy spalinowe.
Dodatkowo, autor doniesienia zaznacza, że problem z ograniczonym zasięgiem elektrycznych autobusów był widoczny już podczas testów. Nawet po przeszkoleniach, kierowcy mieli trudności z przejechaniem dystansu 400 km.
Dlaczego tak się dzieje? Przyczyną może być to, że te 400 km towarzyszyłyby elektrycznym autobusom w warunkach idealnych. W rzeczywistości Gdańsk ma liczne pagórki, a autobusy często są pełne, co sprawia, że są znacznie cięższe niż założono podczas testów.
– O tym, że temat jest delikatny przekonał się jeden z kierowców, gdy nie zorientował się w porę o niskim stanie baterii. Zamiast na przystanku końcowym musiał podmienić autobus na trasie, razem z pasażerami. Potem tłumaczył się z tego w specjalnym raporcie przed kierownikiem – przywołuje jedną z historii kierowca.
Pewien internauta regularnie przegląda stronę cristalbus na portalu trojmiasto.pl. Z jego relacji wynika, że praktycznie codziennie obserwuje, że nie wszystkie elektryczne autobusy wychodzą jednocześnie na ulice miasta. Ponadto, często odczuwa niedogodności związane z brakiem ciepła w tych autobusach, ponieważ ogrzewanie dodatkowo obciąża baterie. W ostry kontrast do tego stoją 17-letnie Solarisy z silnikami diesla, które zdają się być niezniszczalne.
Podczas oficjalnej prezentacji elektrycznych autobusów w Gdańsku, a także podczas medialnych sesji zdjęciowych politycy, włącznie z prezydentem Dulkiewicz, starali się wizerunkowo związać się z tym projektem, a nawet prezentowali się obok tych autobusów, często w charakterystycznych ujęciach, na przykład z prezydentem trzymającym ogromny symboliczny klucz. Piotr Borawski, pełniący rolę zastępcy prezydenta ds. przedsiębiorczości i ochrony klimatu, wyraził optymizm, twierdząc, że nowe autobusy będą miały wystarczający zasięg, aby przejechać taką samą ilość kilometrów, co autobusy spalinowe, które codziennie kursują. Planowano ładować te elektryczne pojazdy po powrocie do zajezdni, głównie w godzinach nocnych, korzystając z nocnej taryfy.
Niestety, okazało się, że te obietnice były kompletnie niewłaściwe. Niemniej ważne było to, że nowe autobusy miały „zielone” aspekty, chociaż niekoniecznie od strony finansowej, ale zgodnie z zieloną polityką klimatyczną.
Elektryczne autobusy różnią się od tradycyjnych pojazdów spalinowych nie tylko pod względem zasięgu, ale także w zakresie sposobu prowadzenia. Ze względu na obciążające dach baterie o wadze od 6 do 8 ton, te pojazdy często przechylają się na boki. Zarządzający ruchem w Gdańsku doszli do wniosku, że prawdopodobnie autobusy elektryczne będą obsługiwały tylko tzw. „dodatki”, czyli kursy w godzinach porannego i popołudniowego szczytu.
– Ot, droga zabawka – podsumowuje kierowca z gdańskiego transportu. Gdańszczanie płacą więc bardzo drogo w imię „walki z globalnym ociepleniem”. W zamian dostają beznadziejną usługę.
Spółka Gdańskie Autobusy i Tramwaje lobbując „zielony ład” jeżdżący na prąd z węgla i posiadający baterię, które ciężko jest utylizować a wydobywanie litu do ich produkcji pod względem humanitarnym, pozostawia wile do życzenia problemu jednak nie widzi. I „uspokaja”: – Minęły dopiero trzy tygodnie. Dopiero wdrażamy się w ich obsługę – mówi Anna Dobrowolska, rzecznik prasowy miejskiego przewoźnika.