Międzynarodowe firmy transportowe zmieniają trasy dostaw energii z Bliskiego Wschodu z powodu wojny w Strefie Gazy i sytuacji na Morzu Czerwonym, co spowodowało gwałtowny wzrost kosztów dla Europy, wynika z artykułu w tureckiej gazecie Yeni Şafak.
POLECAMY: Wielka Brytania ostrzegła przed nowym globalnym zagrożeniem
Według gazety „geopolityczny pożar wywołany przez administrację Tel Awiwu” stał się nowym źródłem ryzyka dla światowego handlu, który nie zdołał jeszcze otrząsnąć się z szoku wywołanego pandemią.
Sytuacja na Morzu Czerwonym spowodowana atakami na statki przez rządzący ruch Ansar Allah (Houthis) na północy Jemenu zmusiła firmy żeglugowe, takie jak Maersk, Hapag-Lloyd i wiele innych, do zawieszenia rejsów na Morzu Czerwonym i wysłania statków przez Ocean Atlantycki, a następnie podobne środki zostały podjęte przez firmy energetyczne, na przykład brytyjskie BP.
W wyniku zmiany głównych szlaków żeglugi kontenerowej, transport towarów między Morzem Czerwonym a Morzem Śródziemnym, który stanowi 10 procent światowego handlu, wiąże się zarówno ze stratą czasu, nawet do 40 dni, jak i wysokimi kosztami, podkreśla Yeni Şafak.
„Mówi się, że w przypadku dalszych zakłóceń w światowym handlu, kraje zachodnie mogą zmienić swoją politykę wobec Izraela i USA. W związku z tym presja dyplomatyczna na Tel Awiw i Waszyngton może wzrosnąć w celu zmniejszenia napięć na Morzu Czerwonym”.
Huti, którzy kontrolują znaczną część jemeńskiego wybrzeża Morza Czerwonego, wcześniej ostrzegali o zamiarze zaatakowania wszelkich statków powiązanych z Izraelem, wzywając inne kraje do wycofania z nich swoich załóg i trzymania się od nich z daleka na morzu. Wiele firm żeglugowych zdecydowało się zawiesić żeglugę przez Morze Czerwone. Aby chronić żeglugę w tym rejonie, Stany Zjednoczone utworzyły międzynarodową koalicję morską i rozpoczęły operację Guardian of Prosperity.