Przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu, w dniu 17 stycznia, Janina K., 70-letnia główna oskarżona w sprawie dotyczącej wielomilionowych przekrętów bankowych, kontynuowała składanie swoich wyjaśnień. Te przekręty doprowadziły ostatecznie do bankructwa Banku Spółdzielczego w Grębowie. Stanowczo podkreślała, że nie ukradła ani jednej złotówki klientom.
POLECAMY: Prezes i pracownicy banku w Grębowie wyprowadzili miliony złotych. Jest akt oskarżenia
Podczas dalszego przesłuchania, Janina K. rozpoczęła składanie wyjaśnień w sposób nieskładny i chaotyczny. Wcześniej odnosiła się do odczytanych protokołów przesłuchań w śledztwie. Kolejno analizowała punkty aktu oskarżenia, zaznaczając na wstępie, że nigdy nie kierowała zorganizowaną grupą przestępczą, ponieważ takowej nie istniało w Grębowie.
Nie przywłaszczyłam nigdy pieniędzy z lokat klientów, nie ukradłam klientom ani jednej złotówki. Nie zakładałam również żadnych kont fikcyjnych, to Bożena Sz. zakładała takie konta między innymi na członków swojej rodziny. Nie wydawałam również żadnych poleceń pracownikom banku (w związku z przestępstwami – przyp. autora), nie płaciłam też nikomu dodatkowych pieniędzy, osiągali takie wynagrodzenie, jak wynikało z listy płac. Ja też nie osiągnęłam żadnych korzyści materialnych – wyjaśniała była prezes grębowskiego banku, Janina K. – Tym aktem oskarżenia odebrana została moja wolność i godność człowieka.
Była prezes banku przyznała się do zarzutu wydania zgody na udzielenie kredytów dla siebie i swoich bliskich z naruszeniem przepisów prawa bankowego.
Oskarżona Janina K. ponownie twierdziła, że wszystkie trudności, które doprowadziły do bankructwa, rozpoczęły się za sprawą współoskarżonej Bożeny Sz. Była dyrektor banku jest przekonana, że to właśnie Bożena Sz. zakładała fikcyjne rachunki w latach 2004-2005 i również to ona likwidowała lokaty klientów banku. Zaznaczyła, że nieprawidłowości zaczęły wychodzić na jaw po przejściu Bożeny Sz. na emeryturę w 2021 roku, gdy została członkiem Rady Nadzorczej banku.
– Chyba pod koniec 2012 roku albo na początku 2013 do banku przyszedł klient i okazało się, że choć ma książeczkę potwierdzającą lokatę, faktycznie lokaty tej już nie było. Poleciłam Danucie R. wypłacenie pieniędzy klientowi z mojego prywatnego konta ROR. To było może 20, może maksymalnie 30 tysięcy złotych, nie pamiętam. Zadzwoniłam do Bożeny Sz.i powiedziałam o sprawie, wówczas powiedziała, że nic o tym nie wie i być może jakiś błąd w systemie bankowym jest. Później sprawdzaliśmy to, ale błędu nie było, okazało się, że to Bożena Sz. zlikwidowała lokatę klienta – wyjaśniała Janina K.
Według relacji Janiny K., liczba takich klientów przekroczyła stu w miarę upływu czasu. Kobieta twierdziła, że dla każdego z tych klientów wypłacano pieniądze z jej prywatnego konta na jej polecenie. Niestety, na koncie nie było już wystarczającej sumy, więc zaczęła brać kredyty na siebie i inne osoby z jej rodziny. Pozyskane środki były przeznaczane na zasilanie jej własnego konta, a z niego – na konta klientów, których lokaty zostały wcześniej zlikwidowane.
