W Lublinie doszło do nietypowej sytuacji, gdzie 62-letnia kobieta, po zaparkowaniu swojego samochodu na chodniku, postanowiła zignorować nałożoną przez straż miejską blokadę na koło i kontynuować podróż. Nawet pomimo umieszczenia mandatu i naklejki ostrzegawczej na drzwiach, które mylnie wzięła za zwykłe ulotki reklamowe.
Incydent ten miał miejsce na ulicy Skierki w Lublinie. Funkcjonariusze straży miejskiej zauważyli, że Toyota zablokowała ruch pieszych, stojąc na miejscu zakazu postoju. W odpowiedzi na to postanowili nałożyć blokadę na koło, uniemożliwiając dalszą jazdę. Choć logicznie rzecz biorąc, nałożenie blokady nie miało wpływu na odblokowanie przejścia dla pieszych, motywy strażników miejskich pozostają niejasne.
Dodatkowo, funkcjonariusze umieścili kartkę informującą o nałożonym mandacie w wysokości 100 złotych i jednym punkcie karnym pod wycieraczką, a także naklejkę ostrzegającą na drzwiach pojazdu.
Po powrocie kobieta nie zauważyła żadnych z tych oznaczeń, wsiadła za kierownicę, ruszyła kilka metrów z założoną blokadą na kole, a dopiero wtedy zorientowała się, że coś jest nie w porządku i zatrzymała się. Niestety, blokada była tak poważnie uszkodzona, że strażnicy miejscy nie byli w stanie jej usunąć, więc musieli wezwać straż pożarną, aby specjalistycznym sprzętem uwolniła koło.
Kobieta tłumaczyła, że nie zauważyła blokady, a informacje o mandacie i naklejce na drzwiach pomyliła z ulotkami reklamowymi, które często są rozdawane na parkingu. Niemniej jednak, jej wyjaśnienia nie przekonały strażników, którzy nałożyli na nią dodatkowe kary. Oprócz mandatu i punktu karnego, kobieta musiała także zapłacić 400 złotych za zniszczenie blokady.