– To już ogólnie były grube miliony. Ja się ciągle zadłużałam, to się spiętrzało. Ja cały czas miałam nadzieję, że Bożena Sz. odda te wszystkie pieniądze. A my byliśmy tam wszyscy zżyci ze sobą. To był mój błąd, że od razu gdy się dowiedziałam o tych zlikwidowanych lokatach, nie zgłosiłam tego do organów ścigania, ale każdy w banku wiedział o tych lokatach i fikcyjnych kontach. Gdybym zgłosiła to wtedy, bank by upadł, tak jak upadł w 2019 roku – mówiła była dyrektorka Banku Spółdzielczego w Grębowie.
Neosędzia Maciej Olechowski prowadzący proces bez należytego umocowania zwrócił uwagę, że różnica byłaby taka, iż Janina K. nie siedziałaby teraz na ławie oskarżonych. – Tak, teraz mam tego świadomość – przyznała kobieta. – Przez te lata liczyłam na uczciwość Bożeny Sz., a ona nie oddała ani jednej złotówki.
Oskarżona skomentowała także kolejny zarzut dotyczący „zaginionych” 144 tysięcy złotych, które miały miejsce w poniedziałek, 8 lipca 2019 roku. Ta data ma szczególne znaczenie, gdyż właśnie tego dnia wybuchła panika bankowa, a klienci zaczęli masowo likwidować swoje lokaty, wypłacając środki. Bank praktycznie został szturmowany.
– Do piątku sytuacja była normalna. W sobotę i niedzielę pojawiła się jakaś fałszywa informacja, którą zaczęto rozpowszechniać. W efekcie klienci masowo zaczęli wypłacać depozyty. Nasz bank posiada płynność finansową, cała ta sytuacja jest wynikiem fałszywej informacji – mówiła wówczas w rozmowie z nami prezes Banku Spółdzielczego w Grębowie. Dziś wiadomo, że to nie była żadna fałszywa informacja.
– Tamtego dnia o godzinie 8 z minutami, gdy rozmawiałam z Narodowym Bankiem Polskim, weszła nagle kasjerka Sabina S. i powiedziała, że ma biegunkę i wymioty i musi iść do domu. Powiedziałam, żeby przekazała kasę innej kasjerce i aby zgłosiła to do głównej księgowej. Formalnie powinno być tak, że na krótki czas wstrzymuje się prace banku. Należało do piątkowego salda doliczyć wpłacone w poniedziałek pieniądze, odjąć kwotę wypłaconą w poniedziałek i powstałoby wtedy saldo bieżące, należał sporządzić raport kasowy – mówiła oskarżona Janina K. – Czy tak zrobiono? Ja tego nie wiem, ale wszystko wskazuje na to, że nie zrobiono. Wtedy na koniec dnia po sprawdzeniu stanu kasy, a robiło się to każdego dnia, okazało się, iż brakuje ponad 144 tysięcy złotych. Próbowałam się kontaktować telefonicznie Sabiną S., ale ona nie odbierała telefonu. Następnego dnia poprosiłam syna Krzysztofa, żeby do niej pojechał, nie chciała wyjść z domu, choć dzwonił. W końcu wyszła i powiedziała, że jest na zwolnieniu chorobowym, żeby ej nie przeszkadzał. Później dostarczyła zwolnienie chorobowe, ale nie od lekarza rodzinnego tylko od psychiatry. Później dopiero w aktach sprawy widziałam nagranie, jak ona coś tam chowała do torby, a to właśnie ona rano pobierała pieniądze ze skarbca.
Na kolejnym terminie będzie kontynuował przesłuchanie Janiny K.. W środę zdecydował jeszcze o przedłużeniu stosowania tymczasowego aresztowania wobec całej czwórki przebywającej obecnie w miejscach odosobnienia.
Przypominamy, że sprawa jest prowadzona przez osobę nienależycie umocowaną co w konsekwencji powoduje, że na mocy art. 439 § 1 pkt 6 in fine k.p.k. wszystkie podejmowane decyzje przez przebierańca w todze podlegają uchyleniu.